Nie będę pytał, czy „Marsz 4
czerwca” to przełom na opozycji, bo to już pan chyba gdzieś
powiedział. Więc na czym ten przełom polega?
Ludzie
uwierzyli, że mogą wygrać. W polityce, jak w życiu, ewolucyjnie
opłacalną postawą zawsze było przyłączanie się do
silniejszego. Wyborcy chętniej przyłączają się do zwycięzców,
a tej wiary dotychczas brakowało na opozycji. Piszę o tym w swojej
nowej książce: „100
najsłynniejszych eksperymentów psychologicznych świata i
ich znaczenie dla rozumienia polityki”: nie da się wygrywać
wyborów, jeśli twoi wybory nie wierzą, że je wygrasz. W niedzielę
był marsz, frekwencyjny nokaut. Ludzie zobaczyli, policzyli się. To
już jest psychologicznym zwycięstwem.
Roman
Giertych mówi: był milion ludzi. TVP pyta: „A był jakiś
marsz?”. Od kiedy marszami wygrywa się w Polsce wybory?
Po
pierwsze, Giertych kłamie o milionie. Ale na te szacunki jest dobry
sposób: wziąć milion Giertycha i zero TVP Info, dodać do siebie,
podzielić przez dwa i wyjdzie nam prawdziwa liczba uczestników
marszu. Czy marszami wygrywa się wybory? Nie, nie wygrywa. Ale takie
demonstracje mają ten aspekt psychologiczny, który od wczoraj
widać na twarzach polityków PiS. A nawet wcześniej: te haniebne
spoty z ujęciami z Auschwitz, te słowa o „marszu agentury”
Antoniego Macierewicza, to zagadywanie, kłamanie, dezawuowanie
demonstracji przez władzę i posłusznych jej młotkowych w mediach
publicznych… Widać, że strach zajrzał rządzącym w oczy.
Polityka zawsze była grą psychologiczną i w tym znaczeniu „Marsz
4 czerwca” można uznać – teraz powiem po angielsku: za „turning
point” lub „gamechanger” w Polsce.
Gejmczendżer
to chyba polskie słowo. A poważnie: mobilizacja przeciwko PiS nie
pierwszy raz za dobrej zmiany wysyła tłumy na ulice. Dlaczego tym
razem miałby być przełom?
Przez
liczebność i – trzymając się alternatywnego słownika języka
polskiego – tajming. Ten marsz przykrył wszystkie inne marsze
opozycji, wszystkie marsze w ogóle, oprócz marszów papieskich. A
tajming? Do wyborów mamy cztery miesiące. Po prostu nie ma za dużo
czasu, żeby ta energia się rozpłynęła. A reakcje polityków i
propagandystów PiS tylko zdenerwują ludzi i zwiększą efekt
oddziaływania tej demonstracji.
Zgadza
się pan, że to pierwsza rzecz, która udała się PO i Tuskowi od…
ciężko w ogóle powiedzieć o kiedy? Takie komentarze.
Zgadzam
się, że się udało i to efekt pracy na opozycji sprzęgniętej z
katastrofalnymi posunięciami rządu: cyrkiem z wetem prezydenta
Dudy, haniebnymi spotami…
Czy
ludzie sympatyzujący z opozycją i tak nie przyszliby na protest
przeciwko PiS?
Odpowiem
inaczej: gdyby Jarosław Kaczyński w pewnym sensie posłuchał pana
redaktora i zrobił kontrmanifestację, taką „murem za władzą,
przeciwko opozycji”, byłby to jego największy błąd. Prawo i
Sprawiedliwość ze swoimi zdolnościami organizacyjnymi, nie byłoby
w stanie zgromadzić na takim marszu nawet 5-krotnie mniejszego
tłumu. To również świadczy o nastrojach społecznych, jakie mamy
dziś w Polsce.
Może Cię zainteresować: