Zacznijmy od końca, bo tu chyba najmniej niewiadomych. Marzec 1966. Wojewódzki konserwator zabytków wydaje decyzję o rozbiórce ruin pałacu w Reptach Śląskich, które, jego zdaniem, nie przejawiają żadnej wartości zabytkowej. Ruiny zostają wysadzone w powietrze przez brygady górnicze, a Jorg Ziętek rzekomo miał mówić wtedy, że nie potrzebuje kolejnego szlacheckiego pałacu. Wraz z rozbiórką przyśpiesza znacznie budowa Górnośląskiego Centrum Rehabilitacyjnego, po sąsiedzku z pałacem.
Cztery lata wcześniej, bo we wrześniu 1962 roku, z powierzchni ziemi znikają inne ruiny donnersmarckowskiej posiadłości, tym razem - zamku w Świerklańcu (nie mylić z pałacem zwanym Małym Wersalem, zamek został prawdopodobnie zbudowany już w XIV wieku przez Piastów Śląskich). Całość dzieje się bez wiedzy konserwatora zabytków, któremu udało się wcześniej przekonać Ministerstwo Kultury do wydania nakazu odbudowy zamku. Za decyzję odpowiada Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Tarnowskich Górach.
Początek 1957. Podwykonawcy Zjednoczenia Budownictwa Miejskiego w Sosnowcu kończą rozbiórkę ruin Małego Wersalu w Świerklańcu. Zasypują piwnice, bramę wywożą do chorzowskiego zoo, a teren po pałacu zamienia się w parkowe planty. Jednak wszystkie trzy obiekty należące do tarnogórsko-świerklanieckiej linii rodziny Henckel von Donnersmarck niszczeją jako ruiny od 1945, gdy w niejasnych okolicznościach doszło do pożarów pałaców, dziwnym trafem należących tylko do jednej części rodziny, podczas gdy pałace ich kuzynów w Nakle i Brynku przetrwały wojnę.
"Ja nie wiem, kto podpalił, ale ktoś podpalił"
O pożarach nic nie wiemy tak naprawdę poza tym, że wybuchły w styczniu 1945 roku. Zwykło się obwiniać o nie niszczycielską Armię Czerwoną, ale nie ma na to żadnych dowodów. Wiemy, że czerwonoarmiści wkroczyli do Świerklańca 23 stycznia 1945 r. Relacji o pożarze nie ma zbyt wiele, ale jednocześnie jest to jedyna opowieść związana z wkroczeniem Rosjan do Świerklańca. Nie ma w niej nic o plądrowaniu domów, gwałceniu kobiet czy mordowaniu ludzi. Zupełnie tak, jakby zajęcie przebiegało dość pokojowo. Jednocześnie szlak zniszczeń wygląda w tym scenariuszu dość specyficznie. Brynek, Nakło i Karłuszowiec stoją całe. Świerklaniec i Repty - nie. Ale żeby nie było, zbiegi okoliczności się zdarzają.
Pałace płoną, gdy Donnersmarcków już nie ma na Górnym Śląsku, ci ewakuowali się wraz z częścią majątku w grudniu 1944 r. Rodzina zdecydowała się zaszyć w austriackim Wolfsbergu.
Pożary nie uszkodziły pałaców doszczętnie i większość budulca (głównie marmury i cegły) nadawało się ponownego wykorzystania. Pożary w Reptach i Świerklańcu przetrwała też częściowo stolarka okienna.
Gdyby prześwietlić strychy domów w promieniu 10 kilometrów od Świerklańca, to można by się było dowiedzieć jeszcze jednej rzeczy: zawartość donnersmarckowkich suwenirów (od biszteków po zasłony, firany, obrazy i porcelanę) wskazuje na to, że pałace albo splądrowano jeszcze w styczniu 1945, albo pożary nie były aż tak niszczycielskie. W każdym razie: lokalna ludność dokonała grabieży.