Panie profesorze, skąd ci Ślązacy na Rusi?
Ruś w XIV i XV wieku stanowiła część Królestwa Polskiego. I jak się okazuje, od czasów panowania Kazimierza Wielkiego po czasy Władysława Jagiełły śląskie rycerstwo łatwo mogło otrzymać tam ziemię. Gdyż na Rusi było jej dużo, ludności zaś mało. Przybywało tam więc dużo osadników z zewnątrz. Przybywali z zachodu, z Polski, lecz nie tylko. Wśród tych ludzi było wielu rycerzy śląskich.
Ale dlaczego, skoro Śląsk w XIV wieku przestał być częścią Królestwa Polskiego za Władysława Łokietka i właśnie Kazimierza Wielkiego?
Śląsk, rozumiany jako terytorium, jako prowincja, to jedno. Jednak składające się nań księstwa śląskie, które w początku XIV wieku funkcjonowały w liczbie ponad dwudziestu, to drugie. Serię wojen polsko-czeskich, związanych z roszczeniami króla Czech Jana Luksemburskiego do tronu polskiego i podporządkowaniem się mu większości książąt śląskich, zakończył pokój w Namysłowie w 1348 roku. Wojny te niczego nie rozstrzygnęły i nic nie przyniosły, jeśli chodzi o zmianę układu sił czy podległość książąt śląskich. Pokój potwierdził tylko to, co wcześniej było ustalone. A zostało ustalone już w 1339 roku, kiedy Kazimierz Wielki wydał dokument, w którym nieformalnie zrzekł się praw do księstw śląskich.
A to on takie prawa miał?
Formalnie nie. Trzeba by było robić różne „wygibasy” prawno-historyczne, żeby udowodnić, że miał. Niemniej stwierdził w tym dokumencie, że nie będzie składał sprzeciwu i niepokoił tych książąt, którzy złożyli hołdy Janowi Luksemburskiemu. Meandrując w ten sposób, Kazimierz przyznał Janowi, że co zhołdował, to jego i nie będzie się w to wtrącał. Dopiero późniejsza historiografia uogólniła sprawę, stwierdzając, że było to zrzeczenie się Śląska przez Kazimierza Wielkiego.
Tak czy inaczej, w efekcie tej wspomnianej wojny i zawarcia pokoju w Namysłowie syn Jana, Karol IV Luksemburski inkorporował Śląsk do Królestwa Czeskiego. Drogi Śląska i Polski rozeszły się na dobre.
Jednak co ważne, Królestwo Polskie zwróciło się w inną stronę. Po pewnym czasie zaczął się podbój Rusi Czerwonej, czyli ziem ruskich. Dlaczego? Dlatego, że trzeba było szukać rekompensaty strat terytorialnych na zachodzie i północy. Kazimierz Wielki musiał bowiem zgodzić się także na rezygnację z Pomorza Gdańskiego. Potwierdził to zawierając z Krzyżakami pokój kaliski w 1343 r. Natomiast na wschodzie nadarzyła mu się okazja. Tam w 1340 r. zmarł, otruty przez bojarów książę Bolesław Jerzy Trojdenowicz z dynastii mazowieckiej. Z jego śmiercią tron księstwa halicko-włodzimierskiego opustoszał. Chcieli je zająć Litwini, chcieli przywrócić swe zwierzchnictwo nad Rusią Czerwoną Mongołowie, wielką ochotę mieli też na to Węgrzy. No i wreszcie z roszczeniami wystąpił Kazimierz Wielki. I to on wygrał tę rywalizację. Do Królestwa Polskiego włączył cztery nowe ziemie: sanocką, przemyską, lwowską i halicką.
Tylko że ciągle nie ma tu Ślązaków...
Wkrótce będą! Po włączeniu Rusi Czerwonej do Królestwa Polskiego, rozpoczęło się zagospodarowanie jego ziem i wprowadzanie tam polskiej władzy. Postępowało powoli, bo był to kraj kulturowo inny, prawosławny. Miasta też były słabo zeuropeizowane. Trzeba było na te tereny ściągać ludzi z Polski i nie tylko. I wtedy, za czasów Kazimierza Wielkiego, zaczął się pierwszy etap migracji szeroko rozumianego rycerstwa śląskiego do Królestwa Polskiego.
Mimo iż Śląsk był poza Polską?
Śląskich księstw było dużo, a to oznaczało, że były one małe. Śląscy, a już szczególnie górnośląscy książęta nie zaliczali się do potentatów ekonomicznych. Dlatego też i tamtejsze rycerstwo też nie było bogate. Małe księstwa to małe dobra, przez co też miejscowy rycerz miał niewielkie możliwości zrobienia kariery u boku ubogiego księcia. Górnośląskie rycerstwo nie mogło liczyć na hojne nadania, a to one stanowiły najprostszy sposób wzbogacenia się. Przeciętny śląski książę sam miał tak niewiele, że nie tylko niewiele był w stanie rycerzowi zapisać, ale i rozdawanie domeny skończyłoby się dla niego totalną już biedą. Bywało zresztą, że sam pożyczał od rycerzy pieniądze! Nierzadko więc szansę wzbogacenia się i zapewnienia sobie odpowiednio wysokiego poziomu życia rycerz upatrywał w służbie monarsze. Nawet obcemu. I to się stanie rzeczą właściwie powszednią od końca XIV wieku i przez wiek XV, że rycerstwo śląskie, a szczególnie górnośląskie zaciąga się na służbę u tego, kto dobrze płaci i u kogo można najlepiej zarobić.
A polski król tak dobrze płacił?
Miał czym! Służba u niego stwarzała aż dwie możliwości. Po pierwsze można było nająć się do służby jako typowy najemnik, zaciężny żołnierz. A po drugie jako człowiek, który służąc na monarszym dworze otrzyma od króla dobra ziemskie. Królowie zaś najchętniej udzielali takich nadań na krańcach królestwa. Zasiedlali je rycerstwem, które miało te ziemie cywilizować, ale i stanowić tam taki naturalny element obronny. Przecież każdy rycerz jest zobowiązany do obrony terytorium, na którym posiada dobra. Skoro zaś na tym polega jego obowiązek, to im będzie więcej takich ludzi, tym lepiej będzie strzeżony dany obszar narażony na najazdy. I taki proces zaczął się na Rusi już od czasów Kazimierza Wielkiego. Pierwsi ludzie ze Śląska pojawili się tam w związku z jego kontaktami czy koneksjami rodzinnymi z książętami śląskimi.
Na przykład?
Chociażby Wierzbięta z Palowic, wsi pomiędzy Żorami a Rybnikiem. Pojawił się przy Kazimierzu Wielkim i wkrótce został starostą wielkopolskim, czyli najważniejszym urzędnikiem Wielkopolski, namiestnikiem tej dzielnicy. Którą trzymał w ryzach przez wiele lat. Był jednym z najbliższych doradców Kazimierza Wielkiego, pozostawił po sobie przepiękną kaplicę w klasztorze cystersów w Lądzie. Kolejny przykład – słynny Janko z Czarnkowa, podkanclerzy Kazimierza Wielkiego i znany kronikarz tamtej epoki. A przy tym rodowity Ślązak, jak się niedawno okazało. U boku Kazimierza mamy też Paszka Złodzieja z Pilchowic. Pilchowice to znowuż wieś między Gliwicami a Rybnikiem. Paszko ten został starostą w Bieczu.
Takie były początki, natomiast prawdziwy boom zaczął się za Władysława Opolczyka, kiedy ten został namiestnikiem Rusi. A więc w latach 1372-1378. Opolczyk w tę Ruś zaangażował się nieprawdopodobnie. To jego zasługą jest organizacja Kościoła Katolickiego na tym obszarze. Z powodzeniem zabiegał o arcybiskupstwo i biskupstwa, które tam powstały, fundował klasztory. Dzięki niemu duża część miast otrzymała prawo niemieckie. Za tym szło osadnictwo: szli chłopi, szli mieszczanie. A przede wszystkim rycerze, których tam osiedlał. Z tej szansy skorzystało dużo osób. Zaś ci rycerze, którzy poszli na Ruś, najczęściej pochodzili skąd? Ano z księstwa raciborskiego, opolskiego, bytomskiego, cieszyńskiego, oświęcimskiego, oleśnickiego, nyskiego. Oczywiście na Ruś szli także inni rycerze: Czesi, Niemcy, Węgrzy, Wołosi i naturalnie Polacy z Królestwa Polskiego. Z tych, którzy udali się na Ruś z Opolczykiem i tam się osiedlili, duża część została tam na stałe.
Wspomniał też pan o czasach Władysława Jagiełły.
Gdyż trzecia fala nastąpiła już za panowania tego króla, które przypadło na lata 1386-1434. Ruś przyłączona do Węgier przez Ludwika Węgierskiego, po jego śmierci wróciła do Królestwa Polskiego . Córka Ludwika Jadwiga, która została władcą Polski i potem wyszła za Jagiełłę, zorganizowała wyprawę, która przywróciła te cztery ziemie ruskie Królestwu Polskiemu. Potem doszło jeszcze do tego Podole. I następnie ruszyła owa trzecia fala, już stymulowana nie przez Władysława Opolczyka, tylko przez Jagiełłę.
Jak do tego doszło i dlaczego?
Jagiełło panował długo, bo aż 48 lat. Król toczył dużo wojen, więc potrzebował najemników. Ludzi do oddziałów zaciężnych rekrutowano wszędzie, ale zwłaszcza tutaj, w pogranicznych księstwach górnośląskich. Podczas Wielkiej Wojny Polski i Litwy z Zakonem Krzyżackim (1409-1411) rywalizowano wręcz, kto tu więcej zaciągnie: Krzyżacy czy król Polski. Śląscy zaciężni stawali po obu stronach. Ci, którzy zaciągnęli się na służbę króla polskiego, zazwyczaj wysługiwali sobie dobra.
Częściej niż napełniali sakiewki?
Król płacił im też pieniędzmi. Ale
tylko jeżeli je miał. Ale kiedy brakowało mu żywej gotówki, co
zdarzało się często, zapisywał sumy należne danemu rycerzowi za
ileś tam tygodni czy miesięcy służby na dobrach królewskich.
Technicznie wyglądało to tak, że zapisywał np. 500 grzywien na
jakiejś tam wsi królewskiej. W efekcie tego rycerz przejmował tę
wieś i czerpał z niej dochody, dopóki tych 500 grzywien nie
wybrał. Należności czerpał z czynszów od chłopów, z dochodów
z młyna czy folusza, z karczmy, z ceł... A że nieraz ciągnęło
się to długo, toteż przechodziło na jego syna czy wnuków. To był
jeden sposób. Drugi, z którego korzystano częściej, stanowiło
zapisanie takiej wsi na własność prawem dziedzicznym. Pod pewnymi
ścisłymi warunkami, które określały, że rycerz musi stawić się
na każdą wyprawę wojenną z własnym uzbrojeniem, zbrojnymi, na
dobrym koniu itd. Musiał też mieć, zwłaszcza na Podolu, zgodę
królewską na sprzedanie takich dóbr. Inaczej groziła mu ich
konfiskata. Bo przecież chodziło o to, by tych rycerzy tam
osiedlić.
Taki system dobrze działał?
Osób, które w ten sposób osiedliły się na Rusi, było bardzo wiele. Ich liczbę można oszacować na podstawie dokumentów Jagiełły, spisanych w 1427 r. Wystawiła je kancelaria królewska, ale zgodę na to, o czym stanowił, wyrażało rycerstwo. Dygnitarze, dostojnicy i zwykła szlachta przysięgała Jagielle, że po jego śmierci wybierze na tron Polski jego synów. Ziemianie z ziem sanockiej, lwowskiej, halickiej i przemyskiej, później też z Podola, też to uczynili, przykładając na dokumencie swoje pieczęcie. W efekcie powstało znakomite źródło do zidentyfikowania tych osób. Pieczęci było prawie 400. Możemy więc tych ludzi rozpoznać. A często rzuca się w oczy już samo ich imię, jeżeli to byli Ślązacy szeroko rozumianego niemieckiego pochodzenia. Przykładowo imię Burhardt.
To fantastyczny zabytek, taki dokument z XV wieku zaopatrzony w oryginalne pieczęcie...
Niestety te tzw. akty homagialne z tego okresu nie zachowały się w oryginale. Na szczęście jednak w XVI wieku Jan Zamoyski, późniejszy słynny kanclerz z czasów pierwszych królów elekcyjnych, porządkował archiwum koronne i przepisywał ważne dokumenty tam się znajdujące. I przy okazji, kiedy dotarł do tych aktów, przepisał je i opisał pieczęcie. Mało tego, nawet odrysował te, których nie znał. Nie znał zaś pieczęci z obcymi herbami, bo na polskich się wyznawał. Kiedy więc widział coś dziwnego w takim godle, wtedy je odrysowywał. W ten sposób dał nam możliwość identyfikacji osób noszących takie herby. Gdyż Zamoyski może i ich nie znał, jednak my dziś jesteśmy je w stanie łatwo je rozpoznać. Dzięki temu wiemy, że byli to rycerze a to gdzieś z raciborskiego, a to cieszyńskiego, a to z Dolnego Śląska. Na tej między innymi podstawie, a także opierając się na innych przesłankach źródłowych, obliczyłem, że wśród tych 400 osób około 40 stanowili Ślązacy.
Jeden na dziesięciu to dużo?
Nawet bardzo dużo! Ponieważ połowa z tych 400 to Rusini. Do przybyszów należało jakieś 200 osób, w tym w większości wywodzących się z Królestwa Polskiego, ale byli też Węgrzy, Wołosi, kilku Niemców i Czechów. Z uwagi na to śmiało można powiedzieć, że grupa tych czterdziestu Ślązaków to aż czterdziestu. Czy też aż 40 rodów, wywodzących się z naszego regionu, które na Rusi znalazły swoje miejsce na ziemi.
Jaką rolę odegrali na Rusi ci śląscy kolonizatorzy?
Wprowadzali nowe metody gospodarowania, którymi posługiwano się już na Śląsku. M. in. zakładali w swoich dobrach hodowle koni i stawy rybne. Gospodarcze metody, które u nas były już normą, tam przeszczepiali jako nowinki. Ponadto fundowali kościoły i uposażali nowo zakładane parafie. Dosłownie przenosili na wschodnie tereny Królestwa Polskiego najnowsze zdobycze zachodniej cywilizacji.

Może Cię zainteresować: