Gazetowa czołówka wprost krzyczy, kipi aż od emocji:
Wielki proces w Katowicach. Przygwożdżony kłamca. Nie pomogą żadne wykręty. Dokumenty demaskują dr. Fausta
Doktor Faust? Czyżby to ów sławetny czarnoksiężnik, pragnący wiecznego życia, którego rzeczywiście unieśmiertelnił Goethe? A więc proces o czary? Sąd nad człowiekiem, który zaprzedał duszę diabłu? Cóż, metaforycznie może i tak. Ale to XX wiek, rok 1949. Zasiadającym na ławie oskarżonych jest nazista. Jeden z najważniejszych na Górnym Śląsku. Hans Faust.
„Piekielne Anioły” Hitlera
Zeznając, stoi przed sądem wysoki, szczupły i wyprostowany w charakterystyczny dla oficerów pruskich sposób – opisuje go obecny na procesie dziennikarz Kilian Bytomski (zwykły podpisywać się pod swymi artykułami skrótowcem KABE). – Dobrze już łysiejący szatyn o małej głowie, ma twarz bladą, zwiotczałą i jakby zblazowaną, a w twarzy tej świecą stalowe, zimne oczy, które usiłowały zmuszać podwładnych do posłuchu. Faust w zwykłym jenieckim mundurze niemieckim jest wspaniałym okazem junkra pruskiego, opanowanego i pewnego siebie. Jest spokojny, bo ufa prawniczym zdolnościom, kończył uniwersytet w Getyndze...
Jednak Hans Faust nie jest junkrem. I nawet Prusakiem tylko o tyle, o ile może nim być frankfurtczyk. Natomiast prawnikiem jest i owszem (podobnie jak był Goethe), studia ukończył w Getyndze. Znalazł pracę w zawodzie, w służbie cywilnej. Nie przeszkadzała w politykowaniu, Faust wstąpił do liberalno-prawicowej DVP. Może jej rozwiązanie w 1933 r. sprawiło, że podryfował ku triumfującym narodowym socjalistom Hitlera. Na początek wstąpił do NSKK – Narodowo-Socjalistycznego Korpusu Motorowego. Brzmi niewinnie, lecz nie było to stowarzyszenie miłośników motoryzacji. Nationalsozialistisches Kraftfahrkorps (NSKK) to zmotoryzowane formacje SA, hitlerowscy bojówkarze na samochodach i motocyklach.
Przygoda Fausta z nazistowskimi Hells Angels wciąga go w kolejne kręgi piekieł. Najważniejszy w życiu cyrograf sygnuje w roku 1937, zapisując się do NSDAP. Zapewne nie przeczuwa jeszcze, że drogo za ten podpis zapłaci. Tymczasem pnie się w górę – z landrata awansuje na zastępcę prezydenta rejencji w Pile, w 1938 r. otrzymuje takie samo stanowisko w większym Wiesbaden. W 1941 r. ścieżka kariery w nazistowskiej nomenklaturze doprowadzi go na stanowisko kierownika wydziału prezydialnego nadprezydium prowincji górnośląskiej. W praktyce: jednego z zastępców jej nadprezydenta, gauleitera NSDAP Fritza Brachta.
W bieżącej działalności administracyjnej Brachta zastępowali jego zastępcy w randze prezydentów rejencji, pełniących jednocześnie funkcje kierowników oddziału prezydialnego. Pod ich jurysdykcją znajdowały się przede wszystkim kluczowe sprawy narodowościowe, w tym realizacja volkslisty. Pierwszym zastępcą Brachta był – do 1943 r. – Hans Faust – pisze prof. Ryszard Kaczmarek w książce „Pod rządami gauleiterów”.
Władza i wpływy
Szef Fausta ceni, swoje uznanie wyrażając słowami:
Świadomy odpowiedzialności i nieuciekający przed obowiązkami zastępca.
Jakby mu to przepowiedział. Parę lat później Faust rzeczywiście podniósł odpowiedzialność i nie uciekł... wprawdzie nie tyle przed obowiązkami, co przed karą w związku z ich pełnieniem.
A jakie to obowiązki? Będzie o nich mowa w akcie oskarżenia.
Ponownie zacytujmy prof. Kaczmarka:
Jeżeli wierzyć relacji Otto Ulitza, Faust miał po odejściu Wagnera decydujący wpływ na realizację polityki narodowościowej w prowincji. Ulitz, który czuł się odsunięty na bok od 1941 r. pisał już po wojnie: Gauleiter [Bracht - R.K.] był w swoich postawach pod silnym wpływem swoich zastępców. Jeżeli chodzi o volkslistę wpływ prezydenta rejencji jest poza wszelką wątpliwością. Właśnie on naciskał na rozszerzenie zasady przydzielania III grupy volkslisty jak najszerszej grupie Górnoślązaków, nakłaniając do realizacji takiej polityki Brachta. Akcja wpisów szczególne trudności i opóźnienia spowodowała w przypisaniu do grupy III. Dopiero zmiana rozporządzenia z 31 stycznia 1942 r. dala możliwość masowego wpisu do tej grupy. W rejencji katowickiej bez jej części pruskiej na 1,4 miliona mieszkańców prawie 95% znalazło się na volksliście, z tego około 1 milion w grupie III52. Jak najszersze, „liberalne” traktowanie pojęcia „osób nadających się do zniemczenia” było pomysłem właśnie Fausta, nakłaniającego do tego Brachta.
