Eksperci od wielu lat wytężają swoje umysły, aby wymyślić idealny lek dla polskiego futbolu. Jak na razie przeróżne pomysły przynoszą marne efekty. Rozwiązanie wydaje się proste, a zarazem niemożliwe do zastosowania. Należałoby sklonować Marka Papszuna oraz całą jego drużynę. Wtedy nie musielibyśmy drżeć każdego lata o postawę naszych klubów w europejskich pucharach.
Raków Częstochowa znowu udowodnił, że niemożliwe nie istnieje. "Medaliki" w IV rundzie eliminacji Ligi Konferencji Europy trafili na Slavię Praga. Czesi wzbudzali respekt, bo klubowy futbol u naszych sąsiadów jest bardziej rozwinięty. Na szczęście to częstochowianie ich wylosowali, a nie Lech Poznań, który choć też pokonuje kolejne rundy, to jednak w wielkich męczarniach i z teoretycznie znacznie słabszymi przeciwnikami.
Trener Papszun zbudował zespół, który potrafi dopasować się do każdego przeciwnika i znowu mogliśmy to zobaczyć na własne oczy. Kiedy trzeba się bronić, to Raków przed polem karnym stawia mur, który ciężko przebić. Kiedy jest okazja, aby zdominować przeciwnika na jego połowie, to drużyna z Częstochowy potrafi to zrobić.
W czwartkowe popołudnie Raków tylko na początku pierwszej połowy miał niewielkie problemy. Slavia jednak tylko dwa razy zagroziła wicemistrzowi Polski i szybko pożałowała, że żadnej z tych okazji nie wykorzystała. Częstochowianie szybko się obudzili, przejęli inicjatywę, a następnie ją udokumentowali. Pierwszego gola strzelił Ivi Lopez, który zabawił się z dwoma obrońcami i z szesnastu metrów pokonał bramkarza.
Futbol jednak bywa niesprawiedliwy i czasami wystarczy łut szczęścia, aby złapać trochę oddechu. Do Czechów los uśmiechnął się w 61. minucie, gdy Tomas Holes dośrodkował w pole karne. Z podania wyszedł mu strzał, bramkarz Kacper Trelowski tego nie przewidział i padła kuriozalna bramka dla gości.
Gracze Slavii widocznie sami byli tym faktem zaskoczeni, bo tuż po wznowieniu gry zapomnieli o obronie. Z remisu cieszyli się tylko dziesięć sekund, bo do dalekiego podania ruszył Fran Tudor, z łatwością wbiegł w pole karne i na trybunach częstochowskiego stadionu wybuchła euforia.
Do końca spotkania wynik się nie zmienił. Raków Częstochowa wygrał 2:1 i z taką zaliczką za tydzień uda się do stolicy Czech. Po spotkaniu jednak wściekły był trener Papszun, a wszystko przez sędziów, którzy pozbawili przedstawiciela PKO Ekstraklasy znacznie wyższego zwycięstwa.
- Mogę być tylko dumny ze swojej drużyny, szczególnie biorąc pod uwagę skandaliczne sędziowanie - dwa rzuty karne, dwie sytuacje sam na sam wstrzymane, jeden spalony, przy którym trzeba być ślepym, że jest mijanka oraz faul, którego nie było, a Ivi mógł wyjść sam na sam. Duży wpływ na wynik miał sędzia, tym bardziej szacunek dla nas, że z mocnym rywalem potrafiliśmy długimi fragmentami dominować - komentuje szkoleniowiec "Medalików".
Papszun przyznał otwarcie, że jedyne, czego obawia się przed rewanżem, to pracy sędziów. Pod względem piłkarskim Raków wyraźnie pokazał, że jest zdecydowanie lepszy od Slavii. Trener gości zresztą sam to przyznał.
- Z ciężkim sercem przyznaję, że Raków był lepszy od nas pod wieloma względami. (...) Był to jeden z najlepszych bloków defensywnych, z jakimi się mierzyliśmy w europejskich pucharach i wiedzieliśmy to przed meczem, że mają znakomitą obronę i odpowiednich wykonawców do takiego stylu gry. Nie wiem, czy ktoś był tak agresywny i skuteczny. Po strzeleniu gola grali tak, jak lubią i z takim rywalem się ciężko odrabia straty - mówi Jindrich Trpisovsky.
Może Cię zainteresować:
Jestem Niemcem, ale też Polakiem, bo urodziłem się na Górnym Śląski – tłumaczy Lukas Podolski
W tej chwili Raków dzieli zaledwie 90 minut od historycznego awansu do fazy grupowej europejskich pucharów. Liga Konferencji Europy jest już na wyciągnięcie ręki i oby tak się stało. Tym bardziej że jest duża szansa na dwa polskie kluby w tych rozgrywkach, bo o krok od awansu jest także Lech Poznań, który w czwartek pokonał luksemburski Dudelange 2:0.
Raków jednak może żałować jednej rzeczy. W przypadku awansu do fazy grupowej nie będzie mógł grać na własnym stadionie. Obiekt w Częstochowie nie spełnia wymagań UEFA. Jeżeli uda się wyeliminować Slavię, to jesienią kibice będą musieli jeździć do Bielska-Białej na stadion Podbeskidzia.