Nie ma firm, które tę halę zbudowały, a potem udostępniały wystawcom. Spółka Międzynarodowe Targi Katowickie istnieje tylko na papierze. A to do niej należała zawalona hala. Zanim zgłosiła sądowi chęć upadłości, wypłaciła ofiarom tej tragedii około 2,5 mln zł odszkodowań. Niewiele.
Wszyscy płacimy za tę katastrofę
Ziemia, na której spółka MTK prowadziła swoją działalność, należała do Skarbu Państwa i to ostatecznie z budżetu państwa płacone są miliony złotych na odszkodowania. Adwokat Adam Car z Wybrzeża reprezentuje z sukcesem poszkodowanych, doprowadzając do przyjęcia pozwu przeciwko Skarbowi Państwa w postępowaniu grupowym, a następnie ustalenia odpowiedzialności Skarbu Państwa za skutki tej katastrofy. Pierwszym pozwem objął 90 bliskich ofiar. Małżonkowie, dzieci, rodzice otrzymali, w wyniku ugody, po 125 tys. zł zadośćuczynienia i 75 tys. odszkodowania. Rodzeństwu przyznano po 25 tys. zł zadośćuczynienia i 25 tys. odszkodowania.
W katowickim Sądzie Okręgowym jest kolejny pozew, który złożył mecenas Car. Wobec 71 osób sprawa już została rozstrzygnięta, a kolejne 40 czeka na jej finał. Otrzymają świadczenia w tej samej wysokości, czyli po 200 tys. zł w przypadku małżonków, dzieci i rodziców, a rodzeństwo po 50 tys. zł.
Tragedia zamiast święta
To miało być wielkie święto miłośników gołębi, a stało wielka tragedią. Tym, co przeżyli, ten dzień latami śnił się po nocach. Uciekali przed spadającą z hukiem wielką konstrukcją stalową, której słupy gięły się niczym zapałki, a płaty blachy składały jak domino. Rannych zostało ponad sto osób, niektórzy nigdy nie wrócili w pełni do zdrowia.
Była godzina 17.15, sobota, 28 stycznia 2006 roku, drugi dzień wystawy gołębi pocztowych. Większość uczestników rozjechała się do domów i hoteli. Było po wręczeniu mistrzowskich tytułów, podczas których w hali znajdowało się ponad tysiąc osób. Innych, jak wspominali, uratował Adam Małysz, bo wyszli wcześniej, spiesząc się na transmisję skoków narciarskich. W hali targowej nadal było kilkaset osób.
W latach 90. katowickie targi ustępowały prestiżem oraz liczbą imprez wystawowych tylko targom w Poznaniu. Katastrofa budowlana pociągnęła spółkę na dno. Nikt nie płakał ani wtedy, gdy prezydent Chorzowa, działając w imieniu Skarbu Państwa, wypowiedział jej w 2007 roku umowę dzierżawy terenu wraz z budynkami, ani gdy w 2011 roku trafił do sądu wniosek o upadłość. Jednak sąd go odrzucił, bo w kasie MTK nie było pieniędzy na postępowanie upadłościowe. I tak jest do dziś.
MTK zamiast OPT
Warto jednak przypomnieć, że Międzynarodowe Targi Katowickie powstały w miejsce państwowego Ośrodka Postępu Technicznego, wzniesionego w 1961 roku na terenie Parku Śląskiego. Zajmowały 22 ha. Po transformacji ustrojowej pawilony oraz ogromne otwarte powierzchnie ekspozycyjne przeszły za drobne pieniądze w ręce dwóch ludzi: Jana Hoppego i Tadeusza Burzca, przy pełnej akceptacji paru lokalnych decydentów.
Nowi właściciele zbudowali halę o powierzchni 10 000 mkw., która się potem zawaliła. Zbudowali ją tuż przed sprzedażą swoich udziałów w spółce MTK zagranicznemu inwestorowi – Expocentres Eastern Europe Limited (EEEL). Wiedzieli, że są kłopoty techniczne z tą halą.
W chwili katastrofy wspólnikami spółki MTK byli: EEEL – 51 proc., gmina Katowice – 18 proc., Skarb Państwa – 14 proc., katowicki Spodek – 10 proc., IBC Investments w Warszawie – 6,5 proc., Regionalna Izba Gospodarcza – 0,5 proc.
Kolejny etap historii tego miejsca rozpoczął się w roku 2012 roku, gdy nieruchomości po MTK wydzierżawiła od Skarbu Państwa gmina Chorzów. Miejsce marniało. Za dzierżawę 22 ha gruntu z kilkunastoma budynkami Skarb Państwa zyskał rocznie... 12 tys. zł.
Zaczęto handlować tą ziemią.
5 hektarów Green Parku Silesia
Pierwszą działkę z tych 22 ha, o powierzchni około 5 ha, znajdującą się przy ulicy Targowej w Chorzowie, w 2017 roku Skarb Państwa sprzedał spółce Green Park Silesia. Wojewoda śląski Jarosław Wieczorek wyraził zgodę na tę sprzedaż. Ani wojewoda, ani marszałek śląski nie walczyli, by ziemię zachować dla integralności parku.
Spółka Green Park Silesia kupiła tę ziemię za około 7,5 mln zł z zamiarem wybudowania osiedla na 1000 mieszkań. O sprawie zaczęło być głośno, gdy wystąpiła w 2019 roku o zgodę na wycinkę 1327 drzew, by zbudować tu pawilon handlowy, skoro na budowę mieszkań radni nie wyrazili zgody.
– Inwestor zrezygnował z wycinki tych drzew – informuje Tomasz Breguła, rzecznik prasowy Urzędu Miasta w Chorzowie. – Natomiast w 2020 roku została wydana decyzja o pozwoleniu na budowę czterech budynków o podstawowej funkcji usługowej (aparthotelu) i uzupełniającej funkcji mieszkalnej wraz z garażami podziemnymi, infrastrukturą techniczną i drogową, murami oporowymi, miejscami gromadzenia odpadów stałych, placów zabaw i placem rekreacji oraz elementami małej architektury.
9,7 hektarów spółki Atal
W 2016 wojewoda śląski zgodził się przekazać, za około 10 mln zł, gminie Chorzów prawo wieczystego użytkowania 17 ha pozostałych po MTK. Co zrobił Chorzów? W 2018 sprzedał cztery działki o powierzchni 9,7 ha za ponad 18,5 mln zł spółce Atal. Kolejnemu deweloperowi. Działki w planie miejskim były wówczas przeznaczone pod usługi.
Tymczasem 9 stycznia 2023 roku firma Atal złożyła wniosek o lokalizację „inwestycji mieszkaniowej oraz inwestycji towarzyszącej”. Przy ulicy Targowej chce zbudować zespół „3 budynków mieszkalnych, wielorodzinnych z usługami, garażami podziemnymi wraz z infrastrukturą techniczną i drogową”. Inwestycją towarzyszącą ma być szkoła podstawowa.
Mieszkań, zgodnie z wnioskiem, ma być od 900 do 990 o łącznej powierzchni 55-62 tysięcy m kw. A więc będą to gigantyczne bloki.
5,5 hektara Chorzowa
W dyspozycji Chorzowa zostały jeszcze trzy działki po MTK o powierzchni 5,5 ha.
– Ten teren przy ulicy Targowej jest objęty planem miejscowym i przeznaczony pod usługi – wyjaśnia Tomasz Breguła z chorzowskiego magistratu. I dodaje: – Przystąpiono tu do sporządzenia nowych planów miejscowych.
Z jakim zamiarem przystąpiono do tych zmian? Tomasz Breguła tego już nie wyjaśnia.
Długi proces karny
Sądy wydały wyroki skazujące za tę tragedię. Pierwszy wyrok zapadł dziesięć lat po tragedii. Prokuratura oskarżyła w sumie 12 osób. Tylko jedna z nich przyznała się do zarzucanych czynów i dobrowolnie poddała karze. Był to pracownik techniczny spółki MTK, zobowiązany do otwarcia drzwi ewakuacyjnych w hali wystawienniczej. Został skazany na 1,5 roku w zawieszeniu. Sprawa 79-letniego inżyniera, który złożył podpis pod projektem hali, została wyłączona do odrębnego postępowania z powodu choroby. Kolejny oskarżony inżynier zmarł.
To był trudny i skomplikowany proces. Sąd musiał odpowiedzieć na pytanie, co było przyczyną tej katastrofy budowlanej, kto zawinił i w jakim zakresie. Jak napisali w opinii biegli z Politechniki Krakowskiej: „Pytanie, kto zawinił i ponosi za całą tę sytuację odpowiedzialność, jest kłopotliwe”. Biegli przede wszystkim wstrzymali się od totalnej krytyki stalowej konstrukcji nośnej hali, konstrukcji w znacznym stopniu nowej generacji. I ten prototypowy charakter był pewnym dla nich zaskoczeniem. Hala nie miała w Polsce pierwowzoru, nie była opisana w normach krajowych i dostępnej krajowej literaturze. Nie było wiadomo, jak zachowa się w trakcie eksploatacji.
Ostatecznie prokuratura uznała, że przyczyną zawalenia się dachu hali MTK była „niedostateczna nośność konstrukcji stalowej zrealizowanej według projektu wykonawczego obarczonego błędami”. Choć prokuratura wskazywała, że dach runął pod wpływem grubej warstwy śniegu i lodu, to końcowe wystąpienia biegłych nie były już tak jednoznaczne. Naukowcy z Krakowa w ogóle podważyli konieczność odśnieżania dachów. Należy je tak zaprojektować, żeby odśnieżanie nie było konieczne. Tymczasem projektant hali MTK zalecił, że śniegu na potężnym dachu nie może być więcej niż 29 cm.
Hala była zagrożeniem
Nie było jednak wątpliwości, że hala była zagrożeniem dla ludzi od chwili jej zbudowania w 2000 roku, a od 2002 roku, do tragicznej katastrofy w styczniu 2006 roku, była w ciągłym stanie awaryjnym. Należało ją wręcz rozebrać.
Projektant hali (bez wymaganych prawem uprawnień) został skazany na 9 lat więzienia. Pozostali oskarżeni: użytkownicy, rzeczoznawcy budowlani, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego usłyszeli ostatecznie: od półtora do dwóch lat bezwzględnego pozbawienia wolności. Wyroki dla nich w pierwszej instancji były dwukrotnie wyższe. Sad apelacyjny obniżając im wymiar kary uzasadniał to długością procesu, którego nie sposób było przyspieszyć. Ostatni oskarżony został prawomocnie skazany w 2019 roku. Uniewinniono trzy osoby związane z firmą, która wznosiła tę halę.
Nic w tej sprawie nie jest oczywiste. Samo uzasadnienie wyroku sądu pierwszej instancji liczy 778 stron. Pytań, na które wciąż nie ma odpowiedzi, jest wiele. Skoro hala od jej budowy była w permanentnej awarii i mogła runąć w każdej chwili, to dlaczego stała „jakimś cudem” w 2002 roku, gdy faktycznie zachwiała się jej konstrukcja? Wtedy na dachu było 3 m śniegu. Co zainicjowało jej destrukcję w czasie wystawy gołębi, gdy zalegało na nim 60-70 cm śniegu i to nie na całej powierzchni? Proces sądowy tego nie wyjaśnił.
Ta tragedia była bezpośrednim powodem nowelizacji w 2007 roku prawa budowlanego, zwiększająca bezpieczeństwo budynków wielkopowierzchniowych, z nakazem ich dwukrotnej w roku kontroli. W 2010 roku weszła w życie ustawa o dochodzeniu roszczeń w postępowaniu grupowym. Umożliwiła rodzinom ofiar dochodzenie świadczeń w tym właśnie trybie.