Faust nie kieruje wysiedleniami ludności uznanej za polską, ani wywozem Żydów z zagłębiowskich gett na śmierć w komorach gazowych obozu zagłady w Oświęcimiu-Brzezince. To nie jego kompetencja. Ale o jednym i drugim wie dobrze. Uczestniczy w naradach, podczas których mówi się o wysiedleniach, jednej nawet z udziałem samego Himmlera. Pozycja, autorytet, władza i wpływy zastępcy nadprezydenta są więc znaczne. Faust potrafi postawić się samemu szefowi katowickiego gestapo, Rudolfowi Mildnerowi.
W 1942 r. polski rząd emigracyjny wnioskuje do Międzynarodowej Komisji Badania Zbrodni Wojennych o ściganie m.in. Fausta. Ten ostatni zbiegnie ze Śląska w styczniu 1945 r., unikając w ten sposób pojmania przez Sowietów, ale Polakom się nie wymknie. W 1945 r. aresztują go Amerykanie i przekażą władzom polskim.
„Niewidzialny” doktor Faust
W 1947 r. Faust wraca do Katowic. W tamtejszym areszcie długo czeka na sąd. Sformułowanie zarzutów i aktu oskarżenia ciągnie się miesiącami. Okazuje się, że dla większości Ślązaków Faust był jakby... niewidzialny. Mimo iż jego kompetencje i działalność dotyczyły setek tysięcy z nich, praktycznie nic o tym nie wiedzieli. Odzew na prasowe apele o zgłaszanie się świadków zbrodni i przedkładanie dokumentów dotyczących Fausta okazał się mniej niż mizerny. Lepiej było z dokumentacją, szczególnie z dobrze zachowanymi urzędowymi aktami z Tarnowskich Gór. Nie znaleziono jednak podstaw, by – oskarżyć Fausta, iż – jak zapowiadała prasa – brał udział w akcji eksterminacyjnej, prześladowaniach, zabójstwach.
Akt oskarżenia powstał 22 listopada 1947. Zarzucał Faustowi, iż jako stały zastępca gauleitera i nadprezydenta Górnego Śląska działał na szkodę Państwa Polskiego i polskiej ludności cywilnej przez to, że brał pośrednio i czynny udział w akcji germanizacyjnej uprawianej na szeroką skalę ze strony okupanta w stosunku do miejscowego społeczeństwa polskiego. A ponadto (oto bezpośredni skutek cyrografu z 1937 roku!), że brał udział na stanowisku kierowniczym w NSDAP, a zatem organizacji przestępczej i uznanej przez władze państwa niemieckiego, a mającej na celu zbrodnie p-ko pokojowi, zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciwko ludzkości.
Później doszły dodatkowe oskarżenia. Faust początkowo nie przyznał się do winy. Jak na prawnika, nie popisał się przyjętą przezeń linia obrony. Kompletnie nie wyczuł, że, nie będzie najmądrzejszym pomysłem przekonywanie polskiego sądu, iż zwalczanie języka polskiego (a i czeskiego) wyłącznie na Śląsku leżącym przed wojną w granicach Niemiec było uzasadnione. Za niewiarygodne uznano też naiwnie brzmiące tłumaczenia, jakoby nie znał programu NSDAP czy prawa międzynarodowego. Na koniec procesu Faust w dość ogólnikowych słowach pokajał się. Chyba jednak uznano to nie za wyraz szczerej skruchy, a rozpaczliwej, lecz przemyślanej taktyki. Może i słusznie.
Obrońca z urzędu, adw. Breguła przedstawia szereg okoliczności, zmniejszających winę Fausta, prosząc sąd o łagodny wyrok. Faust w ostatnim słowie okazuje skruchę, stwierdzając, że żałuje czynów, którymi jako urzędnik pogwałcił prawa polskie i prawa międzynarodowe. Kaja się i uderza w ton „poczciwości“, robi się na typ mitycznego „dobrego Niemca", który jako człowiek nie dopuścił się żadnego przestępstwa W ten sposób bronili się wszyscy zbrodniarze niemieccy i wszyscy okazywali taką sama skruchę. I dlatego w skrusze dr Fausta brzmią wilcze tony – pisał Bytomski w relacji z procesu.
Wyrok
4 kwietnia 1949 sąd uznał Hansa Fausta winnym zbrodni przeciwko ludzkości, współdziałania w akcji germanizacyjnej i związanej z nią akcji eksterminacyjnej. Oskarżonemu tylko w jednym dopisało szczęście – skazano go z artykułu, który nie przewidywał kary śmierci. Sąd wymierzył Faustowi karę 12 lat więzienia, z zaliczeniem na jej poczet okresu aresztu w latach 1947-1949, utraty praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na 5 lat oraz przepadek mienia na rzecz Skarbu Państwa Polskiego.
Omawiając omawiany proces, trzeba stwierdzić, że był on w równej mierze procesem samego Fausta i narodowosocjalistycznej polityki germanizacyjnej na Górnym Śląsku w ogóle – pisze historyk Mirosław Węcki w biografii Brachta.
Z powodu niemożności postawienia Brachta przed sądem (gauleiter prawdopodobnie popełnił samobójstwo 9 maja 1945 r.) proces doktora Fausta był pewną namiastką rozprawy przeciwko nazistowskiemu namiestnikowi Górnego Śląska i całemu złu, jakie symbolizował.