Prezydenci chcą znać kulisy i koszty lania wody w regionie
- To nie ma być kura, która komuś będzie znosiła złote jajka, tylko tak ma być rozwiązany problem dostaw wody, żeby mieszkańcy na tym skorzystali. Żeby nie było ciągłych podwyżek cen wody. To jest możliwe przy innym sposobie zarządzania – tak o ewentualnych zmianach w Górnośląskim Przedsiębiorstwie Wodociągów mówił w czwartek (24 listopada) na antenie Radia Piekary Andrzej Dziuba, prezydent Tychów i jeden z „architektów” politycznej rewolucji we władzach regionu. Jak dodał, jednym ze sposobów na osiągnięcie tego celu jest partycypowanie lokalnych samorządów w GPW.
Przypomnijmy, obecnie spółka ta, zarządzająca m.in. zbiornikami w Goczałkowicach i Kozłowej Górze, a także 9 stacjami uzdatniania wody, należy do samorządu województwa śląskie. Lokalne samorządy (a ściślej mówiąc, ich przedsiębiorstwa wodociągowe) są klientami GPW, kupując od niego wodę. Poziom zadowolenia z tego modelu współpracy jest... umiarkowany.
Samorządowcom nie podoba się polityka cenowa GPW, gdyż skutki podwyżek (a ta najbliższa, mająca wejść w życie od stycznia 2023 r., wynieść ma ponad 30 proc.) zmuszają do podwyżek też lokalne „wodociągi”. Tyle, że ich wnioski taryfowe muszą zaaprobować Wody Polskie, a dialog samorządów z państwowym regulatorem do przyjemnych nie należy. Wody Polskie często blokują lokalnym „wodociągom” podwyżki cen, przy okazji publicznie stawiając się w roli obrońcy mieszkańców i ustawiających lokalnych włodarzy w roli tych „złych”. Dla porównania, GPW podobnej kontroli ze strony Wód Polskich nie podlega.
Logika
myślenia prezydentów miasta jest więc prosta – skoro nie można
mieć wpływu na Wody Polskie, to może choć przynajmniej zyskać
wpływ na GPW, wgląd w koszty działalności spółki i - co istotne
- politykę kształtowania cen dla lokalnych przedsiębiorstw, by w
ten sposób otrzymać korzystniejszą dla miast taryfę.
Powrót do przeszłości - Metropolia chętna rozmawiać o przejęciu Parku Śląskiego
Liczący ponad pół tysiąca hektarów Park Śląski, to największy park miejski w Polsce i jeden z największych w Europie. „Zielona płuca” Śląska – tak zwykło się o nim mówić. Ta wielkość to atut, ale też obciążenie. Przede wszystkim finansowe.
Obecnie park jest w zarządzie województwa. Pięć lat temu wydawało się, że ten stan rzeczy ulegnie zmianie, gdyż ówczesne władze regionu poważnie rozważały przekazanie parku Metropolii. Dlaczego? Bo skoro zdecydowaną większość korzystających z Parku stanowią mieszkańcy należących do GZM Katowic, Chorzowa, Siemianowic Śląskich, a sam Chorzów nie jest w stanie pokryć kosztów jego utrzymania, to najwłaściwszym adresatem do zarządzania Parkiem powinna stać się właśnie Metropolia. Ostatecznie, z powodu oporu Katowic, do żadnych konkretnych kroków jednak nie doszło.
Teraz Kazimierz
Karolczak, przewodniczący zarządu GZM mówi, że warto
wrócić do tematu i że jest ostrożnym optymistą. Choć z drugiej
strony ma świadomość, że ustawa metropolitalna nie wspomina o
zarządzaniu terenami zielonymi, a skoro przy temacie spalarni nie
udało się przekonać nadzoru prawnego wojewody do liberalnego
potraktowania jej zapisów, to i w tym przypadku może być z tym
problem.
GZM chce, by pociągi jeździły częściej. Integracja z Kolejami Śląskimi nieuchronna?
Patrząc z punktu widzenia zapisów ustawy najłatwiej byłoby wyobrazić sobie jakąś formę większej współpracy Metropolii i Kolei Śląskich. W końcu, wśród ustawowych zadań GZM znalazło się planowanie, koordynacja, integracja oraz rozwój publicznego transportu zbiorowego, a także metropolitalne przewozy pasażerskie.
- Niekoniecznie musimy być wspólnikiem – zastrzega przewodniczący Karolczak, choć z drugiej strony przypomina, że właśnie w aglomeracji marszałkowski przewoźnik wykonuje połowę swej pracy dla całego województwa.
Docelowo GZM chciałby zapewne, aby Koleje Śląskie tej pracy na terenie Metropolii wykonywały jeszcze więcej, gdyż wszystkie wspierane przez Związek inwestycje PKP PLK (w ramach programu Kolej Plus, a zwłaszcza budowa odrębnej nitki Gliwice – Katowice – Sosnowiec – Będzin) zmierzają do tego, aby stworzyć warunki do zwiększenia skali przewozów pasażerskich. A skoro mają być nowe tory, to potrzeba będzie też więcej składów i częstszego ich kursowania. To jest priorytet Metropolii, choć niekoniecznie musi być priorytetem Kolei Śląskich, które mają swych pasażerów także w Rybniku, Raciborzu, Bielsku – Białej, Żywcu, Częstochowie, czy Lublińcu.
Z zewnątrz przekonać KŚ do przyjęcia optyki Metropolii może nie być łatwo, budowa własnego przewoźnika (choć na przestrzeni ostatnich miesięcy można było usłyszeć i takie sugestie) oznacza konieczność tworzenia spółki kolejowej od zera (ze wszystkimi kosztami i „chorobami wieku dziecięcego” włącznie), więc być może faktycznie za kupnem nowych składów i zagęszczaniem siatki połączeń w obrębie miast GZM najłatwiej byłoby lobbować z pozycji bliższym władzom przewoźnika. Najlepiej z metropolitalnymi pieniędzmi na zachętę.