Jedenastu ratowników z Polskiej Grupy Górniczej wyleciało w środę, 8 lutego, do Turcji. Razem z nimi 43 medyków ze szpitali wojskowych we Wrocławiu, Bydgoszczy oraz Warszawie. Boeing 737-800 lądował Adanie oraz Gaziantep, tak jak Hercules C-130, którym na miejsce dostarczono sprzęt.
- Stamtąd ruszyliśmy w kilka miejsce, aby dowiedzieć się, gdzie potrzebne jest wsparcie - relacjonuje jeden z ratowników górniczych.
Ostatecznie dołączyli do Grupy HUZAR Państwowej Straży Pożarnej i od razu ruszyli w wyznaczony rejon działań, aby zmagać się ze skutkami tragicznego trzęsienia ziemi.
- Czwarte piętra budynków są na wysokości, gdzie normalnie powinny być pierwsze. Każdego dnia musimy przedostawać się do gruzowisk, gdzie według relacji sąsiadów mogą znajdować się ludzie. Odkrywamy to warstwa po warstwie. Widoki są makabryczne. Ciała dzieci, nastolatków, dorosłych... - opowiada ratownik górniczy.
Warunki na miejscu są bardzo trudne. Ratownicy w miarę możliwości korzystają z ciężkiego sprzętu, ale bywa i tak, że muszą przeciskać się przez wąskie szczeliny, aby dostać się pod gruzowisko.
Może Cię zainteresować:
Kiedy wróci ŚKUP? Nie wiadomo. "Udało się odtworzyć bezpieczną infrastrukturę"
Ratownicy górniczy pozostają w gotowości
Swoją pomoc podczas akcji ratowniczo-poszukiwawczej po trzęsieniu ziemi w Turcji zaoferowało w sumie około 50 ratowników z Polskiej Grupy Górniczej. Nie było jednak możliwości, aby polecieli wszyscy. Spółka wsparła ich oddolną inicjatywę, zapewniając sprzęt i wszystko, co niezbędne na miejscu.
- Zawsze niesiemy pomoc. Gdziekolwiek coś się dzieje, jesteśmy na miejscu - powiedział przed wylotem Adrian Ostrowski z KWK Mysłowice-Wesoła. - Na przygotowanie mieliśmy dziesięć godzin, więc czasu było niewiele, ale jako ratownicy górniczy zawsze jesteśmy gotowi do akcji. W naszej pracy nigdy nie wiadomo, kiedy coś się stanie. Jak zawsze idziemy po żywych - podkreślił.
Wszystko wskazuje na to, że ratownicy górniczy wrócą do Polski w środę, 15 lutego, razem z Grupą HUZAR.
- Akcja ratowniczo-poszukiwawcza dobiega końca. Jesteśmy po rozmowach z przedstawicielami ONZ, aby zaangażować się w potrzebną tam na miejscu akcję humanitarną. Chodzi m.in. o stworzenie małego miasteczka namiotowego z podstawową pomocą medyczną i selekcją poszkodowanych. Zmobilizowaliśmy około 50 ratowników, a na miejsce poleciało tylko jedenastu, więc reszta pozostaje w gotowości i niewykluczone, że poleci na miejsce. Wystarczy jeden telefon - zapewnia Łukasz Jarawka, wiceprzewodniczący Związku Zawodowego Ratowników Górniczych w Polsce.