Ostatnie ćwierć wieku dla naszych kopalń. A może nawet mniej...
Gdy w 1989 r. Polska rozpoczynał ustrojowo- gospodarczą transformację węgiel kamienny fedrowało 70 kopalń (z czego 65 w Górnośląskim Zagłębiu Węglowym) zatrudniających ponad 415 tysięcy górników. Dziś kopalń jest 19 (z czego 18 w naszym regionie), a liczba zatrudnionych w sektorze wynosi ok. 70 tys. To najlepiej pokazuje skalę przemian, jakie dokonały się na przestrzeni ostatnich 35 lat.
Jeśli traktować poważnie zapisy wynegocjowanej w 2021 r. przez ówczesny rząd i związki zawodowe umowy społecznej, to przed polskim górnictwem jeszcze ćwierć wieku. Zgodnie ze wspomnianą umową (a Minister Przemysłu, Marzena Czarnecka konsekwentnie powtarza, że będzie ona realizowana) ostatnie kopalnie (tj. Ruch Jankowice i Chwałowice KWK ROW, małopolskie KWK Janina i Sobieski oraz lubelska „Bogdanka”) zakończą fedrować w roku 2049.
Czy tak faktycznie będzie? Zdania są podzielone. Dr Jan Rączka, ekonomista i specjalista w obszarze transformacji energetycznej, ochrony środowiska, zrównoważonych finansów i polityk publicznych Fundacji Instrat w niedawnej rozmowie ze SlaZag.pl stwierdził, że węgiel kamienny na Górnym Śląsku będzie fedrowany do roku 2035. Tezą tą uzasadniał szybko malejącym zapotrzebowaniem energetyki i ciepłownictwa na węgiel, a zarazem brakiem konkurencyjności surowca wydobywanego na Górnym Śląsku w stosunku do tego sprowadzanego z zagranicy, ale też i tego wydobywanego w zagłębiu lubelskim.
O możliwości wcześniejszej likwidacji śląskich kopalń
wiele razy mówił też Jerzy Markowski, były wiceminister
gospodarki, który umowę społeczną określa mianem fikcji i
politycznego happeningu.
Kopalnie ciągnie w dół nie tylko ekonomia, ale także geologia
Ostatnie miesiące pokazały, że w harmonogramie likwidacji śląskiego górnictwa poza ekonomią trzeba zacząć poważniej traktować też geologię. To właśnie za sprawą czynników geologicznych - a konkretnie tąpnięcia i późniejszej decyzji nadzoru górniczego niezezwalającego na wznowienie wydobycia w zagrożonym rejonie - o 15 lat wcześniej niż pierwotnie zakładano zakończy pracę kopalnia „Bobrek” w Bytomiu. Dla tamtejszej załogi dzisiejsza Barbórka jest już przedostatnią. Z końcem przyszłego roku ponad stuletnia „gruba” odejdzie do historii.
Przedostatnią Barbórkę pod własnym szyldem świętują również górnicy z Ruchu „Bielszowice” kopalni Ruda w Rudzie Śląskiej. Wedle górniczej umowy społecznej zakład miał działać pod własnym szyldem do końca 2023 r., ale za sprawą wybuchu wojny w Ukrainie, kryzysu surowcowego, rosnącego zapotrzebowania na węgiel i wzrostu ceny tego surowca przedłużono mu życie.
W lipcu 2026 r. KWK Ruda ma się jednak składać już tylko z jednego ruchu („Halemba”), a załoga z obecnych ponad 5 tys. (na obu ruchach) ma stopnieć do niespełna 2900 osób. Reszta przeniesiona zostanie na inne zakłady, bądź też odejdzie z branży, korzystając z jednorazowych odpraw, urlopów górniczych lub urlopów dla pracowników przeróbki – w jakich proporcjach to ma wyjaśnić prowadzona obecnie wśród załogi ankieta.
O końcu wydobycia coraz głośniej mówi się w Łaziskach Górnych, gdzie tamtejsza KWK „Bolesław Śmiały” planowo ma zakończyć fedrowanie w roku 2028. Na razie nic nie wskazuje, by termin ten miał ulec zmianie, ale sytuacja w branży jest dynamiczna. Po lipcowym wstrząsie w kopalni Rydułtowy Polska Grupa Górnicza przyznaje, że ze względu na polecenia nadzoru górniczego zakres eksploatacji uległ tam ograniczeniu. Z kolei po serii tragicznych tąpnięć w KWK Mysłowice-Wesoła z PGG zaczęły dochodzić sygnały o możliwym połączeniu tej kopalni z KWK Staszic-Wujek (w tej drugiej ostatnio doszło do trwającego przez kilka dni podziemnego pożaru).
Może Cię zainteresować: