Erwin Sówka/Muzeum Śląskie
Iluzja dnia

Roman Balczarek: Dlaczego język śląski w muzeach to przełom? Nie dajmy go zepchnąć do rezerwatu

Proszę państwa, oto ślōnsko godka - mówi przewodnik w Rezerwacie Egzotycznych Języków, oprowadzając po dziale języków słowiańskich i pokazując na siedzącego w stroju chopskim boroczka. Godka, gdyż tak nazywa się ten boroczek, wstaje i mówi coś tam po śląsku i opisuje swój Hajmat. Zwiedzający biją brawo i idą dalej. Ale czy działa żywy język?

Tydzień temu w Muzeum Hutnictwa w Chorzowie odbyła się debata dotycząca używania języka śląskiego w instytucjach kultury (relacja: Czy śląskie muzea powinny godać? Debata o języku śląskim w instytucjach kultury w Muzeum Hutnictwa). Jednocześnie Muzeum zaczęło oprowadzać po śląsku i wprowadziło materiały w tym języku. Lawina ruszyła, co mnie bardzo cieszy, bo udało się rzucić ten mały kamyczek. A kamyczkiem był raport na temat stanu języka śląskiego w muzeach (więcej: Czy śląskie muzea rzeczywiście są... śląskie? „Tu mówimy tylko po polsku") Po prostu dzwoniłem do muzeów i pytałem, czy da się być oprowadzonym po śląsku. Pomysł na kwerendę był prosty: dzwonię jako zwykły turysta i zbieram informacje czy istnieje procedura wdrożenia języka śląskiego. Dziś, cztery miesiące po artykule, jedną debatę później, kolejne muzeum ze śląską ofertą i wreszcie - po wstępnych wynikach spisu powszechnego, przyszedł czas, żeby znowu pochylić się nad tematem.

W jakim miejscu jest śląski?

W najlepszym w swojej historii, jak i w najgorszym zarazem. Wszystko zależy od punktu widzenia, ale już z góry mówię, że skłaniam się ku pierwszemu. Zacznijmy jednak od podstaw. Blisko 586 tysięcy osób zadeklarowało narodowość śląską w spisie powszechnym z 2021 roku. 460 tysięcy zadeklarowało posługiwanie się językiem śląskim. Czyli blisko 80% Ślązaków zadeklarowało znajomość języka. Dla porównania, w 2011 roku 530 tysięcy zadeklarowało język przy 847 tysiącach deklaracji narodowych. Oznacza to, że z proporcji 62% użytkowników języka wśród Ślązaków, liczba ta wzrosła do 80%. To bardzo dobra wiadomość. Naprawdę. Jeśli będziemy liczyć “na głowy”, to odnotujemy ubytek 72 tysięcy użytkowników, ALE to są wstępne wyniki i po prostu mogliśmy się skurczyć w rozumieniu demograficznym. Śląski jest językiem starzejącym się i utrata tylu osób może być czymś po prostu niezależnym od nas.

Kolejna rzecz: Ethnologue (taka organizacja monitorująca stan języków na świecie) uznaje śląski za język stabilny, choć nieuznany. UNESCO z kolei zmieniło status z zagrożonego na potencjalnie wrażliwy. W ciągu 10 lat dorobiliśmy się przyjętego zapisu języka (starsze próby kodyfikacji oczywiście były, ale nigdy nie przyjęły się tak jak ślabikorz), literatury śląskojęzycznej (zarówno tłumaczeń, jak i własnych pozycji) oraz sfinalizowano proces kodyfikacji językowej, gdyż prof. Henryk Jaroszewicz opracował działający korpus języka, wraz z pierwszym słownikiem ortograficznym. Język śląski wrócił na deski teatru (z filmami cisza, ale, o tym kiedy indziej), w sklepach pojawił się obok polskiego i co raz więcej osób promuje używanie go w mediach społecznościowych. To naprawdę rewolucja.

Z drugiej strony stan żywotności języka nie jest najlepszy, wbrew pozorom. Zmiany ludnościowe, polonizacja systemowa i oddolna, ewolucja języka w stronę polskiego i rugowanie śląskiego z przestrzeni publicznej zrobiły swoje. Już niy godomy jak sto lot do zadku. Staramy się dbać o puryzm i wracać do starszej, bardziej klarownej wersji języka. I to nie jest tak, że tylko ta Polska jest taka zła i za Niemca bōło lepij. Od zawsze Ślązacy, którzy pieli się po drabince klasowej czy feudalnej, musieli wyzbywać się swojego języka. I to w każdą stronę działało. Przecież w domu noblisty Hauptmanna nie mówiło się literacką niemczyzną. Albo taki Korfanty. Przecież on literackiego polskiego nie nauczył się w domu, a płynność w nim osiągnął dopiero w czasie studiów, gdy zaprzyjaźnił się z Polakami z Wielkopolski. Język śląski od zawsze był w kontrze do języka elit, bo był językiem ludowym, choć nie chłopskim. Ale trwał mimo tego. Na naprawdę porządne badania jego historii będzie trzeba jeszcze poczekać, ale to, co mamy, póki co potwierdza, że był on w pełni wykształcony w obiegu mówionym co najmniej 250 lat temu. Jednocześnie, poświadczenie w dokumentach świadomości istnienia śląskiej mowy to koniec średniowiecza. Ale nie o tym dziś. Język trwał mimo przeciwności losu, bo:

  • ideolodzy narodowi nie byli zainteresowani jego rugowaniem wśród warstw niższych,
  • ludzie trwali i przekazywali sobie język.

Jednak XX wiek przyniósł zamach na oba filary języka.

Obecnie Ślązacy to mniejszość na Górnym Śląsku. Nawet tym w historycznych granicach. Ponadto jakość języka w kontaktach domowych spada, ulegamy polonizacji. Jednak ten kryzys ma to do siebie, że może być przejściowy. Nie jest jeszcze za późno i powtórzę: ta nasza rewolucja zaprowadziła śląski w rejony, w których jeszcze nigdy nie był. A jeśli przegramy tę walkę, to jedno jest pewne: nie znikniemy jak języki knaan, oskijski czy słowiński. Zostawimypo sobie całkiem duże dziedzictwo.

Adrian Goretzki

Może Cię zainteresować:

Adrian Goretzki: Język śląski przestał pełnić funkcję wyłącznie kabaretową. Wolny rynek już to zweryfikował

Autor: Maciej Poloczek

07/04/2023

Grzegorz Kulik

Może Cię zainteresować:

Grzegorz Kulik: „Nie wiem, ale się wypowiem”, czyli przychodzi szlachcic do Ślązaka

Autor: Redakcja

23/04/2023

Co się stanie, jeśli język wyginie?

Teoretycznie możemy zakończyć wątek mówiąc, że język nie może wyginąć. Bo nie. Jednak na spokojnie warto wytłumaczyć, czemu nie można na to pozwolić. Język jest najlepszym odbiciem rzeczywistości, w której funkcjonuje. To w nim zawiera się mentalność mieszkańców. Każdy język jest unikatowym rozumieniem świata. Nie dość, że nic lepiej nie opisze Śląska, to zahaczamy o temat, jak język kreuje postrzeganie świata. I uwaga, będzie trochę filozofii, ale przystępnej i fajnej. Teoretycznie pierwsze na myśl przychodzi stwierdzenie, że język opisuje rzeczywistość. Jest stół albo górka i wymyślamy na to słowo. Jednak Arystoteles zaczyna głosić o figurach pojęciowych. Górka jest dlatego, że znamy na nią słowo. Stół nie jest materią, z której go wykonano (np. drewno bądź metal), tylko pojęciem i ma od razu definicję. Co ciekawe, te założenia udało się poniekąd potwierdzić jakiś czas temu. Skoro mowa o Grekach, to zacznijmy od nich: historyków od lat zastanawiało, dlaczego w grece nie było określenia na kolor niebieski i czemu Grecy nie mieli niebieskich pigmentów. Jak to wytłumaczyć?. W latach 60. XX wieku odnaleziono w Indonezji lud, który mówił językiem, gdzie też nigdy nie nazwano niebieskiego, ale jednocześnie było kilkanaście określeń na zieleń. Zaczęto więc robić badania. Okazało się, że badani nie zwracali uwagi na kolor niebieski podczas opisywania obrazów, a badający (Europejczycy) nie widzieli różnic w kolorach zielonych (nie odcieniach), którymi posługiwali się tubylcy. Przykład niby abstrakcyjny, ale udowadnia, jak ważny jest język, żeby zrozumieć rzeczywistość, w którym funkcjonuje. Odbiciem Śląska jest bardzo precyzyjny język (zowitka np.), ale też bardzo lokalny (bunclok). Nie dość, że pewnych zjawisk nie opiszemy po polsku czy po niemiecku, to jeszcze nie poznamy bezpośrednio charakteru mieszkańców. Wymarcie języka odbierze ogromne dziedzictwo niematerialne.

Po śląsku o Śląsku?

I tak przechodzimy do tematów muzeów czy innych instytucji. I odpowiedź będzie bardzo prosta: Tak i nie. A konkretniej: najlepiej jest mówić o Śląsku po śląsku, ale nie można się ograniczać. Jeśli wprowadzimy po raz pierwszy w historii język śląski w przestrzenie kultury i samorządności, a może i nauki niedługo, to nie możemy go zepchnąć do rezerwatu. Jak w leadzie. Jeśli uznamy, że śląski jako język nadaje się tylko do używania w sytuacjach dotyczących bezpośrednio Śląska, to zrobimy z niego totem. Ewentualnie jak afa w zoo będzie (koniecznie z zegarkiem, żeby zdenerwować wszystkich). Nie możemy stworzyć pułapki dla języka, bo nie tym jest żywa mowa. Jan Miodek kiedyś twierdził, że po śląsku nie da się wyrazić rzeczy abstrakcyjnych (co oczywiście nie jest prawdą, bo nie ma takiego języka europejskiego, który by nie dał rady), ale mimo wszystko językoznawca-celebryta dotknął ważnego tematu. Język musi potrafić poruszyć tematy abstrakcyjne i mówić nie o sobie. I żeby nie było, to już się dzieje. Każda kolejna literatura zachodnia przekładana przez Grzegorza Kulika przyczynia się do tego. W “Hobicie” czy “Niedźwiodku Puchu” nie ma słowa o Śląsku. I bardzo dobrze. Marcin Kik za to o filozofii pisał po śląsku. Dlatego widzimy, że w ostatnich latach nie zamykaliśmy się. Jednak przestrzegam, że dalej ożywiając język śląski, nie możemy go sami zamykać w rezerwacie. Musimy pamiętać o dwóch filarach.

Dla kogo śląski w Muzeum?

Podczas debaty w Muzeum padła bardzo ważna kwestia. Dla kogo jest język śląski i po co? Z jednej strony wiemy już po co: dbamy o jego żywotność i dajemy mu pewien awans - wreszcie nie jest to marginalizowany język, a równowartościowy względem innych języków. To dość proste. Z drugiej strony dla kogo ma to być? Mamy więc trzy grupy: Ślązacy, Polacy ze obszaru śląsko-małopolskiego (ŚLĄZAG, heh) oraz Polacy z reszty Polski. Dla pierwszej grupy język będzie miał dwa zastosowania: wyniesie język z kontaktów nieformalnych i pokaże, że śląski jest normalną mową, a poza tym będzie to poprawiać jakość języka. Mówiłem już, że coraz niechlujniej mówi się po śląsku, a takie wsparcie pomoże nam po prostu. Ale no jak wiadomo, jesteśmy mniejszością. Co z resztą więc? Dla typowego turysty spoza śląskich realiów to będzie dodatkowa atrakcja. Wielu muzealników podkreśla, że ludzie chcą śląskiego w oprowadzaniu, a poza tym, regionalizmy to mimo wszystko dość powszechna praktyka w Polsce czy w Europie. Taki kataloński to wręcz podstawowy język, jakim operują ludzie w Katalonii i bardzo niechętnie przechodzą na hiszpański. No, chyba że dla turysty, który nie zna katalońskiego (Hiszpanie nie mają taryfy ulgowej). A jeśli chodzi o Polskę, to wbrew pozorom regionalizmy w mowach to standard w wielu miejscach. Na Kaszubach dużo placówek oferuje kaszubski w czasie oprowadzania, w Wielkopolsce w kilku skansenach byłem i zawsze wprowadzano tam elementy dialektu wielkopolskiego. Pod Krakowem można usłyszeć język "Chłopów" czy gości wesela w Bronowicach, a spływ Dunajcem odbywa się w akompaniamencie opowieści o łowieckach, hej. W Toruniu z kolei w Muzeum Piernika słyszymy gwarę toruńską, Więc już w tym momencie jest to uważane za atrakcję.

Powiem też rzecz mało polityczną, ale trudno. Język śląski, polski i kaszubski to bliskie języki, tzw. lechickie. Stopień zrozumienia wzajemnego jest całkiem spory. Ogólnie taka jest natura języków. Mało który żyje w próżni. Użytkownicy języków słowiańskich wykazują pasywną znajomość innych języków, bo wszyscy wywodzimy się z tego samego pnia. Swoją drogą polecam kanał Ecoliquist na YouTube. Okazuje się, że Słowianie mają między sobą naprawdę duży poziom zrozumienia. Dlatego język śląski w muzeach nie jest porównywalny z wprowadzaniem egzotycznego języka jak np. hebrajski. Nie jesteśmy Baskami, którzy mówią językiem niespokrewnionym z żadnym innym. Mamy komfortową sytuację, która ułatwi proces wdrożenia języka w przestrzeń publiczną.

Została jednak trzecia grupa, nieŚLązaków ze Śląska i Zagłębia. No i to będzie grupa najbardziej sprzeciwiająca się, moim zdaniem, najtrudniejsza do stargetyzowania. Dla nich język śląski jest jakimś elementem tła rzeczywistości (nie jest atrakcyjny, bo jest powszechny), a jednocześnie nie jest ich dziedzictwem. Dlatego wydaje mi się, że ta grupa będzie stać najbardziej w kontrze do emancypacji językowej Ślązaków. Powiedziałbym, że szkoda, ale odkąd czytam książkę o narodzinach tożsamości narodowej Polaków, wiem jedno na pewno. Każda ideologia narodowa z automatu będzie miała kontrideologię. A naturalna jak deszcz - kontrideologia dla śląskości będzie zgodna z interesami i wartościami mieszkających na Śląsku i Zagłębiu Polaków. Po prostu.

Popyt i podaż w czasach późnego kapitalizmu

Kończąc już ten i tak przydługi wywód chciałbym odnieść się do jednej kwestii z debaty. Czy sami totemizujemy język i czy odpowiadamy na popyt, a może kreujemy podaż. Redaktor Marcin Zasada zadał to pytanie uczestnikom debaty i nie dostał jednoznacznej odpowiedzi. A ja powiem tak: jeśli to działa, to po cholerę nam wiedzieć czemu i jak? Ta trawestacja myśli konwencjonalistów jednak ma w sobie pewną mądrość: świat (a zwłaszcza fizyka) nie działają tak, jak nam się może wydawać. Jednak działają i to jest najważniejsze. Poza tym, jeśli odkryjemy, że się mylimy, nie będziemy wiedzieli, gdzie popełniliśmy błędy. Dlatego jeśli śląski w muzeach, a później wszędzie zaskoczy, to po co wiedzieć, czy to popyt czy podaż, bądź jaki pisał mistrz - wewnętrzna i ukryta potrzeba ludu.

Język śląski nie ma obecnie żadnego wsparcia od strony państwa, w którym żyją jego użytkownicy. Nie znaczy to jednak, że nic nie możemy zrobić. W ciągu 10 lat, krok po kroku, krok po kroczku, zrobiliśmy gigantyczny postęp. Nie tylko sami, ale też kapitalizm nam pomógł. Okazuje się, że wielu firmom jak Coca-Cola czy Kaufland opłaca się robienie reklam po śląsku. Zysk dla wszystkich. Jedyne, czego musimy się wystrzegać to zamknięcia we własnym rezerwacie. Musimy też być gotowi na dzień, gdy śląski otrzyma status języka. Musimy mieć bazę, która pozwoli nam go wprowadzić do szkół i definitywnie uratować.

Coca Cola lime po slasku

Może Cię zainteresować:

Widzicie to oko? To wielkie marki puszczają je do was. Czy reklama po śląsku naprawdę działa?

Autor: Katarzyna Pachelska

08/04/2023

Slazacy jak mandalorian spis powszechny

Może Cię zainteresować:

Marcin Zasada: Co na Śląsku zmienią wyniki spisu? Nic. Jesteśmy jak Mandalorianie, zdani tylko na siebie

Autor: Marcin Zasada

14/04/2023

Robert Talarczyk na tle kopalni "Wujek"

Może Cię zainteresować:

Robert Talarczyk o wynikach spisu: "Co mnie obchodzi, kto i jak liczy. Bycie Ślązakiem jest za**biste i już"

Autor: Redakcja

12/04/2023