Samorządowcy uznali, że temat trzeba jeszcze „przegadać”, choć wygląda to na próbę gry na czas, gdyż od gadania wspomniana kwota nie ulegnie zmianie.
O
rozliczeniu faktycznych kosztów poniesionych w 2023 roku przez
Metropolię na realizację zleconych jej przez gminy zadań nie
chciał w środę (24 kwietnia) rozmawiać nikt – ani samorządowcy z gmin
członkowskich, którzy przekonywali, że jest za wcześnie, by
głosować uchwałę w tej sprawie i lepiej „na spokojnie” o niej
jeszcze podyskutować, ani władze GZM, które dyplomatycznie
stwierdziły, że na takie dyskusje jest jeszcze miesiąc, a poza tym
trzeba uwzględnić zmiany, jakie nastąpią w samym zgromadzeniu.
O zgromadzeniu pisaliśmy: Komunikacja miejska w GZM droższa niż szacowano. Gminy dostaną słony rachunek do spłaty
Zwycięzcy wyborów dostaną kwiaty oraz wysokie rachunki do zapłaty
Ta ostatnia uwaga jest bez wątpienia celna. Skutkiem kwietniowych wyborów zmieniły się władze 16 (lub 17, w zależności od tego jak traktować Tychy, gdzie mimo nowego prezydenta można mówić o kontynuacji) z 41 należących do GZM gmin. Nowi włodarze od maja zaczną rządzić nie tylko w Gliwicach, Zabrzu, czy Chorzowie, ale też w Bieruniu, Knurowie, Świerklańcu, Rudzińcu, Lędzinach, Siewierzu, Wyrach, czy Gierałtowicach.
Biorąc pod uwagę, że zdjęta wczoraj z porządku obrad uchwała zawierała zestaw słonych rachunków do spłaty, które miały otrzymać gminy GZM, to jest w tej ostrożności pewna logika. Może i lepiej, aby odchodzący wójtowie, burmistrzowie, czy prezydenci miast nie zostawiali swoim następcom takich kwitów na biurku. Dość powiedzieć, że Chorzów – tytułem „urealnienia” wysokości swojej składki zmiennej za zeszły rok – miałby dopłacić do budżetu GZM ponad 14 mln zł, Gliwice – 7,5 mln zł, a Zabrze – ponad 12,3 mln zł.
Nowi włodarze obejmą swoje urzędy w pierwszych dniach maja - będą przemowy, ślubowania, kwiaty, a potem zacznie się proza samorządowego życia. W ramach tej prozy przyjdzie im zmierzyć ze wspomnianym „urealnieniem” składki. Taki mały zimny prysznic na dzień dobry. Bo w trakcie kampanii wyborczej różne rzeczy można było obiecywać, a tu okazuje się, że trzeba kilka, kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt milionów (jak w przypadku Katowic) wydać na rozliczenie zeszłego roku. (Interesujesz się Śląskiem i Zagłębiem? Zapisz się i bądź na bieżąco - https://www.slazag.pl/newsletter)
Ile pieniędzy przepadło przez awarie i dziurawy system kontroli?
Samorządowcy postanowili, że zjedzą tą „żabę” później i w nieco innym gronie, ale trudno spodziewać się, że coś – poza odsunięciem tego w czasie – na tej decyzji ugrają. W to, że dyskusja o kosztach transportu zbiorowego coś zmieni, jakoś trudno uwierzyć. Przerabiamy ją cyklicznie i zawsze puenta jest ta sama: komunikacja miejska staje się coraz większym obciążeniem dla budżetów gmin, więc poszukajmy oszczędności (czyt. obetnijmy ofertę) lub podnieśmy ceny biletów.
O związkach między jakością oferty a liczbą użytkowników zwykle cisza. Podobnie jak i o relacji między poziomem samorządowej dotacji a przychodami ze sprzedaży biletów. Tymczasem już kilka lat temu na każdą złotówkę wpłaconą do systemu w GZM za sprawą kupionych biletów przypadały ok. 4 zł dopłacone przez Metropolię. I był to niestety jeden z gorszych wyników wśród wszystkich dużych ośrodków miejskich w Polsce.
Nie wiem jak burmistrzowie i prezydenci miast, ale ja chętnie usłyszałbym, ile z brakujących ok. 100 mln zł na komunikację miejską (drugie 100 mln zł to koszt inwestycji tramwajowych) to „zasługa” zeszłorocznych kłopotów systemu informatycznego obsługującego transport w Metropolii. Przypomnijmy, że najpierw ŚKUP-a położył atak hakerski, a później spektakularną awarię zaliczył jego następca – długo zapowiadany Transport GZM. Efekt? Autobusy i tramwaje kursowały, pasażerowie jeździli, a kasa do kasy nie wpadała. W międzyczasie zresztą z funkcjonowaniem systemu też różnie bywało. Sam nieraz próbowałem bez skutku zapłacić metropolitalnemu ZTM-owi, ale zamontowane w pojazdach czytniki z uporem godnym lepszej sprawy odmawiały współpracy. Kontrolera przez cały ubiegły rok spotkałem raz, a fakt ten odnotowałem głównie dlatego, że wcześniej takiego spotkania nie zaznałem bodaj całymi latami.
Uzasadnionym jest zatem pytanie o to, jaka część podróżujących komunikacją miejską w Metropolii czyni to „na pałę”, korzystając z rozlicznych dziur w systemie mającym pobierać i egzekwować opłaty za przejazd. Bo ten element – prócz rosnących kosztów pracy, energii i paliwa – także mieści się w tych milionach złotych, jakie tytułem rozliczenia zeszłego roku przyjdzie zapłacić śląsko-dąbrowskim samorządom.
Może Cię zainteresować: