Trylogia husycka Andrzeja Sapkowskiego to wielki fresk, przedstawiający średniowieczny Śląsk. Podobnego mu próżno by szukać w literaturze. "Narretnurm", "Boży wojownicy" i "Lux perpetua" przenoszą nas w czasie do średniowiecza, skonstruowanego w sposób możliwie jak najwierniejszy realiom.
Uważny czytelnik Sapkowskiego wie, że Śląsk pojawił się w jego powieściach jeszcze przed "Narrenturmem", pierwszym tomem trylogii husyckiej. Wątek śląski występuje także w cyklu o wiedźminie, a wprowadzają go krasnoludy Sapkowskiego. Górnym Śląskiem świata wiedźmina jest królestwo krasnoludów Mahakam. Oto, co mówi o nim tamtejszy krasnolud Zoltan Chivay w powieści "Chrzest ognia":
Nie rozśmieszajcie mnie, mili moi. Nijakiego zagrożenia nie ma i nie było, bo żaden z królów nie ośmieliłby się ruszyć Mahakamu nawet palcem. Czemuż to? Bo Mahakam to stal. I nie byle jaka. Tam jest węgiel, tam są magnetytowe rudy, nieprzebrany pokład. Wszędzie indziej aby sama darniówka. (…) A jeśli nas kto palcem tknie, zniszczymy warsztaty i zalejemy kopalnie. A wówczas bijcie się ludzie, ale na dębowe pały, krzemienie i ośle szczęki.
Śląski etos pracy i prawa
Sapkowski, znany ze swego sarkastycznego poczucia humoru, natrząsa się też chyba z archetypicznego śląskiego etosu pracy:
Moja babka znała się na leczeniu jak nikt - opowiada krasnolud Yarpen Zigrin. - Niestety, uważała że źródłem większości chorób jest nieróbstwo, zaś nieróbstwo najlepiej leczy się kijem. Względem mnie i mojego rodzeństwa stosowała taki lek głównie zapobiegawczo. Lała nas przy byle okazji albo i bez okazji. Wyjątkowa to była jędza. (…) wygrzmociła mnie raz trzonkiem od kilofa.
Z kolei system prawny krasnoludów Sapkowskiego niewątpliwie wyewoluował z górniczych tradycji tej rasy. Krasnoludzie regulacje prawne świata wiedźmina posuwają się do absurdu. Zoltan Chivay (i pewno nie on jeden) utyskuje na najnowsze zarządzenia starosty Mahakamu i wszystkich krasnoludzkich klanów, Bruovera Hooga, przewidujące na przykład, jak blisko kopalni wolno gwizdać czy z jakim stażem pracy można wnioskować o przydział stałej żony. Prawa te, obok życiowego doświadczenia, skutecznie zniechęcają Chivaya do powrotu z emigracji do hajmatu.
Nie, chłopcy, ja nie wracam pod górę Carbon – powiada krasnolud. – Nie mam ochoty spędzić życia na przodku w kopalni. Czterdzieści lat na dole, o ile wcześniej nie pierdyknie metan.
Średniowiecze jak prawdziwe
Tym jednak, czym zapisał się Andrzej Sapkowski w dziejach literatury śląskiej, czy w każdym razie o Śląsku opowiadającej, jest trylogia husycka. Składają się na nią powieści "Narrenturm","Boży wojownicy" oraz "Lux perpetua". Ich akcja toczy się w XV wieku, w latach pustoszących także i Śląsk wojen husyckich. I toczy się w głównej mierze na Śląsku. Pisarz sugestywnie, bo ze wspartym niepospolitą erudycją talentem, odmalowuje w nich świat późnego średniowiecza. Odtwarza jego realia tak wiernie, że pod wrażeniem tego są nawet zawodowi historycy i znawcy epoki. Rozmaite lokacje, w których toczy się akcja - zamki, miejscowości, ich architektura, łączące je trakty - niemal wszystko to istniało i wyglądało tak, jak przedstawia czytelnikowi pisarz, mistrzowsko znający źródła i literaturę tematu.
O prozie Sapkowskiego wypowiada się z uznaniem dr hab. Bożena Czwojdrak, mediewistka z Instytutu Historii Uniwersytetu Śląskiego, specjalizująca się szczególnie w historii czasów Jagiellonów. Uważa, że większość średniowiecznej fabuły trylogii husyckiej jest naprawdę dobrze osadzona w realiach.
- Cieszę się, że trochę przyłożyłam do tego ręki - zdradza historyczka.
Okazuje się, że Bożena Czwojdrak była konsultantką Sapkowskiego. Poznali się dzięki wspólnemu znajomemu. Pisarzowi, pracującemu wtedy nad trylogią, doradziła i udostępniła szereg pozycji literatury tematu, m.in. książki profesora Jana Drabiny o miastach śląskich. Niejedną specjalistyczną kwestię wyjaśniała Sapkowskiemu korespondencyjnie.
"Narrenturm" się obronił
Swego rodzaju crash-testem wiarygodności historycznej wykreowanego przez Sapkowskiego średniowiecznego Śląska była praca licencjacka jednego ze studentów dr hab. Czwojdrak.
- Autor dokładnie wszystko sprawdzał - opowiada mediewistka. Przykładowo, czy Reynevan, wychylając się z okna i patrząc na lewo od dominikanów, mógł w danym roku widzieć taki i taki kościół. Albo też, czy istniała już wtedy droga, którą podróżowali bohaterowie. I tak z 90 procent szczegółów zgadzało się z tym, co mówią źródła.
Sapkowski nie popełnił żadnego bardzo poważnego uchybienia. Co najwyżej zdarzało się, że np. któryś z opisywanych kościołów powstał pięć lat po wydarzeniu opisanym w książce.
- Pięć lat wobec stuleci, jakie dzielą nas od czasu akcji, to naprawdę detal - uważa Bożena Czwojdrak. Jej zdaniem szczególnie mistrzowsko napisany jest "Narretnurm", pierwszy tom trylogii. A to efekt niesamowitej erudycji Sapkowskiego.
Czytelnicy więc uwielbiają, a historycy doceniają. Śląsk Sapkowskiego widać, słychać i czuć - jak powiedział jeden z tych ostatnich. Śląsk elit i maluczkich, Śląsk religii i wojny, nauki i magii. Śląsk wieloetniczny i wielokulturowy. Tę wieloetniczność i wielokulturowość średniowiecznego Śląska pisarz czuje doskonale, a potrafi opisać w sposób kapitalny.
Przykładem dialog dwóch Ślązaków w "Narrenturmie", cytat wręcz kultowy:
- Ów zaś, jeśli już przy nim jesteśmy, poległ pod Tannenbergiem.
- Po czyjej stronie?
- Po naszej, chrześcijańskiej.
Kto sfilmuje Śląsk Sapkowskiego?
Czy trylogia Sapkowskiego zostanie kiedyś sfilmowana? W Polsce - raczej nieprędko. A w każdym razie nieprędko znajdą się pieniądze z państwowej kasy na ekranizację książek, w których jako szwarccharaktery występują ludzie Kościoła, fanatyczni i wyrachowani. Biskup krakowski i przyszły prymas, profanujący na ekranie jasnogórską Madonnę, raczej nie byłby czymś, nad czym episkopat i inni purpuraci przeszliby do porządku dziennego (swoją drogą, aż dziwne, że jak dotąd nie zagrzmiały z ambon gromy, zarzucające Sapkowskiemu antyklerykalizm). Pozostaje liczyć na ponadnarodowy, wielokulturowy, europejski potencjał Śląska "Narrenturmu "i jego kontynuacji.
Nawet jeśli Sapkowski nieraz się z tej europejskości (podobnie zresztą jak polskości) Śląska i Ślązaków podśmiewa. Trylogia husycka to także (no przecież...) husyci i Czechy. Sapkowski wspaniale odmalowuje nie tylko średniowieczną Pragę, ale i oryginalną czeską wojskowość epoki wojen husyckich, lat chwały czeskiego oręża, siejącego postrach w Środkowej Europie. Ekranizacji Śląska Sapkowskiego możemy więc prędzej doczekać się nad Wełtawą, niż nad Odrą czy tym bardziej Wisłą.