Wakacje z filmami: najbardziej niedoceniony film o Śląsku
„Bumerang” w reżyserii Leona Jeanota zadebiutował na srebrnym ekranie w listopadzie roku 1966, a jego akcja jest osadzona w roku wcześniejszym - w 20. rocznicę zakończenia wojny. Opowiada o wchodzącym w dorosłość pierwszym powojennym pokoleniu, które konfrontuje się z doświadczeniami swoich rodzin, o odpowiedzialności za ich czyny i konieczności zajęcia stanowiska wobec tych doświadczeń. I chociaż fraza „pomimo upływu lat dzieło pozostaje nadal aktualne” trąci szkolną propagandą, to tutaj jest to zasadne. Ale co się dziwić, gdy scenariusz napisał twórca kultowego już „Domu”.
"Bumerang" to film dość zaskakujący ze względu na to, jak bardzo komentuje otaczającą go rzeczywistość i sytuację międzynarodową. I robi to bez grama propagandy albo „bo tak wypada”. Jeanot, polski reżyser żydowskiego pochodzenia, stara się zrozumieć najmłodsze pokolenie Niemców. Główny bohater Kurt jest rodem z RFN-u, a w tle obraz relacji PRL zarówno z RFN-em, jak i DDR-em. Dlatego też trzeba nakreślić trochę kontekst roku 1965, żeby zrozumieć dlaczego ten film wygląda tak a nie inaczej.
"Przebaczamy i prosimy o przebaczenie"
Zacznijmy do scenarzysty, bo od tego się cała historia wywodzi. Pomysł na film narodził się Jerzemu Janickiemu wraz ze zbliżającym się 20-leciem zakończenia II wojny światowej. Janicki chciał powiedzieć, że nastał najwyższy czas, żeby przestać żyć minionym konfliktem i pokazać jak powstaje świat nieprzystępny dla najmłodszych.
Dwójka bohaterów - Kurt i Ewa - mieli się buntować przeciwko wizji świata swoich rodziców i chcieli sami żyć na własne konto, bez zbytecznego balastu nieswoich grzechów. Poza tym mieliśmy zobaczyć, jak konfrontują się z innymi postawami, zarówno swoich rówieśników jak i rodziców. Zamysł na film bardzo ciekawy i mający szansę na realizację, ale jak się możemy domyślać: musielibyśmy zobaczyć historię miłosną Polki i Niemca z DDR, bo tylko w tym państwie mieszkali porządni Niemcy, w czym zresztą będą nas utwierdzać takie polskie produkcje jak "Stawka większa niż życie" czy "Czterej pancerni i pies" ("złe Niemce" i hitlerowcy to naturalnie kapitalistyczny RFN), no i warto byłoby coś dodać o przyjaźni bratnich narodów socjalistycznych.
Na szczęście znaki na niebie i ziemi ułożyły się po myśli Janickiego, nie musiał iść na ustępstwa. List biskupów polskich do biskupów niemieckich ze słynnym zdaniem „udzielamy przebaczenia i prosimy o przebaczenie” otworzył nam nowy rozdział w relacjach polsko-niemieckich, została podjęta próba nawiązania kontaktów.
Na Górnym Śląsku zbiegło się to kolejną falą migracji Ślązaków do Niemiec. Jednocześnie w RFN swoją pozycję zaczęło odbudowywać SPD i stało się najliczniejszą partią z 40% poparciem społeczeństwa. I chociaż polskie Ministerstwo Kultury nie nadążało z gotowaniem bigosu dla miliarda statystów w „Faraonie” i przebierało w scenariuszach wojennych filmów akcji, tak film na pierwszy rzut oka niezbyt atrakcyjny w swojej wymowie zyskał szansę na finansowanie a że budżet był raczej symboliczny, to też nie było problemu. Janicki mógł podkręcić historię, dodając Kurta z RFN-u i jednocześnie podkreślić, że Polska nie ma wcale najmocniejszych praw do tzw. Ziem Odzyskanych. A do tego mamy jeszcze postać reżysera - Lejbele Katza - tworzącego pod pseudonimem Leon Jeanot, Polaka żydowskiego pochodzenia, któremu zależy na opowiedzeniu historii Janickiego, a nie rozliczaniu się z Holocaustem.
Filmowy Wrocław
Jeżeli ktoś bywa albo mieszka we Wrocławiu, to szybko się zorientuje, że stolica Śląska w filmie "Bumerang" w porównaniu do teraz się nie zmieniła. Tak jak dziś wieczorna randka na mieście musi odhaczyć nie do końca pożądaną rozmowę z nieco ożartym elwrym, to tak samo to wyglądało w latach 60. ubiegłego wieku. Dodajmy do tego jeszcze zaczepienie przez Cygankę i mamy komplet. Wrocław się nie zmienia, a widok wielu znajomych miejsc sprawia, że podróżujemy razem z bohaterami. Niby szczegół, a jakoś od razu lepiej na serduchu.
W rolach głównych wystąpiła znana z "Faraona" Barbara Brylska i wypożyczony z DDR Holger Mahlich, znany już nam z innego odcinka Wakacji z filmami, bo z „Pułapki”. Janicki i Jeannot są oszczędni względem pokazywania postaci, ale jednocześnie tworzą pełen wachlarz postaw. Mamy rodziców Kurta i ojca Ewy, uczestników wydarzeń z lat 40. Jak sam Kurt mówi, jego ojciec w czasie wojny nosił karabin, a co z nim robił - Kurt nie wie. Niektórzy członkowie rodziny Ewy z kolei zginęli z rąk Niemców, co nadal przeżywa jej ojciec.
Rodziny łączy dom i warsztat: ojciec Ewy zajął dom, w którym w 1943 urodził się Kurt, a jego ojciec prowadził warsztat samochodowy. Oprócz tych dwóch rodzin widzimy też młodego Niemca - Franza, który jako potomek szlachty śląskiej chce rewindykacji pałacu (notabene w Bardzie) i odzyskania swojego majątku. Kurt z kolei czuje się już Niemcem z Nadrenii, gdzie osiedli jego rodzice, nie pamięta Breslau i nie uważa go za swój dom. Ponadto mamy jeszcze konfrontację młodych z propagandą: zarówno polską, jak i niemiecką. Jedna dowodzi odwiecznej polskości Śląska, druga zaś odwiecznej niemieckości i uważa, że cały Śląsk ma wrócić do macierzy. Dla młodych z kolei ta narracja jest porównywalnie obca, po prostu chcą cieszyć się swoim życiem i nie myśleć o tym co było.
Kontrast między Ewą i Kurtem buduje to, jak w różnych narracjach są wychowani. Ewie cały czas opowiada się o wyrządzonych krzywdach, Kurt z kolei nie jest świadomy wielu faktów z historii wojny, bo wyrastał w państwie, gdzie unikało się mówienia o tym co się wydarzyło. Kurt nie wie, jak wyglądały obozy zagłady i że tatuowano więźniów. Jednak Janicki nie pokazuje tylko jednej perspektywy, bo i stare pokolenie ma coś do powiedzenia:
Mają w podręcznikach opis wojny na kilku stronicach, liczbę zabitych, liczbę rannych. Czy to jest straszne? Nie, to jest statystyka. Wojna jest straszna wtedy, gdy zachowało się w pamięci łomot do drzwi nad ranem, albo kucanie w schronie, albo strużkę krwi, która cieknie po brodzie rozstrzelanego człowieka, tego jednego, a nie 12 milionów. Ale jeśli się tego nie zachowało w pamięci to, czym ta nasza wojna jest gorsza od trzydziestoletniej albo peloponeskiej.
"Bumerang" to film dziś zapomniany, a niesamowicie mądry w swoim przekazie i właśnie niedoceniony. I choć nie ma w nim wątków górnośląskich, a po prostu śląskie, tak zasługuje, aby przywrócić o nim pamięć. W dobie ciągle powracających kłótni o reparacje wojenne, wyrządzonych krzywd naszym dziadkom i pradziadkom oraz podkreślania niemieckich wpływów w kraju, historia Kurta i Ewy nadal pozostaje aktualna. I chociaż od wojny mija już 80 lat i za mojego życia odejdą jej wszyscy uczestnicy, nadal są ludzie, którzy nie pozwalają się zrosnąć ranom, po których powinna zostać tylko jasna blizna.
Film można obejrzeć na platformie streamingowej www.cda.pl
***
Dzisiejszy, dolnośląski odcinek Wakacji z filmami był już ostatnim, w którym patrzymy na zachodnią część Śląska. Przed nami jeszcze trzy odcinki, które już będą tak górnośląskie jak tylko się da. Przyjrzymy się najsłynniejszym filmom o Śląsku, 31 sierpnia obejrzymy film o prowokacji gliwickiej, a we wrześniu zakończymy cykl najlepszym filmem o Śląsku, jakim oczywiście jest…
Może Cię zainteresować: