Roman Balczarek: Śląska jesień, czyli jak w okupowanych Niemczech znalazłem śląską krzywdę

Kilka miesięcy temu zastanawiałem się, skąd się wzięło u co poniektórych Ślązaków przekonanie, że za Hitlera bōło nojlepij. Pisałem wtedy, że źródłem tego typu mitu był najpewniej stosunek stalinistycznej Polski i Związku Radzieckiego do Ślązaków oraz powojenna bieda i głód, co miało ostatecznie zbudować obraz Rzeszy, jako państwa, w którym żyło się jednak trochę lepiej. Minęło parę miesięcy i ku mojemu zdziwieniu, w reportażu z 1947 znalazłem dokładnie opisany ten mechanizm.

Fotothek
Mechanizm niemieckiej krzywdy opisywanej przez Dagermana jest bliźniaczy dla śląskiej krzywdy

Jesień 1946. W okupowanych przez aliantów Niemczech odbywają się pierwsze częściowo wolne wybory po klęsce w 1945. Społeczeństwu niespecjalnie zainteresowanemu polityką przygląda się szwedzki pisarz Stig Dagerman, który rok wcześniej debiutował entuzjastycznie przyjętą powieścią „Ormen”. Dagerman podróżując po amerykańskiej strefie okupacyjnej odwiedza miasta zniszczone i te, które przeżyły wojnę w dość dobrym stanie, ale najbardziej interesują go ludzie. Rozmawia z nimi, stara się ich zrozumieć oraz sytuacje, w której się znaleźli. „Niemiecka jesień” to reportaż po prostu wybitny, bardzo zręcznie analizujący postawy ludzkie, a w Polsce stosunkowo nowy, bo pierwsze wydanie od premiery w 1947 miało miejsce dopiero w 2022.

Każda książka jest o Śląsku

A przynajmniej tego można się doszukać. Jednak z „Niemiecką jesienią” jest inaczej. Czytając ją miałem wrażenie, że historia powojennych Niemców jest zdecydowanie bliższa pamięci śląskiej rodziny, ale też, co ważne – jest bliższa niż polska narracja o wyzwoleniu 1945, starciu dwóch wizji Polski i wewnętrznych porachunkach między dawnym państwem podziemnym a rządem komunistów. Na Śląsku wojna nie skończyła się w 1945. Tu dopiero zaczynało się najgorsze. To wtedy najwięcej Ślązaków ucierpiało i to właśnie wtedy największa część śląskiego społeczeństwa została dotknięta okupacją. I tak, były to konsekwencje tego, co działo się w latach 1933-1945, ale dziś nie o sprawiedliwości. Dziś o krzywdzie.

Niemcy jesienią 1946 głodowali, domy mieli zniszczone, a nowa władza była nieufna wobec społeczeństwa. Nie było poczucia sprawiedliwości w denazyfikacji, za dużo urzędników oskarżano, a zbyt dużo oprawców pozostawało bez jakichkolwiek konsekwencji. Na Śląsku sytuacja nie różniła się jakoś drastycznie. Bieda była straszna, całe przecznice miast wyburzano, żeby „odzyskać” cegły, a w obozach w głównej mierze przebywali cywile. Nowo przybyli osadnicy mieli poczucie, że to oni są u siebie, a autochtoni na całym Śląsku mierzyli się dokwaterowanymi lokatorami. No i trzeba było uważać, co się mówi komu i w jakim języku. A donosów nie brakowało.

Kluczowa jest narracja

Było źle, krzywda została wyrządzona, a co ważne nie można było o niej głośno mówić. I tu właśnie dochodzimy to punktu przecięcia niemieckiej jesieni i śląskiej zimy. Dagerman niejednokrotnie pokazuje, jak ludzie bali się z nim rozmawiać, bo wszędzie im odmawiano prawa do czucia się skrzywdzonym. W przypadku obu krzywd nie można było o nich mówić i pomimo zamiany ról oprawcy i ofiary, nadal udawano, że jest inaczej. Dawni prześladowani w swoich oczach nie byli katami, a ich ofiary zasłużyły na wszystko, co ich spotkało.

I właśnie ten mechanizm niemieckiej krzywdy opisywanej przez Dagermana jest bliźniaczy dla śląskiej krzywdy. W niej nigdy nie chodziło o słuszność dziejów, czy też o licytowanie kto więcej ścierpiał. Każdy trzeźwo myślący wie, że nie da się porównać polskich obozów koncentracyjnych z niemieckimi obozami zagłady opracowanymi w celu eksterminacji ludności żydowskiej. Można najwyżej porównywać z łagrami, Berezą i innymi obozami koncentracyjnymi, ale nie wiem, czy jest jakiś cel tego.

To, co jest kluczowe, to narracja wokół krzywdy. Do dziś mówienie o śląskiej krzywdzie spotyka się z głosami negującymi jej istnienie. Mechanizm wyparcia (w tym wypadku) narracji polskiej skupia się na wykluczeniu oprawców z polskości (Bierut by się z tym nie zgodził, ale co tam), a jednocześnie utwierdza się w celowości tych działań, także „nic takiego nie miało miejsca, a poza tym należało się im”. I nie jest to cecha jakoś specjalnie polska. Podobne mechanizmy widzimy w Turcji, Rosji czy wspomnianych Niemczech. Reportaż Dagermana pokazuje narodziny krzywdy, którą zabrania się przepracować, a na Górnym Śląsku widzimy dziś, że czas wcale nie leczy tych ran.

Der Fall Glewitz

Może Cię zainteresować:

Roman Balczarek: W 1960 roku Niemcy z NRD przyjechali pod gliwicką Radiostację nakręcić film o prowokacji. Ile w nim historii?

Autor: Roman Balczarek

30/08/2024

Powstancy slascy fotopolska eu

Może Cię zainteresować:

Roman Balczarek: Jak mój pradziadek Emanuel wziął udział we wszystkich trzech powstaniach śląskich

Autor: Roman Balczarek

23/08/2024

Adolf hitler platz

Może Cię zainteresować:

Roman Balczarek: Zbrodnicze państwo. Skąd więc na Śląsku wziął się mit, że wtedy ludziom żyło się dobrze?

Autor: Roman Balczarek

31/05/2024

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon