Początki piłkarstwa w Polsce to zdecydowana dominacja klubów z Krakowa i Lwowa z jednym poznańskim wyjątkiem. W pierwszych jedenastu edycjach mistrzostw Polski tytuł wędrował do Pogoni Lwów (cztery razy), Cracovii (trzy razy), Wisły Kraków (dwa razy), Garbarni Kraków i Warty Poznań (po jednym razie). Na Śląsku patrzono na te sukcesy z nutką zazdrości, ale jednocześnie w klubach trwała ciężka praca, aby zacząć liczyć się w starciu z najlepszymi.
Przełom nastąpił w latach 30. To wtedy objawiła się nowa potęga. Ruch Hajduki Wielkie wybił się w 1933 roku, czyli tuż przed przyjściem do klubu Ernesta Wilimowskiego. Jak dzisiejszy Ruch Chorzów sięgnął po pierwszy tytuł w historii? Zapraszamy na podróż do przeszłości.
"Z krakusami dobrze się nam grało"
Przed sezonem zapadła decyzja, że rozgrywki będą podzielone na dwa etapy. W pierwszym powstaną dwie grupy - wschodnia i zachodnia. Następnie z każdej grupy po trzy najlepsze zespoły będą walczyć o mistrzostwo Polski, a po trzy najsłabsze będą się bić między sobą o utrzymanie.
Ruch trafił do grupy zachodniej, a to oznaczało pojedynki z krakowskimi rywalami. Cracovia, Wisła, Garbarnia, Podgórze i Warta Poznań. Ekipa z Hajduk miała zatem w swojej grupie czterech rywali, którzy mieli w dorobku mistrzowski tytuł. W klubie jednak nikt się tym nie martwił.
- Z krakusami zawsze nam się dobrze grało, a Hajduki są ponoć dla Wisły, Cracovii, Garbarni, a chyba i dla Podgórza, pechowe - miał wówczas powiedzieć sekretarz piłkarskiej sekcji Józef Wieczorek.
Ruch ostatecznie w grupie zachodniej zajął drugie miejsce. Siedem meczów wygrał i trzy przegrał. Najważniejsze, że udało się wejść do grupy mistrzowskiej, która ostatecznie składała się z Wisły, Cracovii, Pogoni Lwów, ŁKS-u Łódź i Legii Warszawa. Rywalizacja była niezwykle wyrównana, czego efektem był fakt, że przed ostatnią kolejką nadal nie znaliśmy mistrza.
Tak się złożyło, że drużyna z Hajduk grała swój mecz jako ostatni. Przed spotkanie z Cracovią sytuacja była klarowna. Pierwsza w tabeli była Pogoń Lwów, ale miała tylko punkt przewagi, a to oznaczało, że Ruch zostanie mistrzem, gdy wygra w Krakowie. "Pasy" już o nic nie grały, ale to nie oznaczało, że wyjdą na boisko, aby przegrać.
Niezła defenzywa i pewna linja pomocy
"Wśród niebywałych emocyj, gwałtownych wybuchów naelektryzowanej do najwyższego stopnia widowni, rodził się mistrz Polski na rok 1933-34. Niczem barwna taśma filmowa przewijały się przed oczyma coraz to nowe obrazy. Mecz rozgrywał się bowiem nietylko na murawie, ale i na całym terenie przylegającym do widowni, gdzie sprzecznie walczyły z sobą uczucia i prądy, a wyrazem ich były głośne okrzyki, skierowane raz po raz, czy to pod adresem poszczególnych graczy czy też sędziego" - pisał w pomeczowej relacji "Przegląd Sportowy" (zachowano pisownię oryginalną).
Mecz Cracovia - Ruch oglądało 5 tysięcy kibiców. Początek meczu był dość nerwowy w wykonaniu gości, ale z każdą minutą zaczynali się rozkręcać. W końcu udało się to udokumentować bramką. W 26. minucie piłkę w siatce umieścił Ewald Loewe. Wynik nie zmienił się do przerwy. Piłkarze ze Śląska byli już o krok od mistrzostwa Polski.
"Przegląd Sportowy" pisał wówczas, że goście "walczyli bardziej nerwowo i zacięciem i z trudem dawali sobie wyrwać piędź ziemi". Ruch został pochwalony za to, że miał skład wyrównany i bez słabych punktów. "Mieli pewnego i silnego bramkarza, parę obrońców, o słabszym może wykopie, ale niezłej taktyce defenzywnej, a przedewszystkiem pewną linję pomocy" - komentował dziennik sportowy.
Za ambicję i waleczność pochwały otrzymali Jan Badura, Karol Dziwisz oraz Franciszek Zorzycki. Momentami nie popisywał się z kolei sędzia Zygmunt Rosenfeld z Bielska-Białej. Publiczność się wściekła, gdy w pewnym momencie nie podyktował rzutu karnego dla Cracovii za zagranie ręką. "Pasy" jednak wyrównały. W 69. minucie gola strzelił Stanisław Malczyk, a to oznaczało, że tytuł trafi do Lwowa.
Historyczna rola Urbana
Gracze Ruchu jednak zareagowali najlepiej, jak mogli. Wiedzieli, co remis dla nich oznacza, więc postawili wszystko na jedną kartę. Opłaciło się, bo dwie minuty po bramce Malczyka prowadzenie gościom z Hajduk dał Ewald Urban.
"To wpływa decydująco na Ślązaków (utrata bramki na 1:1 - przyp. red.). Zrywają oni definitywnie z systemem bezpłodnej obrony i przechodzą do generalnej ofenzywy. Kilka posunięć i znów huragan oklasków. Włodarz dostaje piłkę, strzela ostro na bramkę, piłka odbita od słupka wpada pod nogi Urbana. Ten jakby świadomy historycznej roli jaka ma mu przypaść w udziale, lekko, byle tylko broń Boże nie przenieść, wtłacza piłkę do pustej bramki" - czytamy w "PS" z 15 listopada 1933 roku.
Ruch podobno już do samego końca grał ofensywnie i dążył do strzelenia trzeciego gola. Nie udało się, ale ważniejsze było to, że Cracovia nie zdołała wyrównać. Mecz kończy się wynikiem 2:1. Ruch Hajduki Wielkie zostaje mistrzem Polski. Po raz pierwszy w historii, a jednocześnie jest pierwszym klubem ze Śląska, który tego dokonał.
"Nareszcie więc uzyskał Śląsk poraź pierwszy mistrzostwo ligi piłkarskiej i nadmienić wypada że zespół nowego mistrza stanowi drużynę wyrównaną, bojową i ambitną, która napewno w lidze wstydu nie przyniesie. Pozatem rozwój sportowy Śląska dokumentuje zdobycie mistrzostwa Polski w pływaniu, lekkoatletyce pań, a teraz także w piłkarstwie" - pisał "Nowy Dziennik".
"Oklaskom i radości wśród widowni śląskie i niema końca. Z jej grona wylatują gołębię na Śląsk, aby zanieść radosną wieść z wynikiem do domu. Odrazu miało się bowiem wrażenie, iż bramka ta oznaczać będzie zwycięstwo i że obie drużyny zdobyły się już na najwyższy wysiłek. I rzeczywiście tak było, gra bowiem aż do samego końca nie obfituje w żadne ciekawe epizody" - komentował Ilustrowany Kuryer Codzienny.
W tamtym sezonie najlepszymi strzelcami byli Edmund Giemsa (15 bramek), Teodor Peterek (12) i Alfred Gwosdz (11). Mistrzowską drużynę tworzyli dodatkowo: Jan Badura, Paweł Buchwald, Ryszard Cieślik, Karol Dziwisz, Stefan Katzy, Ernest Kubisz, Edward Kurek, Ewald Loewe, Walter Panchyrz, Ewald Urban, Hubert Wadas, Gerard Wodarz oraz Franciszek Zorzycki.
"Od Szczakowej towarzyszyły im w pociągu tłumy kibiców, na każdej stacji gromadziły się niezliczone rzesze sympatyków, a w Hajdukach, gdzie dotarła dzięki radjowej transmisji szczęśliwa nowina, wokół dworca zebrały się niewidziane nigdy tłumy. Pochód piłkarzy przeszedł z dworca do szpitala brackiego, gdzie wręczono kwiaty unieruchomionemu Gwoździowi, a potem świętowano sportowe mistrzostwo nie do wyobrażenia" - pisał jedna ze śląskich gazet (za ksruch.com).
To był początek pierwszej złotej ery w historii dzisiejszego Ruchu Chorzów. Mistrz z Hajduk Wielkich po tytuł sięgał jeszcze w 1934, 1935, 1936 i 1938 roku. Wtedy już kibice podziwiali piłkarskiego geniusza, jakim był Ernest Wilimowski. Świetna seria została przerwana dopiero przez wybuch II wojny światowej.
Może Cię zainteresować:
Tylko prawdziwy Hanys wie jak zachować się w tych sytuacjach. QUIZ nie dla goroli
Może Cię zainteresować: