Ruch Chorzów liderem I ligi.
Chciałem zapytać, jak nastrój pana profesora.
Wspaniały! Nie dość, że Ruch lideruje, to jeszcze wszyscy grają na niego.
Resovia wygrywa z Puszczą, Chrobry z Arką a ŁKS traci punkty z
Podbeskidziem. Śledzę uważnie, serce bije mi mocno. Tak jak
rekordem były kiedyś kolejne spadki Ruchu do niższych ligi, teraz
awans do Ekstraklasy, po awansach rok po roku, też byłby rekordem
świata. A gdyby tak jeszcze zdobyli piętnaste mistrzostwo...
Tu
się pan profesor nieco rozpędził.
Tak,
bo to moje wielkie marzenie (śmiech). Kiedyś powiedziałem, że żyć
będę tak długo, dopóki mój Ruch nie dołoży piętnastej
gwiazdki. Wtedy, jak biblijny Symeon powiem: „Panie, możesz
zabierać duszę mą!” (śmiech).
Jeśli
już Ruch zdobędzie 15. tytuł, mam nadzieję, że dadzą się panu
nim nacieszyć. A zanim do tego dojdzie: jak pan ocenia drużynę,
która – zupełnie niespodziewanie – wygląda jakby faktycznie
mogła bić się o kolejny awans?
Kibicem
Ruchu jestem 70 lat lat. Mistrzostwo Polski wywalczone w roku 1952
pamiętam jak wczoraj. W Polsce zawsze musiało być inaczej, więc
rozgrywki wówczas toczyły się w dwóch grupach i ich zwycięzcy spotkali
się w finałowym dwumeczu. Ruch i Polonia Bytom. W Chorzowie było
7:0, a sam Gerard Cieślik strzelił 4 gole. W rewanżu w Bytomiu, na
śniegu, padł bezbramkowy remis. Powiem panu, że ten mój Ruch
przez 70 lat przyzwyczaił mnie do takiej huśtawki nastrojów, że
sam już nie pamiętam, ile razy mówiłem o tych chłopakach także:
„Wy pierońskie dziady!”. Z miłości oczywiście, bo oni moi są
i stąd również takie emocje. Zawsze byli nieobliczalni. Do dziś
nie pojmę, jak to możliwe, że drużyna z takim dorobkiem
wylądowała na czwartym szczeblu rozgrywkowym. Dożyłem nawet
ligowego meczu z Gwarkiem Tarnowskie Góry!
Jaki
wynik?
Gdy
Ruch w latach 60. czy 70. spotykał się z Gwarkiem z moich
Tarnowskich Gór: towarzysko, w jakimś Pucharze Polski, wygrywał
7:0. 10:0 – taki mecz też pamiętam. Nagle wielka chorzowska firma
przyjeżdża do Gwarka i przegrywa 0:2! Matko Boska, takich czasów
doczekałem! Ale cały czas wierzyłem, że to zbyt wielka marka,
zbyt mocna, by nie mogła się odbudować. Wiedziałem, że Ruch
wróci, jak wrócił Widzew, Stal Mielec, ŁKS… Wróci i już nie
będzie więcej spadał.
Tę
drużynę stać na kolejny awans?
Stać.
Oni sami powinni w to uwierzyć.
To
odpowiedź rozumu czy serca?
Bardziej
serca. Rozum mówi: „Za wcześnie, kwiatku, za wcześnie”, ale
przecież nie jesteśmy liderem II ligi przez przypadek. Mówię:
drugiej ligi, bo za moich czasów tak się ją nazywało, a
Ekstraklasa była po prostu ligą pierwszą. Sama nazwa Ruch Chorzów
wywołuje szacunek. Swoje przeżyliśmy: wyszliśmy z piłkarskiej
kwarantanny i wracamy tam, gdzie nasze miejsce. Ujmę to tak: chcę
wierzyć, że oni uwierzyli, że mogą awansować. Że nie mogą już
grać nigdzie indziej, tylko na samej górze.
Kogo
w tej drużynie ogląda pan z największą przyjemnością?
Jestem
sentymentalny i największy sentyment mam do „Ecika” Janoszki.
Wybaczam mu ten niewykorzystany karny w Krakowie, bo chciał dobrze,
zmylił rywala, ale strzelił za lekko i bramkarz zdążył obronić.
Przy takim zwodzie i mocniejszym strzale nie miałby szans. Ale ten
Daniel Szczepan… Jak huknął ostatnio z 30 metrów… Z takimi
piłkarzami można myśleć o Ekstraklasie, tym bardziej, że trener
jest bardzo rozsądny, spokojny. Rozmawiam z wieloma ludźmi blisko
Ruchu i widzę właśnie rozsądek i racjonalne budowanie.
Na
koniec: widział pan już pomnik Gerarda Cieślika przed Stadionem
Śląskim?
Jeszcze
nie, muszę wybrać się, najlepiej z synem i wnukami, którzy od
urodzenia słuchają, jak genialnym piłkarzem był Gerard Cieślik.
Moje wnuki oglądają filmy o Cieśliku w internecie, jeden z moim
udziałem zresztą. On był sportową miłością mojego życia. Nie
było większego, przy całym uznaniu dla Pietrzykowskiego, Kuleja,
Szewińskiej… Mnie na widok tego człowieka wilgotniały oczy. Wie
pan, że kiedyś wygłaszając referat o fenomenie Ruchu w Chorzowie
Batorym, gdy doszedłem do nazwiska Cieślika, to nie mogłem
skończyć, bo ścisnęło mnie za gardło? Żaden inny sportowiec
nie wszedł w moje życia tak bardzo jak on. Jest pomnik i wspaniale,
więc teraz czekam jeszcze na stadion jego imienia w Chorzowie.
Problem
jest tylko taki, że trudno zdecydować, czy Cieślik, czy
Wilimowski.
On
sam, skromny człowiek mówił: „Ino Wilimowski!”. Mój tata też
powtarzał: „Janek, nie odbieram ci miłości do Cieślika, ale
Wilimowski to był jedyny taki geniusz”. Tak. Ale Cieślikowi też
się ten zaszczyt należy.
Może Cię zainteresować: