Ruda Śląska. Wielki piec na Frynie, czyli gigant-wędrowniczek z perspektywą. Pisze Joanna Stebel

Nadejścia tamtej chwili oczekiwałam z bijącym w gardle sercem. Zaraz miałam wejść na wielki piec na Frynie! Rozumiecie? Na sam szczyt! Subtelne wrześniowe słońce delikatnie przygrzewało biały kask, który mozolnie, trzęsącymi się dłońmi, założyłam na głowę. Wszyscy wokół wydawali się równie podekscytowani. Byliśmy wszakże trzecią i ostatnią już grupą, która miała szansę zwiedzić wielki piec Huty „Pokój” w Rudzie Śląskiej – Nowym Bytomiu w ramach Europejskich Dni Dziedzictwa 2023.

Powiedzieć, że wielki piec prześladował mnie od lat, to jak nic nie powiedzieć. Nasze pierwsze spotkanie odbyło się w zamierzchłych czasach studiów na gliwickiej politechnice, gdy zwiał mi ekspresowy autobus, pozostawiając mnie na pastwę wycieczkowej „szóstki”. Wówczas uznawałam to za niebywałe okrucieństwo losu, a dzisiaj wiem, że tak naprawdę była to łaska. Po drodze miałam możliwość przyjrzeć się licznym zabudowaniom przemysłowym, które nie tak dużo później miały… zniknąć. Ze zdumieniem przyglądałam się zatem żółtej blasze falistej okrywającej filtry elektrowni na Zaborzu, zakładom odzieżowym w Nowym Bytomiu i… temu stalowemu gigantowi. To o nim śpiewał Grzegorz Markowski, tak?

Transformacja w ikonę turystyki przemysłowej

Dzisiaj elektrownia dostaje (w bólach) od miasta Zabrze nowe życie, zakłady odzieżowe nie istnieją, a wielki piec ma szansę na spektakularną karierę. Ruda Śląska planuje przekształcić go w atrakcję edukacyjno-turystyczną z punktem widokowym. Bezsprzecznie byłby to widok absolutnie piękny, o czym świadczą także zdjęcia ze szczytu. Szczytu, który dzisiaj pozostaje poza zasięgiem gości, głównie ze względu na ich bezpieczeństwo. Obiekt niezwykle rzadko udostępniany jest fotografom, a jeszcze rzadziej wygłodniałym z ciekawości „cywilom”. Jego zabezpieczenie, a potem przebudowa pochłoną ogromne nakłady czasu i pieniędzy, a miasto zyska kolejny jasny punkt na mapie turystyki industrialnej, obok osiedla robotniczego „Ficinus”, rewitalizowanego obecnie kompleksu szybu „Franciszek”, Stacji Biblioteka i innych obiektów.

Skoro jesteśmy już przy liczbach, pozostańmy przy nich jeszcze przez chwilę i miejmy też z głowy niezręczny temat pieniędzy. Wielki piec huty „Pokój” wpisano do wojewódzkiego rejestru zabytków pod koniec roku 2012. Od lipca 2020 roku jest również obecny na prestiżowym Europejskim Szlaku Dziedzictwa Przemysłowego (ERIH). Symbol „Fryny”, czyli dzielnicy Nowy Bytom, został przejęty na własność przez miasto Ruda Śląska 18 grudnia 2018 roku. Według informacji z 2023 roku, koszt przebudowy konstrukcji i nadania jej nowych funkcji wyniesie około 100 milionów złotych, z czego ponad 75,6 miliona pochodzi z Programu Fundusze dla Śląskiego 2021-2027.

Gdyby nie hutnictwo, nie zaistniałby fenomen górnictwa węgla kamiennego

Wierzcie mi, cały ten zachwyt nad piecem dzieje się nie bez powodu. Zapewne wielu z Was na hasło „Śląsk” odpowie „górnictwo”, prawda? Przeważnie pomyślicie o ekstrakcji węgla kamiennego. Jasne, jest to w pełni uzasadnione skojarzenie. Czy zastanawialiście się jednak, skąd wziął się fenomen masowego wydobywania tego surowca ze śląskiej ziemi? Dam Wam cynk… Jako podpowiedź.

Rekonstruując historię śląskiego przemysłu za pomocą prostego ciągu skutków przyczynowo-skutkowych, cofamy się do schyłku osiemnastego wieku, kiedy Johann Christian Ruberg wynajduje śląską metodę wytopu cynku, na kartach światowej historii techniki zapisując się jako „śląski Faust”. Zastosowanie tej metody wymagało jednak użycia nowocześniejszych, opalanych węglem kamiennym pieców hutniczych. Można zatem spekulować, że gdyby nie wynalazek Ruberga, to cynk jeszcze długo byłby wytapiany w opalanych drewnem piecach, a węgiel kamienny byłby surowcem o stosunkowo niewielkim znaczeniu, wykorzystywanym głównie do celów indywidualnych lub w małych zakładach.

Cała ta historia, rzecz jasna, jest niesamowicie złożona i świetnie sprawdziłaby się jako scenariusz hollywoodzkiego filmu sensacyjnego. Mamy tu bowiem geniusza, który zostaje zdradzony, a sprawca, niejaki Antoni Ziobro, poszukuje jak najkorzystniejszej okazji, aby spieniężyć skradziony wynalazek. Geniusz, „śląski Faust”, umiera w nędzy i zapomnieniu. Tymczasem metoda, którą wynalazł, wywraca do góry nogami przemysł, zamieniając śląskie hutnictwo, a dzięki temu górnictwo, w prawdziwego giganta.

Tam, kaj „szczewik topi sie w ciaplycie”, czyli hutniczy gigant na Frynczicie

Dobrze, powróćmy jednak na Nowy Bytom, przez lokalsów pieszczotliwie nazywany Fryną lub Frynczitą. To oczywiście wyraz przywiązania do zakładu-karmicielki, Huty „Pokój”, dziś działającej na nieporównywalnie mniejszą skalę niż jeszcze kilkadziesiąt lat temu. Jej oryginalna nazwa, do której dzisiaj nawiązuje miano nadane jej przez autochtonów, to „Friedenshütte”. Może teraz jest… Zdrowiej? Do głowy same przychodzą słowa Mariana Makuli, śpiewane przez zespół Antyki i kabaret Rak we wspaniałym utworze „Kaufhaus”: „Tu, w Kaufhausie na Frynczicie / Szczewik topi sie w ciaplycie / Sadza sie maże na u̯oku / Tak sie kurzy z Huty Pokój”.

Początki „Pokoju” sięgają 1840 roku, kiedy David Löwenfeld, Moritz Friedländer i Simon Löwi powołują do życia zakład pod wspomnianą już nazwą „Friedenshütte”. Tak, dobrze kojarzycie! Moritz Friedländer był zamożnym industrialistą, jednym z właścicieli bobreckiej huty „Julia”. Tak samo, jak jej koleżanka z Bobrka, huta „Pokój” wielokrotnie zmieniała właścicieli. Pierwszy transfer nastąpił w roku 1851, gdy zakład wykupił hrabia ze Strzelec Opolskich, Andreas Maria Graf von Renard. Za jego rządów rozbudowano składającą się dotąd z wielkiego pieca opalanego koksem, kotłowni, hali odlewniczej i stolarni hutę o drugi wielki piec i koksownię. Rozkwit huty trwał także pod czujnym okiem kolejnych właścicieli. Powstały dwa kolejne wielkie piece oraz piece pudlarskie, używane do otrzymywanie żelaza zgrzewnego.

W 1871 właściciel huty, wrocławska Spółka Leśno-Górniczo-Hutnicza „Minerwa”, ogłosiła upadłość spowodowaną kryzysem ekonomicznym na rynku stali. Historia pokazała jednak, że prawdziwie złote czasy dla huty miały dopiero nadejść. Została ona bowiem wykupiona przez hrabiego Carla Wolfganga von Ballestrema i jego przedsiębiorstwo „Oberschlesische Eisenbahn-Bedarfs-Aktiengesellschaft (Oberbedarf)” („Górnośląskie Towarzystwo Akcyjne Zaopatrzenia Kolei”). Bingo! Doskonale skojarzyliście właśnie ród Ballestremów z prawdziwym rozkwitem sąsiedniej Rudy oraz z ich niezwykłym, ale i nietuzinkowym zarządcą, czyli Karlem Godullą. Cała historia tej ziemi to sieć zależności, wystarczy tylko pociągnąć za odpowiedni sznurek… Czasy działalności Godulli to zupełnie inny rozdział, który już w czasach przejęcia huty przez koncern Ballestremów był historią. Rozdział, do którego z pewnością wkrótce wrócimy.

„Oberbedarf” konsekwentnie dbał o modernizację huty, tym samym uruchamiając nowe oddziały: w 1881 kuźnię, w 1884 stalownię tomasowską, aż w końcu w 1887 stalownię martenowską oraz elektrownię zakładową. Tego samego roku w zakładzie wydarzył się absolutnie tragiczny wypadek – w nocy z 24 na 25 lipca doszło do potężnej eksplozji gazu w kotłowni zakładowej. Zginęło 10 osób, a 55 zostało rannych.

Od potęgi do wygaszania, czyli huta w XX wieku i w czasach współczesnych

Budowa walcowni oraz wytwórni gotowych wyrobów rozpoczęła się na początku dwudziestego wieku. Do dzisiaj huta „Pokój” znana jest z wyrobów walcowanych na gorąco, a obecnie także z nowoczesnych wyrobów walcowanych na zimno. Nieustannie zwiększano również moce przerobowe istniejącej już infrastruktury. Sytuację skomplikował rok 1922, oznaczający przesunięcie granic na Górnym Śląsku. Huta „Pokój” znalazła się po polskiej stronie, stając się częścią „Friedenshütte Aktiengesellschaft”, czyli częścią koncernu ulokowaną poza granicą niemiecką. Powołana w nowej sytuacji politycznej spółka należała w 74 procentach do hrabiego Ballestrema, a w 26 procentach do koncernu „Oberbedarf”.

W 1928 roku dokonano fuzji spółki „Friedenshütte Aktiengesellschaft” z hutą „Baildon” w Katowicach. Nowopowstały koncern nosił nazwę Huta „Pokój” – Śląskie Zakłady Górniczo-Hutnicze Spółka Akcyjna, obowiązującą od 8 lutego 1930 roku. W jego skład wchodziły: huty „Pokój” i „Baildon”, kopalnie „Eminenz” (późniejszy „Gottwald”), „Friedensgrube” (Kopalnia Węgla Kamiennego „Pokój”), „Graf Franz” („Hrabia Franciszek”, później część kopalni „Walenty-Wawel”), „Wolfgang” (później „Walenty”) oraz elektrownia „Nikolaus” (czyli „Mikołaj”).

Lata trzydzieste przyniosły kolejny kryzys ekonomiczny, wobec którego huta wstrzymała produkcję w 1931 roku. W konsekwencji podjętych działań prawnych, od 1934 większościowym udziałowcem spółki stało się państwo polskie. Tego samego roku uruchomiono regularną produkcję blachy przy użyciu nowoczesnej walcarki projektu słynnego inżyniera Tadeusza Sendzimira. Urządzenie do dziś jest uznawane za przełomowe dla rozwoju hutnictwa. Schyłek dekady oznaczał rozpoczęcie drugiej wojny światowej, w czasie której huta działała jako część koncernu „Oberhütten”, nosząc miano „Friedenshütte – Schlesische Berg – und Hütten Werke AG”. Produkcja skupiała się wówczas głównie na celach militarnych.

Po zakończeniu konfliktu zakład powrócił w granice Polski. Łącząc „Pokój” z hutami „Łabędy” i „Gliwice”, Centralny Związek Przemysłu Hutniczego stworzył, zaledwie rok po wojnie, największą hutę żelaza i stali na terenie powojennej Polski. Od 1950 roku zakład funkcjonował z powrotem samodzielnie. Cztery lata później uruchomiono nową walcownię blach grubych.

Kurzyło się z huty „Pokój”… Ale teraz jest za to zdrowiej

Nie da się ukryć, że tak prężnie działająca huta nie pozostawała obojętna dla komfortu i zdrowia okolicznych mieszkańców. Czy wyobrażacie sobie, że huta „Katowice” działa dzisiaj w środku miasta? Oczywiście, pod wieloma względami nie jest to celne porównanie, bowiem teren współczesnego giganta ciągnie się kilometrami; dysponujemy także przyjaźniejszymi rozwiązaniami technologicznymi, ale… No właśnie. Wszyscy zgodzimy się raczej, że działająca koło domu koksownia czy też spiekalnia rudy nie są najlepszym sąsiedztwem. Tę pierwszą wygaszono w 1961, a drugą – w 1970. Produkcja cienkiej blachy została zatrzymana w 1973, a już dwa lata później „walcownia Sendzimira” została wyłączona z użytkowania. W latach osiemdziesiątych wygaszano kolejne wielkie piece, aż w 1988 likwidacji uległa stalownia. Huta wciąż posiadała w ofercie wyroby, których produkcja mniej obciążała środowisko. Ruszyła także produkcja w nowoczesnym zakładzie profili formowanych na zimno. Z czasem huta ulegała kolejnym restrukturyzacjom, aż w 2015 stała się częścią Grupy Kapitałowej „Węglokoks S.A.”

Wielki wędrowniczek, czyli jak piec wędrował, zanim doszedł do siebie

A jak w całej tej długiej, bardzo jednocześnie skróconej, historii odnajduje się nasz dzisiejszy bohater, będący niejako pomnikiem po stalowni? Wielki piec wzniesiono w 1968 roku na potrzeby wytopu surówki w procesie redukcyjnym. Pieszczotliwie nazywam go wędrowniczkiem, bowiem został wybudowany o 19 metrów od docelowej lokalizacji i przeniesiony. Przesunięcie 40-metrowego pieca było jedną z pierwszych tego typu operacji w całej Europie. Przedsięwzięcie miało jednak głęboki sens, gdyż takie rozwiązanie umożliwiało ukończenie budowy w 105 dni zamiast półtora roku. 1780 ton ciężkiego metalu wyruszyło w dziewiętnastometrową podróż… Nie stanowiąc jednak jedynej tego typu operacji na Górnym Śląsku! W 1971 roku w Rydułtowach wzniesiono nową wieżę basztową szybu „Leon III”, aż 42 metry od miejsca docelowego! Przesuwanie konstrukcji o wysokości 48,5 metra i ważącej około 2 tysięcy ton odbywało się z prędkością 3 metrów na godzinę i trwało około trzech dni.

Warto dodać, że przesuwanie pieca nie spowodowało przerw w pracy huty. Proces trwał od 25 września do, prawdopodobnie, 17 października 1968 roku, jednak co do daty zakończenia istnieją pewne niejasności. Nie da się jednak zaprzeczyć, że sukces tej przeprowadzki na stałe zapisał się na kartach historii techniki!

Z niecierpliwością wypatrując nowego oblicza wielkiego pieca

W 1987 roku rozszerzono wykorzystanie pieca o produkcję żelazomanganu. Jego wygaszenie nastąpiło w 2005 roku i, na szczęście, nie oznaczało zrównania go z ziemią. Chociaż nie brakuje sceptyków i złośliwie zadawanego pytania „po co?”, to cała rzesza fanów wielkiego pieca czeka na jego drugie życie. Czy warto? Oczywiście! Wystarczy spojrzeć na żywe zainteresowanie, jakie wywołuje zrewitalizowany kompleks po hucie „Vitkovice” w Ostrawie. Na Frynie nie znajdziemy już tak bogatego zespołu zabudowań, ale wierzcie mi – w tym metalowym wędrowniczku po prostu się zakochacie. Dajcie mu szansę, a wiejący na szczycie wiatr jeszcze nieraz pogładzi Was po włosach.

Kaufhaus Nowy Bytom

Może Cię zainteresować:

Kaufhaus w Rudzie Śląskiej. Legendarne osiedle familoków w cieniu wielkiego pieca

Autor: Michał Wroński

19/10/2024

Wielki piec huty Pokój

Może Cię zainteresować:

Panorama Śląska z wielkiego pieca huty Pokój. Jego rewitalizacja, a także przemiana w muzeum i platformę widokową kosztować ma 70 mln złotych

Autor: Michał Wroński

14/09/2024

Ruda slaska archiwalne

Może Cię zainteresować:

Ruda, największy patchwork Śląska. Miasto pozszywane z wsi, przysiółków, osad i... miast

Autor: Tomasz Borówka

15/06/2024

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon