Lud bywa różnie rozumiany. Dla niektórych to tylko określenie zbiorcze na chłopstwo, a dla innych wszyscy, którzy nie należeli do elit. A więc 90-98 proc. dawnych społeczeństw i siłą rzeczy - nasi przodkowie. Na Górnym Śląsku jednak częściej mówimy, że jesteśmy potomkami śleprōw a hajerōw, nie tylko chłopów. Chociaż przecież, zanim wybito szyby i zbudowano wieże szybowe, to nasi przodkowie żyli z roli.
Wielka Lechia już nie smakuje
O ludzie pisze i mówi się już od dawna, ale tak jakoś się złożyło, że ostatnią falę nazywa się nową chłopomanią, bo też medialna nieco bardziej jest. Ale to dobrze chyba, zamykanie historii i kultury ludowej w bańkach uniwersytetu nie jest zbyt zdrowym podejściem. Wiele książek naukowych i popularnonaukowych na temat ludu znajduje co raz to nowych odbiorców i co raz więcej przetworzeń dostajemy. Ludzie czytający (lub udający, że czytali) historię ludową tworzą już swoje dzieła kultury i tym sposobem mamy prawdziwy i żywy dyskurs.
Teoretycznie temat kultury ludowej nie jest nowy. W czasach Polski Ludowej był obecny w kulturze codziennej. Zespoły Pieśni i Tańca, przeglądy piosenek czy wystawy w muzeach poświęcone strojom ludowy (prawie każde muzeum musiało taką wystawę mieć). W nauce zdarzały się lepsze i gorsze pozycje o ludzie, a dla Śląska, to do dzisiaj nikt nie opracował lepiej historii śląskich chłopów niż wrocławski historyk Kazimierz Orzechowski. W filmach polskich bywało z kolei różnie. Z jednej strony mieliśmy kino płaszcza i szpady, gdzie unikano tematu historii ludowej, ale z drugiej strony “Popioły” Andrzeja Wajdy całkiem zręcznie pokazały relacje szlachty i chłopów. Byli też serialowi “Chłopi” i była “Ziemia Obiecana”, gdzie nikt nie miał wątpliwości odnośnie warunków pracy robotników. (Interesujesz się Śląskiem? Zapisz się i bądź na bieżąco - https://www.slazag.pl/newsletter)
A potem przyszły lata 90., a po nich 2000. I się zaczęło. Szlachta, czołgi i wyklęci. A na deser Wielka Lechia. Czemu? Bo można wreszcie i bez żadnej kontroli o tym pisać. Pomijając wszystkie pozycje książkowe czy filmowe spod znaku “Mój brat Hitler” albo “W 80 dni dookoła Berlina” lub “T-34 vs Tygrys”, rynek książek zaczęła przeważać historia elit, szlachty i militariów. To, co chłopcy lubią najbardziej. Parę lat minęło, chłopcy zostali ci sami, ale wraz z powrotem zainteresowania się innymi obszarami historii, zaczęli oni to traktować jako polityczną manifestację. Badanie losów chłopów, kobiet czy wszystkiego, co nie jest czołgami, stało się manifestem lewicowych poglądów i marksizmem naukowym. Na szczęście to tylko głośna mniejszość.
Jak Geralt z Rivii przywrócił Chłopów do łask
Powrotu do zainteresowania się chłopstwem szukałbym gdzieś między 2011 a 2016 rokiem. Polskie studio CD-Projekt Red wydało wtedy dwie gry z cyklu Wiedźmin, a trzecia odsłona (Dziki Gon) wpadła na dość ciekawy pomysł, bo podkręcono w niej wszystkie elementy słowiańskie do granic wytrzymałości. I choć książki Sapkowskiego są raczej ogromnym kolażem różnorakich nawiązań, tak polskie studio postanowiło zmienić akcenty i przez to przyczynić się do wzrostu zainteresowania kulturą słowiańską co ostatecznie przeszło w powrót ludyzmu do łask. A przynajmniej tak bym obstawiał, że gdyby nie Geralt to moglibyśmy nie mieć dziś “1670”.
W tej atmosferze Adam Leszczyński napisał Historię Ludową Polski, a już w tej dekadzie ukazało się już przynajmniej kilkadziesiąt książek poświęconych chłopstwu i ludowi. Wokół tych pozycji trwa sobie miła kłótnia obrońców pańszczyzny z potomkami chamów, przez co temat tylko rośnie. Serial “1670” dzięki temu nabiera ogromnego sensu jako satyra na współczesność, bo to właśnie w dyskusyjnym dworku w Adamczysze od lat toczy się kłótnia o pańszczyznę, historię Polski i jej teraźniejszość. Chociaż dyskusja o pańszczyznę bardziej przypomina piosenkę, bo wszyscy wiedzą, co zostanie powiedziane, zanim do niej dojdzie.Jedni twierdzą (słusznie), że chłop w pańszczyźnie nie jest wolnym człowiekiem. Drudzy twierdzą, że ekonomicznie chłopom nie żyło się najgorzej.
Malowany Lud
Z filmowymi “Chłopami” nie polubiłem się i chyba mogę ich uznać za jeden z najgorszych filmów, jakie widziałem, ale to nie o tym dziś. Gdy siadałem w fotelu w kinie (nie wiedząc jeszcze jak bardzo się rozczaruje, ale już mając dosyć, bo za mną siedziała wycieczka ze szkoły) to przyszło mi przez myśl: czy doczekam się ktoś zekranizuje “Tkaczy” Gerharda Hauptmanna? W tej czy innej formie. A myślałem o “Tkaczach”, bo mają bardzo dużo wspólnego z ‘Chłopami”. Oba zostały napisane przez noblistów (polskiego Reymonta i śląskiego Hauptmanna), ukazują problemy ludu i niesprawiedliwości dziejowej, postacie są naturalistyczne i wreszcie: mówią w swoich ojczystych językach. I choć Reymont bardziej stylizował swoich “Chłopów” i tak było to rewolucyjne w polskiej literaturze. Nasz Hauptmann poszedł jednak dalej i po raz pierwszy w historii, w 1894, na deskach teatru zagościł język śląski! Tkacze mówili tak, jak mówiła ludność Bielawy w czasach noblisty: w germańskim języku śląskim.
Dramat “Tkacze” opowiadał o buncie tkaczy z Bielawy i Pieszyc w 1844 roku, a jego wymowa pozostaje do dziś aktualna. Bo czasy się zmieniają, ale temat wyzysku i ubóstwa ludzi pracujących pozostaje nadal aktualny. Wydaje mi się nawet, że “Tkacze” mogą bardziej rezonować niż “Chłopi”, bo jednak wiele tematów tam podjętych się zdezaktualizowało. Tkacze zestarzeli się lepiej, bo bardziej uniwersalni byli.
Mamy więc z jednej strony wybitne śląskie dzieło, które to nie jest w szkołach lekturą i jest praktycznie nieznane. Nasz kolega redakcyjny - Darek Zalega- szykuje się właśnie do premiery książki "Chahary. Ludowa historia Górnego Śląska”, a trzy lata temu wydał “Bez Pana i Plebana”, czyli encyklopedyczny zbiór wystąpień Ślązaków przeciwko systemowi. “Pokora” Szczepana Twardocha pokazuje, jak trudne bywało życie naszych pradziadków, a zeszłoroczne “Chłopki. Opowieść o naszych babkach” poruszają gdzieniegdzie temat Ślązaczek i ich problemów życiowych.
Chłopomania polska trwa w najlepsze, a na Górnym Śląsku ma swoje liczne odbicia. Wspomniane książki ukazują się, ale mamy też ciągłą dyskusję na temat Donnersmarcków czy Hochbergów. Nadal nie wiemy, czy wyrządzili nam więcej dobrego, czy też złego. Albo czy w ogóle możemy to tak oceniać? Różnimy się jednak od Polski tym, że dzięki wydarzeniom z lat 40. XX wieku nie ma wśród nas potomków naszej śląskiej szlachty (a przynajmniej tych oficjalnych). Polski dyskurs często wymaga określenia się po jednej stronie krużewnickiego płotu: jestem szlachtą vs jestem potomkiem niewolników.
Na Górnym Śląsku rozmawiamy z nieco innej perspektywy. Jesteśmy my - grubiorze, bauery, hutniki a kolejorze. Jest pamięć po grofach, ale nie oni. Mamy dzieła kultury opowiadające o ludzie, mamy swoje legendy i upiory Liczyrzepy czy Szarleja. Potencjał jest ogromny, a ile świetnych dzieł jest dopiero obmyślanych to sam Skarbek raczy wiedzieć. I gdy tak siedziałem w kinie cierpiąc na Chłopach, czy też głośno się śmiałem na "1670" albo rozczarowałem "Kosem", to z tyłu była ta myśl. Czy doczekamy się prawdziwej chłopomanii śląskiej, gdy każdy uczeń śląski będzie znał Tkaczy (oczywiście w oscarowej wersji filmowej) i czy będą trwały dyskusje, która to książka o historii ludowej Górnego Śląska jest najlepsza?
Może Cię zainteresować:
Dariusz Zalega: Wiosna Ludów przeorała Śląsk, a chłopi zbuntowali się przeciw panom
Może Cię zainteresować:
Czym się różni śląski od śląskiego? Zakazana sztuka w teatrze, noblista i pewien wymarły język
Może Cię zainteresować: