Ostatnie osiem lat
obfitowało w wiele kulturalnych wydarzeń na Górnym Śląsku, sporo
przywodzących na myśl hity sezonu 1960/61. Konferencje, wystawy i
koncerty pod hasłami” “Śląsk zawsze przy Polsce”, “Tobie
Polsko”. “Tylko biało-czerwoni” spełzły jednak na niczym
i mamy nadzieję (bo nie pewność), że nie wrócą już narracje
rodem z czasów sanacji czy PRL. Swoją drogą, to czy ktoś spotkał
się kiedyś z podobnymi akcjami typu “Kraków zawsze wiernie stał
przy Polsce”. Albo “Warszawa dzielnie stawiała opór rusyfikacji
i Warszawiacy pozostali Polakami”. Ewentualnie czy w Poznaniu jest
pomnik pamięci “Bojowników o polskość Wielkopolski”? No nie.
Takie pomniki tylko na Śląsku oraz Warmii i Mazurach (czytaj w Prusach) a wystawy udowadniające odwieczną miłość i wierność Ślązaków są stałym elementem krajobrazu. Więc z jednej strony jesteśmy wierni Polsce, ale trzeba to przypominać? Tak przynajmniej było w ostatnich latach w polityce historycznej, jaką zafundował nam PiS. A to tak naprawdę wierzchołek góry lodowej.
Panteon Górnośląski i Aleja Polskiego Dziadostwa, jak ją nazywa oberredaktor Zasada, a w zasadzie (heh) ich finansowanie jest dziś mało pewne. Wiele wskazuje, że jak kurek z kasą zostanie zakręcony to i spora część wystaw zniknie. Poza tym nieprędko nastąpi kolejna setka rocznica tzw. Powstań śląskich i przyłączenia części Górnego Śląska do Polski, więc i okazji do propagandy będzie mniej. Coś się kończy na Górnym Śląsku. Jedna polityka historyczna ustępuje drugiej, pytanie tylko jakiej.
Następna
stacja... no właśnie jaka
Polityka historyczna była, jest i będzie. Odkąd trzy tysiące lat temu faraon Ramzes II zlecił opisanie swojego zwycięstwa pod Kadesz (a bitwę przegrał) jasne stało się, że historia może być wygodnym narzędziem w rękach polityków. Niezależnie jednak od państwa egipskiego i tego, kto wygrał bitwę pod Kadesz, jasne jest, że historia to bardzo dobre narzędzie dla osiągania celów politycznych. I w dodatku banalne. Bierzemy to co nam się podoba z przeszłości i stawiamy jako dowód prawdy objawionej. Ale jak pisał Zbigniew Rokita - wycinek prawdy, choćby najszczerszy, zawsze będzie kłamstwem. Co tylko udowodnili twórcy Alei Polskiego Dziedzictwa mówiąc, że interesuje ich tylko polskie dziedzictwo i nic więcej. Propagandzie ostatnich ośmiu lat było jednak daleko do czasów PRL wbrew pozorom. Może i korzystali z tej samej retoryki co politycy PZPR czy nawet sanacji, ale świat zmienił się w ciągu ostatnich lat. Śląskiej wiosny i przebudzenia nie było w latach 70. XX w. Dlatego im bardziej polityka historyczna brnęła w absurdy, tym bardziej była wyśmiewana przez wszystkich i wreszcie była przestrzeń, aby publicznie piętnować to, co się działo.
Niewątpliwie mogymy se dychnońć, ale pytanie na jak długo. Na pewno nowy rząd będzie miał też jakąś swoją politykę historyczną, nie da się jej nie mieć po prostu. Platformy Obywatelskiej nie zapamiętaliśmy jako najbardziej przyjaznej partii Ślązakom, ale wydaje się, że nowa formacja koalicyjna powinna być bardziej liberalna niż przedpisowskie czasy PO-PSL. Jednocześnie bardziej liberalny nie znaczy w pełni otwarty. To w końcu rządzone przez PO województwo śląskie zablokowało wystawę w Muzeum Śląskim, bo była zbyt śląska. PO nie wydaje się obrobić lekcji, ale powiem też jasno, ze nie jestem skrajnym pesymistą w tej kwestii. Nowa koalicja nie będzie rządem z lat 2008-2016, a wybory samorządowe dopiero przed nami. Do wyborów szykuje się przecież ruch “Tak dla Polski”, który ma silne postulaty poszerzające samorządność i są to postulaty, które w maju tego roku zaakceptowały partie przyszłej koalicji. Należy więc być ostrożnym, ale nie pesymistycznym. A przynajmniej tak radzę, wtedy łatwiej się myśli jakoś.
Podmiotowo, nie przedmiotowo
Wraz z porządkami w
państwie polskim samorządy będą rosły w siłę i nastąpi
częściowa decentralizacja władzy (czyt. osłabienie nacisków na
samorządy i większa gospodarność pieniędzmi). Już nie będzie
sytuacji, że pomnik tragedii górnośląskiej może zablokować
fundusze dla samorządów. W wielu kwestiach będzie to bardziej
zależeć od nas samych, więc nowa polityka historyczna będzie
bardziej podmiotowa niż przedmiotowa. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.
Oficjalne uznanie języka śląskiego przez państwo polskie będzie
małą rewolucją dla nas i siłą rzeczy odciśnie piętno na
polityce. Poza tym PiS w ostatnich latach próbował wyrobić sobie
monopol na kreowanie dyskursu narodowego. O dziwo te osiem lat może
wyjść na dobre, bo teraz każdy akt polskiego nacjonalizmu i
propagandy polskiej będzie automatycznie kojarzony z działalnością
partii Prawa i Sprawiedliwości.
Wyrażam też sporą nadzieję, że uda nam się uniknąć błędów i wypaczeń z własnej strony. Dobrze wiemy, że potrafimy się sami zagalopować w postrzeganiu historii. Przypominam jednak, że jest różnica między własnymi błędami w rozumieniu swojej historii a kłamstwem przywożonym w teczce z Warszawy. Pierwsze jest do naprawienia. Drugie zaś do wywalenia.
Cieszmy się więc z
tego, co odchodzi. Nie będziemy tęsknić i nie będziemy dobrze
wspominać tej bezczelnej i wielokrotnie prostackiej polityki
historycznej. Na Śląsku nie pojawią się też biali rycerze w
postaci nowego rządu, który pozwoli nam robić, co chcemy i bez
patrzenia na nikogo. Będą głosy krytyki, ale na pewno odpoczniemy
od państwowych nacisków, bo partie, które obejmą władzę nie
wydają się być specjalnie zainteresowane systemową repolonizacją
Śląska. Wrócimy do stanu człowiek vs człowiek, a nie prawda
historyczna i mniejszość vs całe państwo, które reprezentuje
garstka szaleńców.