- Zakładaliśmy, że wygaszanie górnictwa potrwa do 2049 r., zbudowaliśmy harmonogram zamykania kopalń, zapewniliśmy spokój społeczny temu procesowi, co uważam za jeden z moich największych sukcesów w polityce. Dziś musimy ten harmonogram zrewidować – stwierdził w rozmowie dla tygodnika „Sieci” Jacek Sasin, wicepremier i minister aktywów państwowych. Jak zastrzegł nie chodzi jednak o to, by przedłużyć życie polskiego górnictwa węgla kamiennego poza rok 2049, ale by czasowo "zamrozić" ten proces.
- Liczę, że obie elektrownie (jądrowe – przyp. red.) wystartują w tym samym czasie, oby już w 2033 roku. Do tego czasu trzeba jednak bronić węgla w większej skali niż to planowano przed wojną (…) Nie może być tak, że będziemy pogłębiali proces uzależnienia od importowanego węgla, dużo droższego niż nasz – argumentuje Sasin.
Innymi słowy, likwidacja kopalń – tak, ale nie prędzej niż wtedy, gdy do pierwszych odbiorców w Polsce popłynie energia elektryczna z atomu. Można w tej argumentacji dostrzec echa wielokrotnie powtarzanej chociażby przez Jerzego Markowskiego tezy, by najpierw zbudować alternatywę dla energetyki węglowej i dopiero później brać się za „zwijanie” węgla, a nie odwrotnie.
Do roku 2033 dwie „gruby” mają zakończyć wydobycie. Szykuje się też połączenie
Z zapowiedzią Sasina jest tylko jeden problem. „Zwijanie” węgla w Polsce nadal się odbywa. Odbywa się zgodnie z harmonogramem zamykania kopalń, który dołączono do przyjętej w maju ubiegłego roku umowy społecznej dla górnictwa węgla kamiennego. Dokument ten określał ramy transformacji tego sektora i stąd obecność w nim zapisów dotyczących m.in. świadczeń socjalnych dla pracowników likwidowanych kopalń, a także mechanizmu finansowania spółek tej branży. Ze względu na pomoc publiczną dla górnictwa konieczne było uzyskanie akceptacji Komisji Europejskie i w marcu tego roku taki właśnie wniosek notyfikacyjny strona polska wysłała do KE. A razem z nim, aby nie było wątpliwości, terminarz dotyczący zamykania poszczególnych kopalń.
I teraz najważniejsze: zgodnie z tym harmonogramem w przyszłym roku skończy się niezależne fedrowanie przez ruchy „Halemba” i „Bielszowice” kopalni „Ruda” w Rudzie Śląskiej – od przyszłego roku mają one zostać połączone w jeden ruch, który zakończy działalność w roku 2034. Nie pada tu co prawda słowo „likwidacja”, ale czyż przez lata całe górniczy związkowcy nie powtarzali, że łączenie kopalń to tak naprawdę ukryta ich likwidacja? Jednoznacznie o zakończeniu eksploatacji czytamy już jednak w umowie społecznej w kontekście kopalń „Bolesław Śmiały” i „Sośnica”. Ta pierwsza miałaby dokonać żywota w roku 2028, druga w 2029 r. Czyli przed wskazanym przez wicepremiera Sasina terminem „odpalenia” pierwszej polskiej elektrowni jądrowej. Nawet zakładając, że polski atom nie złapie żadnego opóźnienia (a tymczasem już w roku 2035 zakończyć ma eksploatację ruch Piast kopalni Piast – Ziemowit), to i tak zapowiedź, że „do czasu uruchomienia pierwszych bloków jądrowych żadna kopalnia nie może zostać zamknięta” ma się nijak do przedstawionych powyżej dat.
Rząd odpuścił terminy z umowy społecznej dla górnictwa?
Rozbieżność tą można interpretować na dwa sposoby. Albo wicepremier Sasin nie wie, co jest w umowie społecznej dla górnictwa, ale to chyba mało realne, gdyż to właśnie jego nazwisko otwiera listę przedstawicieli rządu, który podpisali ten dokument.
Być może wypowiedź wicepremiera pokazuje, że rząd machnął ręką na wysłany do Brukseli terminarz uznając, że w aktualnej sytuacji na rynku paliw sztywne trzymanie się ustaleń sprzed kilkunastu miesięcy nie ma już sensu. Taka rewizja stanowiska byłaby zgodna z tym, do czego namawiają górniczy związkowcy, ale też ludzie pokroju Jarosława Zagórowskiego, byłego prezesa Jastrzębskiej Spółki Węglowej.
Pytanie tylko, czy o tej korekcie wiedzą już w Komisji Europejskiej i w Polskiej Grupie Górniczej, do której należą wymienione powyżej kopalnie „Ruda”, „Bolesław Śmiały” i „Sośnica”. Bo jeśli nie wiedzą, to czas, aby się dowiedziały. To dość cenna wiedza w kontekście chociażby organizacji i tempa wydobycia, a także polityki kadrowej spółki. Bo czy eksploatowane dziś przez te kopalnie złoża starczą na dodatkowych kilka lat fedrowania? Czy biorąc pod uwagę proces odchodzenia na emerytury i świadczenia socjalne, będzie na tych „grubach” komu pracować? Podkreślmy przy tym, że od lutego Polska Grupa Górnicza konsumuje gigantyczne pieniądze (28,8 mld zł do 2031 roku) na likwidację kopalń mocą ustawy o funkcjonowaniu górnictwa węgla kamiennego
Chciałbym wierzyć, że szef Ministerstwa Aktywów Państwowych zna odpowiedź na te pytania, albo przynajmniej zadał je już tym, którzy mogą takich odpowiedzi udzielić. Żeby potem nie było jak z szybami „Krupińskiego”, czy „Makoszów”, które zasypano, a teraz rozdzieramy szaty nad węglem, który by można nimi wydobyć. Nie są to jednak pierwsze wicepremiera Sasina dotyczące górnictwa bez pokrycia w rzeczywistości. I zapewne nie ostatnie.
Może Cię zainteresować:
Markowski: Zwiększenie wydobycia w kopalniach może przyśpieszyć sczerpanie złóż węgla
Może Cię zainteresować: