Rząd i PGE mięknie w sprawie elektrowni Rybnik, ale związkowcy i tak będą protestować w Warszawie

Za miesiąc związkowcy ze śląsko – dąbrowskiej Solidarności ruszą do Warszawy protestować przeciwko wcześniejszemu wygaszeniu bloków węglowych w elektrowni Rybnik i Łaziska. Protest odbędzie się mimo że rząd oraz Polska Grupa Energetyczna (właściciel pierwszego z tych zakładów) właśnie zapowiedziały dodatkowe kilkanaście miesięcy życia dla węglowych bloków w Rybniku.

mat. PGE GiEK
Elektrownia Rybnik

Presja ma sens – grzmią związkowcy, ale nie są w pełni usatysfakcjonowani. Zadowolona pewnie nie jest też druga strona. Władze energetycznych koncernów tłumaczą, że bloki węglowe są niczym „betonowe buty” ciągnące wyniki finansowe w dół. Korzystniej jest je wyłączyć niż pozwolić im pracować – przekonują.

Za miesiąc (9 stycznia) związkowcy ze śląsko–dąbrowskiej Solidarności ruszą do Warszawę protestować przeciwko wcześniejszemu wygaszeniu bloków węglowych w elektrowni Rybnik i Łaziska. Protest odbędzie się mimo że rząd oraz Polska Grupa Energetyczna (właściciel pierwszego z tych zakładów) właśnie zapowiedziały dodatkowe kilkanaście miesięcy życia dla węglowych bloków w Rybniku. Presja ma sens – grzmią związkowcy, ale nie są w pełni usatysfakcjonowani. Zadowolona pewnie nie jest też druga strona. Władze energetycznych koncernów tłumaczą, że bloki węglowe są niczym „betonowe buty” ciągnące wyniki finansowe w dół. Korzystniej jest je wyłączyć niż pozwolić im pracować – przekonują.

Solidarność nie całkiem dokładna, ale i tak bardziej od rządu

– Umów należy dotrzymywać. Można próbować je renegocjować, ale nie można ich łamać. Przyzwolenie na złamanie zapisów Umowy społecznej choćby w jednym tylko elemencie, będzie stanowić zgodę na łamanie jej we wszystkich innych elementach – ostrzegał Dominik Kolorz, lider śląsko – dąbrowskiej Solidarności tłumacząc powody, dla których związkowcy 9 stycznia wybierają się do stolicy.

Bo zdaniem działaczy Solidarności decyzja o wcześniejszym wygaszeniu bloków węglowych w elektrowni Rybnik (z końcem 2025 r. miała zakończyć się produkcja energii elektrycznej, w sierpniu 2026 r. produkcji ciepła) jest ewidentnym złamaniem zawartej wiosną 2021 r. umowy społecznej dotyczącej „transformacji sektora górnictwa węgla kamiennego oraz wybranych procesów transformacji województwa śląskiego”. Umowy, która wedle zapewnień Minister Przemysłu Marzeny Czarneckiej jest i będzie realizowana.

Kto przeczytał ten dokument, wie, że nie znajdzie w nim ani słowa bezpośrednio o elektrowni Rybnik. Rok 2030 jako termin, do którego funkcjonowanie tego zakładu ma zostać zapewnione w oparciu o węgiel kamienny, pojawia się natomiast w porozumieniu, jakie we wrześniu 2020 r. przedstawiciele ówczesnego rządu zawarli z Międzyzwiązkowym Komitetem Protestacyjno-Strajkowym Regionu Śląsko-Dąbrowskiego. W porozumieniu tym znalazła się zapowiedź wynegocjowania umowy społecznej wraz z mechanizmem finansowania spółek górniczych. A także gwarancjami zatrudnienia dla ich pracowników i terminami wygaszenia wydobycia w kopalniach. Bez tego porozumienia nie byłoby tej umowy. To był punkt wyjścia do dalszych rozmów na jej temat. Związkowcy nie są więc do końca precyzyjni. Ale i tak bardziej od przedstawicieli rządu, którzy przez ostatnie miesiące udawali, że nie wiedzą, o co w ogóle chodzi.

- Nie znam tego porozumienia – stwierdził podczas październikowego posiedzenia Parlamentarnego Zespołu ds. Energetyki oraz Transformacji Energetycznej i Górniczej w Polsce Rafał Bojanowski, zastępca dyrektora departamentu spółek paliwowo – energetycznych w Ministerstwie Aktywów Państwowych.

Niewiele do powiedzenia resort miał również po tym, jak związkowcy wystąpili do premiera Tuska z prośbą o interwencję. Otrzymaną z MAP-u odpowiedź uznali za „dalece niezadowalającą”.

- Wynika z niej m.in., że państwo nie ma nic do powiedzenia w państwowej spółce. Nas ten żart nie rozbawił – komentował wówczas Dominik Kolorz.

Ministerstwo i rządowa spółka zmiękli. A związkowcy ani trochę

Zbliżająca się data związkowego proteście w Warszawie sprawiła jednak, że rząd i PGE zmiękły. W czwartek (5 grudnia) rządowa spółka opublikowała komunikat, w którym stwierdza, że czas pracy bloków węglowych w Elektrowni Rybnik został wydłużony – dwa mają pracować do końca czerwca 2026 r., a dwa kolejne będą funkcjonowały również w 2027 r.

- Dzięki tej decyzji uwzględnione zostaną potrzeby sieciowe Krajowego Systemu Elektroenergetycznego i zapewnione zostanie bezpieczeństwo energetyczne, przy jednoczesnym zagwarantowaniu lokalnym odbiorcom w Rybniku niezagrożonych dostaw ciepła – stwierdzono w komunikacie.

- To dobry krok, ale nadal niewystarczający. Przypominam, że w umowie społecznej jest mowa o roku 2030 – komentuje na gorąco w rozmowie ze SlaZag.pl Ireneusz Oleksik, przewodniczący NSZZ Solidarność. Dlatego związkowcy ani myślą rezygnować z protestu w Warszawie. W trakcie zapowiadanej na 9 stycznia akcji zamierzają odwiedzić najpierw siedzibę PGE, a potem Ministerstwo Aktywów Państwowych.

- To, że im zmiękła rura nie oznacza, że nam też zmiękła. W sprawie protestu nic się nie zmienia – żartobliwie stwierdza Dominik Kolorz.

Energetykom nie opłaci się produkować prądu z węgla. Bloki będą wyłączane

W komunikacie PGE można przeczytać o „dobrej współpracy między producentem energii i operatorem KSE” i odpowiedzialnym podejścia do transformacji polskiej energetyki”. Ale już o biznesowym wymiarze całej sprawy nie ma ani słowa. Być może dlatego, że właśnie względami biznesowymi przedstawiciele PGE tłumaczyli decyzję o… konieczności wcześniejszego wygaszeniu ostatnich bloków węglowych w Rybniku.

- Źródła, które w koszcie produkcji są drogie poprzez koszt emisji CO2 czy koszt paliwa, są wypychane z rynku energii elektrycznej. Na produkcji jednej MWh tracimy 200 złotych na samym koszcie zmiennym nie wspominając o koszcie stałym i kapitałowym – wyliczał Paweł Stępień, dyrektor departamentu inwestycji PGE (spółka chce w Rybniku zamienić bloki węglowe blokiem gazowo-parowym)

Podobne kalkulacje w kontekście bloków węglowych prowadzą także menadżerowie z innych spółek energetycznych. I wynik tych analiz jest podobny. Zwłaszcza w kontekście mającego nastąpić w połowie przyszłego roku końca funkcjonowania aukcji w ramach rynku mocy. Mechanizm ten oferował elektrowniom węglowych swoistą „premią za gotowość”. To właśnie dzięki niemu swoje bloki 200MW (te najstarsze i najmniej sprawne) utrzymywała Grupa Tauron. W przyszłym roku jednak aż 10 z 12 200-tek Tauronu zostanie takiego wsparcia pozbawionych.

– Gdy rynek mocy wygaśnie, zasadność ekonomiczna funkcjonowania tych jednostek nie będzie miała miejsca. Te jednostki bez rynku mocy będą wyłączone – nie pozostawił złudzeń Grzegorz Lot, prezes Grupy Tauron, który wypowiadał się na ten temat podczas odbywających się w październiku w Katowicach Energy Days.

Od tamtego czasu trwa „przeciąganie liny” między spółkami energetycznymi a Ministerstwem Klimatu i Środowiska. Resort zaproponował cztery aukcje uzupełniające (na drugą połowę roku 2025 lub na rok 2026, 2027, czy 2028), które miałyby być ogłaszane nie wcześniej niż rok przed rozpoczęciem „obowiązku mocowego”. Energetycy nie są z takiego obrotu sprawy zadowoleni. Przekonują, że przy takim ustawieniu kalendarza aukcji nie są w stanie ani zaplanować, ani wykonać remontów swoich bloków 200MW. Naciskali, by aukcje uzupełniające przeprowadzić jak najszybciej i w jednym pakiecie. Bez tego – jak ostrzegają – bloki 200MW będą systematycznie wyłączane. Bo przy niewielkiej skali ich pracy (1000-2000 godzin w roku) nie kalkuluje się ich utrzymywać.

- Nie ma możliwości, żeby pokryć koszty i uzyskać jakąś marżę na produkcji energii elektrycznej przy takiej małej produkcji – wyjaśniał prezes Taurona.

Pod znakiem zapytania przyszłość elektrowni w Łaziskach i małopolskiej Sierszy

W tym właśnie kontekście należy interpretować mnożące się obecnie pytania o przyszłość należących do Tauronu elektrowni Łaziska i położonej w małopolskiej Trzebini Sierszy. Zdaniem związkowców obu tym zakładom w przyszłym roku grozi zamknięcie. Zarząd spółki próbuje uspokoić sytuację, spotykając się z lokalnymi społecznościami. Ale zadanie ma o tyle trudne, że tak naprawdę wciąż jeszcze nie wie na czym stoi. Podczas niedawnego spotkania w Łaziskach prezes Lot przekonywał, że wyrok na tamtejszej elektrowni nie został jeszcze wykonany i nie jest przesądzone jej wyłączenie, choć kolejny raz powtórzył, że bez rynku mocy lub w razie nie objęcia nim bloków 200 MW tak się właśnie skończy. Dlatego zapowiedziana na 9 stycznia demonstracja związkowców w Warszawie ma zwrócić uwagę nie tylko na sytuację elektrowni Rybnik, ale też tej w Łaziskach.

- Tu chodzi o kilka tysięcy miejsc pracy w obu elektrowniach i u ich kooperantów – podkreśla Dominik Kolorz.

Elektrownia Rybnik

Może Cię zainteresować:

Poza Śląskiem umowa społeczna nikogo nie wzrusza. PGE ani myśli dopłacać do bloków na węgiel w elektrowni Rybnik

Autor: Michał Wroński

11/10/2024

Gornik w kopalni

Może Cię zainteresować:

Ostatnia dekada górnictwa na Śląsku. Dr Jan Rączka: Do 2035 r. w Polsce nie będzie miejsca dla węgla ze Śląska. Jest za drogi

Autor: Michał Wroński

30/11/2024

Marzena Czarnecka Wojciech Wrochna

Może Cię zainteresować:

Nowy wiceminister przemysłu Wojciech Wrochna popiera transformację „od węgla do atomu” w polskiej energetyce

Autor: Michał Wroński

19/11/2024

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon