Pan profesor z Ruchem na bieżąco?
Ależ
oczywiście. Przed meczem z Wisłą Kraków drżałem, ale bramka
Michała Feliksa rozwiała wszystkie obawy. To jeden z
najcudowniejszych goli dla Ruchu, jakie w życiu widziałem.
Mocne
słowa!
Tak,
ale prawdziwe. Gerard Cieślik mi się przypomniał. To okładkowe
zdjęcie z jego biografii. On strzela dokładnie z takiej samej
pozycji. Feliks jakby archetypowo zapatrzył się w swojego wielkiego
poprzednika. Proszę go ode mnie uściskał. Z synem i wnukiem
oglądaliśmy jak zdobył tego gola. Jeszcze jeden zawodnik mi się
przypomina. Mecz Polska – Walia w 1973 roku. Robert Gadocha
identycznie złożył się do strzału, ale bramkarz wybronił,
przegraliśmy tamten mecz 0:2. Jeśli ten chłopak, Michał Feliks,
tak potrafi, to wielka sztuka. Mój ojciec powiedziałby, że „zna
geometrię piłkarską” (śmiech).
A
rozumie pan, co stało się z tą drużyną w Sosnowcu? Z Wisłą
2:0, z Zagłębiem 0:2.
Byłem
załamany po tej porażce w Sosnowcu, ale tak bywa w futbolu, a Ruch
miał taką serię, że nie wychodziło. Gubił punkty. W Niecieczy,
z Podbeskidziem... Ale zwycięstwo z Wisłą wspaniałe – ten
skrzydłowy: Wójtowicz niesamowicie szybki, wybiegany, wielki
talent. Teraz już końcóweczka. Mecze barażowe są murowane, ale
tak chciałoby się, żeby uniknąć baraży i wejść do Ekstraklasy
z drugiego miejsca… Będzie dobrze. Z tych ostatnich rywali to
tylko Arki Gdynia się boję. Ale zwycięstwo z Wisłą było
kluczowe. I przypominam, że Ruch ma dużo niższy budżet niż klub
z Krakowa.
Pięciokrotnie.
Wiem
i na tym też polega piękno piłki. Właśnie wróciłem z Rzeszowa,
dziękowałem tam, że Resovia urwała punkty Puszczy. Wszystko się
układa w tej końcówce. Wie pan, ja od 70 lat przejeżdżając
pociągiem przez Batory, zawsze muszę podejść do okna, żeby
dojrzeć stadion. I gdy wczoraj, i dziś jechałem, mówiłem do
towarzyszy podróży, że masztów oświetleniowych już nie ma
Chyba
w końcu powstanie nowy stadion.
Coś
się tam rusza. A jak w końcu się uda, proszę - ochrzcijcie go
imieniem Cieślika. Wilimowski nie przejdzie, nie mam złudzeń.
Zawsze się znajdzie ktoś, komu będzie przeszkadzał jego życiorys.
Z
okazji urodzin Ruchu zmontowaliśmy właśnie ranking 50 najlepszych
piłkarzy w historii klubu. Wilimowski na czele. I proszę się nie
obrazić, ale na drugim miejscu Maszczyk, a dopiero trzeci Cieślik.
Wszystko
rozumiem, nie mam pretensji. Mój ojciec całe życie powtarzał mi:
„Nie odbieram ci miłości do Cieślika, ale prawdziwym geniuszem
był Wilimowski”. Maszczyk miał karierę i osiągnięcia wprost
niewiarygodne. Przecież pierwotnie partnerem Kazimierza Deyny w
środku pola w reprezentacji prowadzonej przez Kazimierza Górskiego
miał był Bronisław Bula. Też fenomenalny piłkarz. Ale ktoś
doradził trenerowi: jeśli chcesz człowieka, który będzie harował
od pierwszej do ostatniej minuty, bierz Maszczyka. Górski posłuchał.
Dziś patrzymy na to wszystko z perspektywy ponad 100 lat historii.
Bo, przypominam, piłkarzem 50-lecia PZPN został Cieślik.
Wtedy
jeszcze nie było wszystkich sukcesów Maszczyka i Ruchu z
Maszczykiem.
Zgadza
się. Pytał pan o 50 najlepszych piłkarzy Ruchu. Ja ich wymieniam
jednym tchem. Bo to też przecież Albin Wira, który nacykał tych
tytułów mistrzowskich w latach 70. i dołożył ten ostatni w 1989
roku. To przecież Wodarz, Peterek, to Alszer i Suszczyk –
najpracowitszy piłkarz w Polsce. To wielkie chłopisko Bartyla, to
obu „Pingoli” (Ryszard Wyrobek i jego syn, Jerzy Wyrobek), to
Drzewiecki, Kopicera, Nieroba, Przecherka, Faber i Benigier. A moja
żona dodałaby jeszcze Antoniego Piechniczka z mistrzowskiego składu
z 1968 roku.
Ta
wiedza przydaje się na uniwersytecie?
Jak
najbardziej. Jako historyk języka mam taki przykład na zajęciach i
egzaminach z gramatyki historycznej. Walter Panchyrz, pomocnik
przedwojennego Ruchu, zdobywca pięciu tytułów mistrzowskich w
Chorzowie. To najważniejszy bohater moich egzaminów, bo na jego
nazwisku pokazuję, jak rozdwajały się samogłoski nosowe. Gdy
chodzi o rozwój samogłosek nosowych w polszczyźnie – zawsze
pojawia się Walter Panchyrz. Perełka nie tylko piłkarska, ale i
językowa.
Panie
profesorze, a gdy student przychodzi na egzamin nieprzygotowany albo
grozi mu oblanie, a wyrecytuje panu skład mistrzowskiej dynastii
Ruchu z lat 50. Albo jeszcze lepiej: przedwojenną drużynę z
Wilimowskim, Wodarzem i Panchyrzem… Ma szanse na zdanie?
Ja
myślę, że tak (śmiech). To może być ostatnia deska ratunku,
zwłaszcza gdy waham się, jaką ocenę postawić. A jeśli student
wie, co językowo wydarzyło się w nazwisku Panchyrza, znaczy, że
czuje gramatykę historyczną.
Na
koniec: co pan czuje, gdy myśli o powrocie Ruchu do Ekstraklasy?
Będzie.
Wierzę. Ruch stanął na nogi – organizacyjnie i sportowo. Kolejne
awanse nie są przypadkowe, czołówka I ligi też nie jest
przypadkowa. Cieszy mnie, że zebrali się ludzie, którym
autentycznie zależy na Ruchu i potrafią ten klub budować. A w
awans wierzę. Ci chłopcy tak cudownie zdobywali punkty w tym
sezonie, czasem w końcówkach, golem w ostatniej minucie. To się
musi udać, bo serca i szczęścia im nie brakuje. I chyba są mocni
psychicznie. I chcę wierzyć, że w Gdyni się nie dadzą.
Może Cię zainteresować: