Pradziadek Emanuel do swoich ostatnich dni, które przypadały na zimę roku 1961, powtarzał "Dejcie sie pokōj z Polokoma a Niymcoma", a gdy wypominało mu się, że przecież o Polskę walczył, to odpowiadał, żeby go nie denerwować, bo on to o Ślōnsk przedsia sie bił. Znaczy, żeby był osobny.
Jak Manek Balczarek nosił karabin, a za zdobycz wojenną miał galoty w sztrajfki i gustowny melonik
Manek urodził się jesienią roku 1900 w wielodzietnej rodzinie urzędnika huty Laband. Gdy miał lat 17, latem 1918 roku dostał wezwanie do służby za Vaterland i trafił na szkolenie w jednostce wojskowej pod Breslau. Na swoje 18. urodziny dostał z kolei skierowane na Westfront. Belgia. Wyruszył pod koniec października, podróż nie była najsprawniejsza, a gdy już dojechał do Belgii, to żadnego frontu już nie było, bo wojna zdążyła się skończyć. Tyle z kariery mojego pradziadka w wojsku pruskim.
Gdy wrócił na Śląsk, to wstąpił do Polskiej Organizacji Wojskowej Górnego Śląska, podobnie jak jego brat Adolf. Jego starszy brat, bodajże Theodor, wstąpił z kolei do Grenzschutzu, a ostatecznie do Selbsschutzu, podobnie jak kolejny z braci - Isidor. Theo na wojnie spędził o wiele więcej czasu niż Manek, bite cztery lata. Dla byłego żołnierza nie było wiele do roboty w wygłodniałym hajmacie, gdzie szalało bezrobocie i hiszpanka. Zapisał się do organizacji paramilitarnej, która miała strzec granic jego domu. Wszak wojna z Polską o Śląsk wisiała w powietrzu.
O karierze powstańczej Manka nie wiemy zbyt dużo poza trzema zasadniczymi informacjami. Po pierwsze, nosił karabin w sierpniu 1919, sierpniu 1920 i od maja 1921. Po drugie, miał być nawet pod Anabergiem, ale tu nie szarżowałbym, profesor Kaczmarek wyliczył, że na około 4-7 tysięcy uczestników walk do udziału przyznawało się potem ponad 40 tysięcy ludzi. Po trzecie Manek -jak i jego komando - nie walczył za interes państwa polskiego, a ostatecznie skończył na walce klas, bowiem złupił dworek na terenie dzisiejszego województwa opolskiego, skąd jego zdobyczą wojenną były galoty w sztrajfki i gustowny melonik.
Powstania śląskie to dla Ślązaków wojna domowa
Manek Polakiem nie był, zawsze deklarował się jako Ślązak, a z pomysłu, że Ślązakom najlepiej byłoby w Polsce, dość szybko się wyleczył. Nie był też jakimś wielkim zwolennikiem Niemiec, te prawie go zabiły w Belgii, a tak właściwie to miał o nich gorsze zdanie niż o Polsce. Po 1922 mieszkał po polskiej stronie, najpierw w Katowicach, potem Tarnowskich Górach, a ze swoimi braćmi praktycznie nie utrzymywał kontaktu.
Poplebiscytowa granica, tak łatwa przecież do przekroczenia, stała się w rodzinie małą żelazną kurtyną. Kontakt spróbowali nawiązać dopiero w latach 50., gdy część rodziny wyjechała do Niemiec, a część została w Łabędach. Bez większych rezultatów..
***
Ilekroć czytam o działaniach braci Latacz albo Józefa Kożdonia, którzy dążyli do utworzenia państwa śląskiego, to myślę o Manku. Bo jeśli dla kogoś miałoby to być państwo, to zdecydowanie dla niego. Tej strony konfliktu nigdy nie ma podręcznikach, ale tak w zasadzie to nie ma opisanej żadnej strony tak zwanych powstań śląskich. Historia Manka Balczarka nie jest jakaś wyjątkowa, jest dość powszechna i standardowa, jak się przyjrzymy. Dla nas, Ślązaków, powstania śląskie to tak naprawdę wojna domowa.
I choć takie autorytety jak profesor Kaczmarek słusznie zauważają, że było to starcie interesów Polski i Niemiec, nazywając to niewypowiedzianą wojną, to tak nie jest to dla mnie narracja najbliższa ludziom. Przecież my, prawnukowie i wnukowie uczestników tamtych wydarzeń nie pamiętamy tylko starcia Polski i Niemiec. Pamiętamy, jak zmuszono nas do opowiedzenia się po jednej ze stron, a część wmanewrowano, żeby chwyciła za karabin. I tak, po obu stronach walczyło wielu przyjezdnych, zarówno z Polski, jak i z Niemiec (niestety nie da się policzyć, która strona była autochtoniczna), ale ci przybysze w większości wrócili do siebie. Zostali sąsiedzi, a czasem bracia, którzy pewnego dnia stanęli po dwóch stronach barykad. Jedni chcieli pozostać w Niemczech, drudzy chcieli przyłączenia do nowego państwa polskiego. A jeszcze inni marzyli o Ślōnsku przedsia, kaj to zowdy Ślōnzok bōłby panym, śleprym a elwrym.