Rozmowa z architektem Aleksandrem Krajewskim
Robi pan zakupy w Silesia City Center?
Nie pamiętam, kiedy tam byłem ostatnio, chyba z półtora roku temu. I raczej nie jestem klientem tego centrum, głównie dlatego, że nie mieszkam w pobliżu i nigdy tam nie mam po drodze. Moim zdaniem wielkość tego obiektu nie sprzyja efektywnym zakupom. Ja wchodzę, kupuję i wychodzę.
Pamięta pan, jak otwierano Silesię w 2005 roku? Tłum w kolejce do sklepu Saturn czy po bony do C&A na 50 zł.
Tak, pamiętam. Nie było to pierwsze centrum handlowe, bo wcześniej, w 1997 r., zostało otwarte M1 w Czeladzi, a w 1999 r. - Centrum Handlowe Trzy Stawy w Katowicach, ale Silesia była pierwszym nowej, tak zwanej czwartej, generacji, gdzie sklep spożywczy i handel już nie stanowią najważniejszej bazy, tylko pojawia się już przy nich rozrywka, kino, fitness, bawialnia dla dzieci.
No właśnie, bo i w M1 w Czeladzi, i w Trzech Stawach nie ma kina.
I choć mówi się już o centrach handlowych piątej generacji czy nawet szóstej, to jak na owe czasy, a pamiętajmy, że 18 lat temu Katowice nie wyglądały jak dziś, w tej części kraju to rzeczywiście był przykład ogromnego założenia. Ono nawet miało od razu cechy centrów handlowych piątej generacji, bo w rozwój galerii handlowej było wpisane również osiedle, które powstało zaraz obok, a także budynki biurowe, więc w założeniu miało tam powstać w zasadzie małe miasteczko, które teoretycznie funkcjonalnie jest samowystarczalne.
Czyli coś pozytywnego, bo urbaniści przecież wychwalają ideę miasta 15-minutowego.
W zasadzie tak, ale pytanie, ilu mieszkańców tego osiedla pracuje w najbliższym otoczeniu i ilu klientów centrum handlowego pochodzi z najbliższego sąsiedztwa. W przypadku Silesii domniemywam, że niewielu. Silesia ściąga do siebie klientów nie tyle tylko z Katowic, ale całego regionu, co widać po weekendowych czy przedświątecznych korkach na drogach dojazdowych.
Mnie się wydaje, że katowiczanie wręcz omijają Silesię w piątki czy w weekendy. Na parkingach widać samochody z rejestracjami z całego województwa, a nawet z okolic Olkusza w Małopolsce czy z opolskiego.
Lokalizacja SCC w pobliżu DTŚ-ki powoduje, że właściwie cała aglomeracja śląska korzysta z tego centrum handlowego i jest to po części przekleństwo Katowic, czy tego rejonu Katowic, ze względu na bardzo wzmożony ruch, który centrum handlowe generuje. Niestety mało kto korzysta z tramwaju, który również zatrzymuje się przed SCC.
Nawet przystanek nosi nazwę Silesia City Center. Ale gdzie tam z tasiami się pchać do tramwaju? Przecież to niewygodne. A parkingi duże i jeszcze bezpłatne, zawsze jakieś miejsce do zaparkowania się znajdzie.
No tak, z telewizorem 60-calowym sobie nie wyobrażam, chociaż znam takich radykałów komunikacji transportu publicznego.
Czyli według pana Silesia City Center, tak duże centrum handlowe tak niedaleko centrum, to przekleństwo dla Katowic? Inne takie olbrzymy są zbudowane jednak na obrzeżach, jak wspomniane M1 w Czeladzi czy Europa Centralna w Gliwicach.
Tak, nawet Centrum Handlowe Trzy Stawy, położone przy autostradzie A4 nie jest takie uciążliwe dla miasta. Ale wydaje mi się, że SCC jest większym przekleństwem nawet nie dla Katowic, bo Katowice jednak są, otoczone z każdej strony trzypasmówkami, dwupasmówkami i są miastem bardzo samochodowym (co widać gdy coś się wydarzy w tunelu pod Rondem) – do czego już przywykliśmy, ale dla takich miast jak Chorzów czy Świętochłowice.
Tak? A dlaczego?
Ta galeria wyssała życie z głównych ulic handlowych, z tych centralnych dzielnic, rynków różnych mniejszych miejscowości wokół Katowic i te ulice do tej pory nie są w stanie, a mówimy o 18 latach! nie są w stanie się podźwignąć.
No tak, ulica Wolności w Chorzowie była kiedyś tak świetną promenadą handlową, że pamiętam jak za bajtla jeździliśmy tam specjalnie z Katowic na zakupy. Dziś nawet nie przyszłoby mi do głowy, żeby tam się wybrać na shopping, bo ostało się tam kilka sklepów jakiejkolwiek jakości. Nawet McDonald’s zwiał z Wolności.
Wolności to obecnie wielka bolączka Chorzowa. Nawet chorzowski Rynek został przebudowany stosunkowo niedawno i on już odżywa. Wolności jest obszarem, który wymaga rewitalizacji. To byłaby prawdziwa rewitalizacja w Chorzowie, połączona z aktywizacją społeczną i gospodarczą tego obszaru miasta, mieszkańców. Jest to na pewno chorzowski bardzo jaskrawy problem, bo Urząd Miasta, prezydent, wszystkie instytucje publiczne są gdzieś tam w pobliżu, a jednak dalej jest bardzo wiele pustostanów, bardzo mała różnorodność tych punktów usługowych, a sama już nawierzchnia jest dość zużyta. A wyprowadzka McDonald’sa była kolejnym gwoździem do trumny tej ulicy. Jest tam parę restauracji, czasami sam się tam wybieram, ale widocznie jest to za mało, a wszystkie funkcje usługowo-handlowe, które normalnie ludzie załatwiali właśnie w tej okolicy, przeniosły właśnie do między innymi Silesia City Center. Centra handlowe są trochę jak taki odkurzacz, wysysający różnorodność usług, punktów, które kreują jakąś lokalną modę, lokalnych rzemieślników.
W Katowicach pan to też obserwuje?
W mniejszym stopniu, bo Katowice są specyficzne, mają ten swój ruch, dworzec główny, ulicę 3 Maja, więc tutaj jest to mniej odczuwalne, ale powstanie dużych centrów handlowych bardzo źle zadziałało na okoliczne miasta i myślę, że nie ma już wyjścia z tej sytuacji. Dobrym przykładem jest Jaworzno, które przez co najmniej kilkanaście lat blokowało powstanie jakiejkolwiek galerii handlowej na terenie swojego miasta, mając świadomość, jak to może urbanistycznie oddziaływać na cały handel na obszarze kilku dzielnic. Dopiero jak poczuli, że miasto jest na tyle silne, lokalny handel działa, że mają odpowiedni układ drogowy, byli w stanie podyktować inwestorowi odpowiednie warunki, by mógł w ogóle mógł postawić taką galerię handlową i ona chyba takich negatywnych skutków dla miasta nie przyniosła. To było bardzo przemyślane działanie i długo odwlekane w czasie. (Interesujesz się Śląskiem i Katowicami? Zapisz się i bądź na bieżąco - https://www.slazag.pl/newsletter)