Piłkarze z Bukowej przed rundą wiosenną nie byli faworytami do awansu. Zajmowali miejsce w środku tabeli, do miejsca dającego udział w barażach tracili siedem punktów, ale z meczu na mecz sytuacja zmieniała się. Kolejne zwycięstwa sprawiły, że w ostatniej kolejce wygrana w Gdyni dawała GieKSie bezpośredni awans. I tak się stało – GKS po golu Adriana Błąda wygrał 1:0 i po 19 latach wrócił do elstraklasy.
„W oczach pojawiły się łzy, to chyba normalne...”
Awans, zwłaszcza bezpośredni, jest zaskoczeniem?
Nie będę „oszukiwał”, że do tego momentu nie przygotowaliśmy się. Bo to nie jest tak, że mamy awans i teraz nie wiem, co się z nami dzieje. Spokojnie. Dużo rzeczy było planowanych dwutorowo i ta druga ścieżka mojej pracy, szczególnie z dyrektorem Dubasem, była przygotowaniem do tego, że z końcem sezonu będziemy w Ekstraklasie. Wiele rzeczy mamy już dopracowanych, więc jest teraz trochę czasu na to, żeby odsapnąć po tym wysiłku. (Interesujesz się śląskim sportem? Zapisz się i bądź na bieżąco - https://www.slazag.pl/newsletter).
Co pan powiedział piłkarzom przed meczem w Gdyni?
Bardzo mało, naprawdę mało. Powiedziałem im, że są po prostu gotowi. Nie chciałem „przegrzewać”, ani tonować. Widziałem, w jaki sposób oni jadą na ten mecz, jak są przygotowani. Przez ten czas pracy z nimi doprowadziliśmy do momentu, kiedy ta skala emocji była na takim poziomie jaki sport ma dawać. Nie mogła pójść ani do góry, ani spaść poprzez stres.
Przed meczem na treningu Arki pojawili się gdyńscy kibice, którzy chcieli odpowiednio „zmotywować” swój zespół na GKS Katowice. Nagranie z pełną wulgaryzmów „przemową” trafiło do sieci, obrażani byli przy okazji piłkarze GieKSy…
Wydaje mi się, że kibice Arki sami mieli kaca moralnego, bo potem, na meczu, świetnie dopingowali swój zespół. Te 13 tysięcy sprawiło, że poczuło się „nową Bukową”, bo wiem, co kibice będą robić, kiedy zespół za kilkanaście miesięcy grać będzie na nowym stadionie. Ale to, co się wydarzyło na treningu Arki, to rzeczywiście niewytłumaczalne. Nie rozumiem tego i nie akceptuję.
Po meczu zareagował pan bardzo emocjonalnie.
Pracą trenera jest to, żeby ukrywać pewne emocje przed zespołem, ale też jestem człowiekiem. Jak sędzia zagwizdał po raz ostatni, to wiedziałem co się stało. W oczach pojawiły się łzy, to chyba normalne…
Podczas poniedziałkowej fety w Katowicach usłyszał pan przeprosiny od kibiców…
To nie chodzi o to, że mam satysfakcję. To nie tędy droga. Satysfakcję chciałbym mieć z wychowania synów. A jeżeli ktoś, kto był do mnie źle nastawiony, robił mi trochę przykrości – jeśli przeprosił i jest to szczere, to nie ma tematu. Ja te przeprosiny przyjmuję i nie ma sprawy.
„Ja jestem z Bytomia, z blokowiska. Tam się tak łatwo białej flagi nie wywiesza”
Najtrudniejsze momenty w ciągu pięciu lat pracy w GieKSie?
Zdarzały się różne momenty, te trudne także. Tak to już jest w sporcie, że ta parabola lata. Ale z trudnych momentów, jak myślę, wychodziłem obronną ręką. Co więcej, te trudne momenty budują, uczą i to już nie tylko jako trenera, ale i jako człowieka. Mogę dziś więc powiedzieć, że to piękne pięć lat.
Czyli nie było sytuacji, w której chciałby pan rzucić to wszystko i…
Wie pan, ja jestem z Bytomia, z blokowiska, a tam się tak łatwo białej flagi nie wywiesza. Tam trzeba było nieraz walczyć o to, żeby mieć jakąś pozycję na osiedlu. Dlatego nigdy nie chciałem tego rzucić, zawsze mówiłem, że dam radę. Mimo kryzysów. Chociaż oczywiście, moje najbliższe otoczenie wiele razy mówiło: „Rafał, weź to rzuć, bo ciężko ci i każdy to widzi, a rodzina w szczególności”. Ale z problemów wychodziłem obronną ręką.
Kiedy pan uwierzył w to, że awansujecie?
Jeślibyśmy przegrali z Wisłą Kraków i przegralibyśmy mecz z Arką, a wyniki mogły się różnie poukładać, to mogliśmy nie być nawet w barażach. Nie było więc takiego jednego momentu. Tak, wierzyłem w to bardzo mocno, ale ta liga, te zespoły były bardzo wyrównane. Dopiero jak zabrzmiał ostatni gwizdek w Gdyni, wtedy wiedziałem, że jesteśmy w Ekstraklasie.
Przed rundą wiosenną niewiele jednak na to wskazywało.
Zaczynając rundę wiosenną mieliśmy wypracowanych już wiele rzeczy w porównaniu z poprzednią, która zabrała nam sporo punktów, mimo naszej dobrej gry. Z jednej strony wiedzieliśmy, że mamy ogromny deficyt punktowy, a z drugiej, że stać nas na dużo. Mieliśmy 7 punktów straty do miejsca barażowego, 10 do bezpośredniego awansu, a 7 punktów za nami była drużyna, która spada. Wszystkie te rzeczy braliśmy pod uwagę i szukaliśmy recepty na każdą z tych sytuacji, jednak mi się wydawało, że jesteśmy bardzo bliscy tego, żeby gonić, a nie żeby uciekać. I tak się stało. Drużyna grała bardzo dobrze i goniła. Goniła, goniła aż dogoniła.
Zespół wiosną był bardzo rozpędzony i strzelał mnóstwo bramek. 8:0 ze Stalą Rzeszów, 5:2 z Wisłą Kraków…
Wydaje mi się, że to efekt pewnego napięcia wewnątrz klubu, a dwa – jeżeli już zaczęli strzelać i wygrywać, to coś w nich pękło – ta kwestia, że nie ma rzeczy niemożliwych do zrobienia. I było widać, jak w szatni piłkarze sami się „nakręcają”. Zaczęli wierzyć bardzo mocno w to, że są w stanie dogonić rywali. I, jak to w sporcie, najnormalniej w świecie utrzeć nosa tym, którzy w nas nie wierzyli, w drużynę, w trenera. Ale to nie było coś takiego, że „my wam teraz pokażemy, a potem nie będziemy się do was odzywać”. Chodziło po prostu o to, żeby pokazać, że jesteśmy wartościowi.
„To jak scenariusz na fajny film”
Awans na 60-lecie klubu to, bez dwóch zdań, dobra rzecz. Na dodatek Ekstraklasę kibice będą mogli oglądać także na nowym stadionie, chociaż pierwsza runda czeka zespół jeszcze na starym obiekcie…
To jak scenariusz na fajny film. Tyle rzeczy się zazębiło, zgrało, że jak ktoś chciałby to kiedyś zebrać to kupy, to niezła sensacja by z tego była (śmiech). Ale fajnie, że stara Bukowa dostanie piękną nagrodę za to, że tyle lat na ten awans czekała. A potem wiadomo, będziemy czekać na nowy stadion – mam nadzieję, że zagramy na nim już wiosną przyszłego roku.
Co ze składem, który wywalczył awans?
Zawodnicy, którzy ten sukces osiągnęli będą przez nas traktowani priorytetowo. Myśmy tę pracę wykonywali wokół nich. Dwóm zawodnikom kończą się kontrakty, reszta te kontrakty ma. Nas, jako klub, organizację, nie będzie stać na to, żeby te kontrakty rozwiązywać, ale chodzi o to, że jeśli coś planowaliśmy, to świadomie.
Pojawią się nowe nazwiska w sztabie szkoleniowym i zespole?
Mamy wolne miejsca w sztabie i chciałbym go uzupełnić o nowych ludzi, bo Ekstraklasa to całkowicie inne wymagania niż I liga. Wchodzimy na bardzo poważny poziom gry i musimy być poważnie przygotowani. Niczego nie może zabraknąć w kwestii merytorycznej, w kwestii wiedzy i różnic w przygotowaniach. Liczy się każda składowa. Co do zespołu – będę się upierał, że nasza pięcioletnia praca, nasz system gry, to jednak spory handicap. Mam swój pomysł, sporo jest już zrobione w kwestii przygotowań. A personalnie? Zobaczymy. Nie odważyłbym się jednak tej drużyny rozwalać, bo serce tego zespołu jest ogromne. To bardzo duży kapitał. Oczywiście, przeanalizowaliśmy, którzy zawodnicy będą dostępni na rynku, na każdą pozycję mamy wybranych po 5-6 piłkarzy, którzy muszą być w kręgu naszych zainteresowań. Ale jeszcze raz: priorytetowo będziemy traktować zawodników, którzy wywalczyli awans.
GieKSę czeka walka o utrzymanie w Esktraklasie?
Wiem, że to będą obsesyjne, pełne pasji przygotowania. Będziemy traktować Ekstraklasę krok po kroku, mecz po meczu i nie będziemy mówić o tym, że chcemy się utrzymać, bo to dla każdego beniaminka jest sprawą priorytetową. Natomiast dla nas najważniejsza będzie droga.
------------------------------------
Rafał Górak (ur. 30 marca 1973 w Bytomiu), były piłkarz grający na pozycji obrońcy, a obecnie trener. Jako piłkarz grał w Polonii Bytom, Rymerze Niedobczyce, Kalwariance Kalwaria Zebrzydowska, Górniku Wojkowice, Polonii/Szombierkach Bytom, Polonii Bytom, Szczakowiance Jaworzno i Ruchu Radzionków. Jako trener pracował w Ruchu Radzionków (2006-2010), GKS Tychy (2011), GKS Katowice (2011-2013) BKS Stal Bielsko-Biała (2013-2017), Elanie Toruń (2017-2019), a od 2019 roku w GKS Katowice.