Gdzie w Polsce możemy znaleźć niedużą, konserwatywną społeczność? Mormonów nie mamy, Podlasie już się opatrzyło, Bieszczady zagrały już w "Watasze". To weźmy jakieś śląskie miasteczko gdzieś na końcu świata! Żeby były familoki, ale też ładne widoczki dookoła. Bo wiadomo, że jak górnicy, to muszą być niedzisiejsi. I wrzućmy im drag queen do gara, a najlepiej dwie, w tym jednego ciemnoskórego mężczyznę, który na co dzień chodzi w szpilkach. I każmy uwierzyć, że to drag queen uratują ich od biedy i nie pozwolą zamknąć kopalni, jedynej żywicielki rodzin.
Serial z górnikami na doczepkę
Brzmi karkołomnie? I tak też wygląda na ekranie. Pomimo całej sympatii dla aktorów odtwarzających główne role, w tym Andrzeja Seweryna, serial "Królowa", polski serial zrealizowany na zlecenie Netfliksa jest niedopracowaną produkcją, wręcz złą.
Osią akcji są perypetie Seweryna, Polaka, który 50 lat temu wyjechał z rodzinnego miasteczka w Polsce. Zrobił karierę jako krawiec męski w Paryżu, ma tam własny, luksusowy, zakład krawiecki. Po nocach Sylwester, już jako Loretta, bawi wyrafinowaną publiczność nocnych klubów jako drag queen o takim pseudonimie. Sylwester właśnie ma przejść na emeryturę i osiedlić się na południu Francji, gdy dostaje z Polski list w różowej kopercie. Okazuje się, że pisze do niego jego wnuczka, której nigdy - podobnie jak córki - nie widział na oczy. Prosi go o pomoc, gdyż jej mama, Wiola, umiera na nowotwór nerki i pomóc jej może jedynie przeszczep. Błaga go, by wrócił do Polski, by sprawdzić, czy może być dawcą nerki dla chorej córki.
Może Cię zainteresować:
Śląsk bez serca. Co by było, gdyby ziemia bytomska pozostała w Małopolsce. Historia alternatywna
Sylwester wsiada więc do nowoczesnego pociągu, by z Paryża jechać do Polski. W Polsce przesiada się - a to niespodzianka - do starego autokaru rodem z PRL-u, by dotrzeć do rodzinnego miasteczka. To, grane przez miasteczka ziemi kłodzkiej, m.in. Nową Rudę i Gryfów Śląski, z czego nie robi się tu tajemnicy, bo nawet auta mają tu rejestracje DKL, jest urocze, choć zapyziałe jak Polska w latach 90. Wytworność Sylwestra ostro kontrastuje z biednym otoczeniem.
Śląsk? A gdzie tam. Ziemia Kłodzka to nie Śląsk
Sam producent informuje, że akcja serialu rozgrywa się na Śląsku, choć nie precyzuje - na jakim. Górnym? Dolnym? Okazuje się, że w sumie na żadnym, bo ziemia kłodzka historycznie nie należy do Śląska, nawet Dolnego. Rozwijała się inaczej, jej dzieje szły odrębnym torem, i została dołączona do Dolnego Śląska dopiero w XVIII w. patentem Fryderyka II, króla Prus, choć i tak pisano w urzędowych dokumentach "Śląsk i hrabstwo kłodzkie". To kraina położona na południe od Dolnego Śląska, złożona z Kotliny Kłodzkiej i otaczających ją górskich terenów. Jej bogactwem był m.in. węgiel kamienny, dlatego w krajobrazie Ziemi Kłodzkiej nie brakuje szybów i zabudowań kopalnianych. Żadna kopalnia tu jednak nie działa, w Nowej Rudzie ostatnią zamknięto 30 lat temu.
Ale scenarzysta i reżyser nie mają oporów, by wrzucić wymuskanego bohatera z Paryża w górnicze miasteczko, które wygląda jak z lat 90. Ludzie mieszkają w zaniedbanych familokach, kopalnia wygląda jakby żywcem przeniesiona z lat 50., łącznie z zakładową stołówką. To tam zresztą pracuje wnuczka głównego bohatera, ubrana jak PRL-owska sklepikara. Tego, że akcja serialu dzieje się współcześnie, można się domyślać po smartfonach, używanych przez małomiasteczkową młodzież i nowym sprzęcie w szpitalu.
W miasteczku wydarza się tragedia, w kopalni dochodzi do wstrząsu i wybuchu. Górnicy zostają uwięzieni pod ziemią. Zaczyna się akcja ratownicza.
Drag queen ratują biednych górników. Serio?
Gdy okazuje, się, że nie udało się uratować prawie żadnego górnika, los kopalni (której i tak dyrektor daje maksymalnie dwa lata fedrowania) staje pod znakiem zapytania. Pojawia się pomysł, by zorganizować wielką imprezę, i dochód z niej przeznaczyć na rodziny ofiar wybuchu (bo w każdej górnik był jedynym żywicielem rodziny). Reżyserii podejmuje się Sylwester, a jako choreografa ściąga z Paryża swojego przyjaciela, na co dzień chodzącego w kobiecych ubraniach i w szpilkach.
Górnicy ochoczo zgłaszają się jako tancerze do tej imprezy, obecność oryginalnego choreografa nie budzi ich przesadnego zdziwienia. Gdy główna gwiazda okazuje się być rozkapryszoną celebrytką, i odmawia wstępu, na scenie pojawia się niejaka Loretta. Publiczność, najpierw skonfudowana, szybko zaczyna się świetnie bawić, i jest ogólny sukces. Pieniądze na rodziny biednych górników leją się strumieniami.
Brzmi kuriozalnie? Tak, bo w "Królowej" zabrakło dobrego scenariusza i reżyserii. Za dużo jest tu wątków, pomysłów (niektórych z nich nie zdradzamy w tej recenzji, żeby nie spojlerować), i to wszystko miało się zmieścić w czterech odcinkach serialu. Zmieściło, ale serial zmienił się w niestrawną papkę. W pierwszych trzech odcinkach akcja dzieje się powoli, potem przyspiesza, i w czwartym mamy już wręcz teledyskowy montaż, by zdążyć z całą historią. Nawet dobre role Andrzeja Seweryna jako Sylwestra, Marii Peszek jako jego córki Wioli, Julii Chętnickiej jako wnuczki Izy toną w scenariuszowych niedoróbkach.
A mogło z tego powstać coś ciekawego, gdyby skupiono się na jednym lub dwóch ważniejszych wątkach. Zderzenie małomiasteczkowej (niekoniecznie górniczej) mentalności ze światem paryskich drag queen już samo z siebie mogłoby być ciekawe, gdyby twórcy nie potraktowali tego tak powierzchownie jak w "Królowej". Nie ma tu żadnej prawdy o górnikach, o Śląsku. Twórcy serialu zupełnie przypadkowo wsadzili go do górniczego miasteczka.