Profesor Jarosław Dumanowski, polski historyk kulinariów, nazywa kulturę europejską (kulinarną) kulturą panistyczną, czyli chlebową. Oznacza to, że większość jedzenia ma w sobie jakąś ideę ciasta przygotowanego z mąki, a następnie poddanego obróbce termicznej. Brzmi dość logicznie, że to właśnie scala Europę.
Pączek ze skwarkami. Mniam mniam
Pączki, z tego co wiemy, zaczęły swoją karierę w starożytnym Rzymie, gdzie były po prostu smażonymi bułkami, więc wpisują się w wizję profesora. W średniowieczu zaczęto je z kolei faszerować wspomnianymi już szpyrkami, kawałkami kiełbasy czy inną słoniną, która w świeżych pączkach musiała być płynna. Niemieckie pączki tego typu nazywano krapffen, a były podobno tak tłuste, że Europa Zachodnia widziała mieszkańców Cesarstwa podobnie jak my dziś Amerykanów. I wiem, że pączki z mięsem nie brzmią może najbardziej apetycznie na świecie, tak myślę, że mogło to być smaczne. Przepisy średniowieczne już tak mają. Brzmią absurdalnie, a dania potrafią być smaczne. Richtig ślōnsko moczka to przecież piernik zalany słonym wywarem ze śledzi, który to przetestowałem w te święta. I nie dość, że to było dobre, to jeszcze mam dwie osoby, które to potwierdzą same z siebie (jedna jest Ślązaczką, druga nie). Ale wróćmy do pączków.
Pierwsze słodkie pączki przyszły do Europy z Bliskiego Wschodu i były po prostu małymi słodkimi kulkami ze smażonego ciasta. Bardzo proste, ale i smaczne jednocześnie. Jednak należy zaznaczyć, że były słodkie dla dawnych podniebień, które nie znały cukru jako osobno występującego w kuchni. Słodycz czerpano kiedyś z owoców, lub w przypadku pączków - z mleka płynęła słodycz krepla. (Interesujesz się Śląskiem? Zapisz się i bądź na bieżąco - https://www.slazag.pl/newsletter)
Kreple są ino śląskie. Nie niemieckie
A skoro już wywołaliśmy kreple do tablicy, to warto zaznaczyć, że to śląskie słowo jest unikatowe. Z jednej strony mamy jego tłumaczenie po polsku - pączek, ale po pierwsze kreple są starsze niż pączki, po drugie - blisko im do francuskiego słowa crepe, a po trzecie nie mają odpowiednika po niemiecku.
Według wydanej w 1714 r. we Frankfurcie i Lipsku Kroniki Śląskiej ("Der Schlesischen Kern-Chronicke") w odrębnym śląskim języku używanym w mowie i sztuce (poezji) istniało od dawna słowo Kraeppel. W języku niemieckim nie ma jednego określenia na taki wyrób cukierniczy, a słowo Pfannkuchen może oznaczać zarówno pączka, jak i naleśnika. Zatem nasze kreple są całkiem niezwykłe w kontekście zarzucanej nam niemieckości, bo z jednej strony nie są niemieckie, a z drugiej nie są też polskie.
Śląskie kreple różniły się od polskich pączków wielkością (był znacznie mniejsze), czasem bywały bez nadzienia, a jeśli już się pojawiało, to tylko jako marmolada. Posypka nie była obowiązkowa, a jeśli już, to tylko z pudrem. Zatem, gdybyście chcieli na Tłusty Czwartek zjeść richtig krepla, to proście o te małe kreple, najlepiej bez posypki. I bez budyniu czy czekolady, maks to marmelada. Nie dziękujcie za tę gastroporadę. Pyrsk!
Może Cię zainteresować: