Badacze zajmujący się ludową demonologią niekiedy dzielą istoty magiczne na trzy grupy – demony, półdemony i strachy. Na stosunkowo rozległym obszarze Górnego Śląska postaci te cechowały się różnym wyglądem i zachowaniem, choć pewien „rdzeń” pozostawał niezmienny dla każdej z nich. Strachy nawiedzały opuszczone domy i ruiny. Do demonów zaliczał się na przykład skarbnik i utopiec, do półdemonów zmora, strzyga i właśnie czarownica – znana również jako heksa, mędrzyca, wiedźma czy wróżka. Słowo „wiedźma” ma dość intuicyjne, jasne pochodzenia: wiedźma to ta, która wie. Potencjalnie może jednak wywodzić się od nazwy czynności – wieszczenia. Tymczasem, jeśli „wiedzieć” wywodzi się od „widzieć”, to wiedźmą mogła być kobieta, która widziała – na przykład w swoich wizjach, wieszcząc. W wielu językach słowiańskich słowo to pierwotnie miało pozytywny lub neutralny wydźwięk, mogło znaczyć tyle co „znachorka”. Podobnie wydaje się być z „mędrzycą”. Tymczasem „heksa” ma pochodzenie germańskie, ale niemieccy eksperci nie są zgodni co do pochodzenia tego słowa.
Jaka mogła być heksa z Katowic?
Wiedźma to kobieta świadomie podpisująca pakt z diabłem, która zyskiwała w ten sposób tajemną wiedzę. Jako półdemon należy (przynajmniej po części) do świata ludzi, w przeciwieństwie do diabła czy skarbnika, którzy jedynie przyjmują ludzką postać. Heksa oczywiście również mogła się transformować – żadnego fana Harrego Pottera nie zdziwi zapewne, że przemieniać miała się w kota lub ropuchę. Mogła też stać się niewidzialna (uprzedzam – bez żadnej „peleryny niewidki”). Gdy ukazywała się w swojej właściwej, ludzkiej postaci, poznać ją można było po przekrwionych lub zaropiałych oczach. Nieraz wiedźma kojarzy się z kobietą starą i brzydką, żyjącą skromnie na skraju lasu, ale wydaje się, że na Śląsku nie była to reguła. Czarownica mogła być też ładna, młoda i bogata. Jeśli jej krowy dawały najwięcej mleka, to właśnie dzięki czarom. Bywała zła, mściwa, ale co ważniejsze – była samotniczką. Jak zauważa wybitna badaczka, Dorota Simonides, „nie wiadomo czy w wyniku tych cech była nielubiana i unikano jej czy też będąc z natury odludkiem sama unikała towarzystwa”.
W jaki sposób heksa uprzykrzała życie ludziom? Głównie rzucała uroki, szkodziła zwierzętom i roślinom, za jej sprawą plon był mniej obfity, a krowy przestawały dawać mleko. Utrudniała też prace domowe: obawiano się jej najbardziej podczas wyrabiania masła. Bardzo zakłopotana musiała więc czuć się kobieta, która przy tej czynności zastawała krewną czy sąsiadkę. Śląskie podania w tej kwestii nie różnią się zbytnio ani od wyobrażeń polskich i słowiańskich, ani germańskich i zachodnioeuropejskich.
Dobry jak wiedźma?
Słowa „heksa” i „wiedźma” oznaczały również kobietę niemiłą, jędzę czy złośnicę, przez co bywały używane jako wyzwiska. Niewykluczone jednak, że na utożsamienie czarownicy (a więc pośrednio także znachorki i ludowej mędrczyni) ze złem i diabolicznymi siłami miały wpływ nauki Kościoła Katolickiego i chrystianizacja, która (zwłaszcza na Dolnym Śląsku) szła opornie. Jeszcze kilkaset lat po chrzcie Polski żywe były obrzędy i wierzenia słowiańskie, część zresztą przetrwała do dziś.
Niewykluczone, że legenda heksy wzięła się również ze zwykłej niechęci żywionej do osób prowadzących zbyt samotniczy tryb życia, indywidualistek, a także kobiet posiadających zbyt dużą wiedzę. Być może przeczuwano, że wiedza ta może być wykorzystana do niecnych celów i daje przewagę, a nawet pewną władzę w społeczności. Co ciekawe, czarownice miały trzymać się tylko między sobą i z nikim innym nie zadawać. Jeden z mieszkańców Katowic Janowa wspominał w 1970 roku, że „one tam ludzi ani sąsiadów nie potrzebowały, bo one między sobą trzymały”. Być może niepokój wzbudzały więc właśnie kobiety utrzymujące ścisłe relacje tylko z wąskim gronem innych kobiet, nie integrujące się z resztą wsi.
Trzeba też podkreślić, że zdaniem niektórych badaczy pod określeniem czarownicy, wiedźmy czy heksy ukrywają się postacie bardzo różne, władające lub niewładające magicznymi mocami, pomagające lub szkodzące. Już kilkaset lat temu, w czasach polowań na czarownice, terminy te mogły mieć płynny, niejednoznaczny charakter. Słowa „wiedźma”, „heksa”, czy „czarownica” stały się synonimami, ale też nabrały bardzo ogólnego, nieprecyzyjnego charakteru.
Niechlubna historia
Stosy rzadko płonęły w średniowieczu, a okres „rozkwitu” procesów czarownic przypada na tak zwaną wczesną nowożytność. Na Śląsku, głównie w XVII wieku, kilkaset osób oskarżonych o czary zamordowano we Wrocławiu, Zielonej Górze, Nysie, Raciborzu czy Bytomiu. Dominowały przypadkowe ofiary – w żadnym wypadku nie były to znachorki czy zielarki. Zdaniem Małgorzaty Pilaszek, badającej ziemie polskie między XV a XVIII wiekiem (do których Śląsk nie należał – był wtedy częścią Austrii pod władaniem Habsburgów), najwięcej procesów o czary i wyroków skazujących miało miejsce na zachodzie Polski, na terenach silniej zaangażowanych w ponadlokalną wymianę handlową i bardziej podatnych na wpływ kultury niemieckiej. Zdaniem Karen Lambrecht, na Śląsku, w porównaniu z Niemcami, odbyło się niewiele procesów o czary i częściej zdarzały się w mocniej zgermanizowanych terenach na lewym brzegu Odry.
Czy ludowa wiara w nadprzyrodzone zdolności wiedźm wywołała falę polowań i pogromów? Raczej nie, o czym świadczy choćby przykład z Bytomia, gdzie hrabia Henckel von Donnersmarck kazał aresztować Hannę Kurową za włożenie do trumny jej zmarłego dziecka kawałków chleba i krzyżyka z krzewu „kłokociny” (kłokoczki). Ławnicy zwolnili kobietę, nie dopatrując się w jej zachowaniu znamion przestępstwa, co rozgniewało hrabiego. Kazał więc sądzić kobietę powtórnie, co skończyło się jej wygnaniem z miasta. Czy Kurowa była wiedźmą? Kłokoczce w całej słowiańskiej części Europy przypisywano moce magiczne i uzdrawiające. Krzyżyk z „kłokociny” dowodzi, że wierzenia słowiańskie łączyły się z chrześcijaństwem czego efektem była tzw. „dwuwiara”. Zapewne kobieta ta nie zrobiła niczego bardzo nietypowego, choć jednak nagannego z perspektywy ortodoksyjnego katolicyzmu pana hrabiego. Ważniejszy mógł być jednak aspekt ekonomiczny – włodarze miejscy bogacili się przejmując majątki oskarżanych kobiet, a ławnicy raczyli się alkoholem na cudzy koszt. Tymczasem oskarżenia o „magiczne” praktyki były jedynie pretekstem do oskarżenia nielubianej osoby. Ludność wiejska magię zwalczała… magią. Sądy, przejęcia majątków i stosy były wyłącznie domeną uprzywilejowanych elit miejskich, kościelnych i arystokracji.
Pod pewnymi względami statystyki śląskie nie odbiegają jednak od tych ogólnoeuropejskich: zdecydowaną większość osób oskarżonych o czary stanowiły kobiety. Mężczyzn oskarżano raczej o związki z czarownicami czy niedopilnowanie żon, rzadziej też skazywano ich na śmierć. Wśród oskarżanych i skazywanych dominowali przedstawiciele stanu chłopskiego oraz biedota miejska czy służące. Dziś eksperci spierają się co do tego, jaka była tego przyczyna. Czy bezpośrednio zaważyła nienawiść do kobiet i strach przed kobiecą niezależnością, czy też raczej strach przed magią, który następnie odbijał się na grupach społecznych o niższej pozycji? Czy motywy ekonomiczne i klasowe miały decydujące znaczenie? Czy polowania na czarownice były wynikiem lub narzędziem zmian w społeczeństwie wczesnej nowożytności? Po dekadach badań nadal nie jest jasne, dlaczego tyle osób zginęło wskutek oskarżeń o czary i jaka jest przyczyna, dla której były to głównie kobiety.
Brocken czy Łysa Góra?
Specjaliści zajmujący się Śląskiem w okresie PRL działali pod presją, by wykazać odwieczną słowiańskość, a najlepiej polskość rodzimej ludności. Bliskie pokrewieństwo dialektów śląskich z polskimi bardzo temu sprzyjało, ale nie było wystarczające. Starano się więc podkreślać, że wierzenia demonologiczne na Śląsku nie różnią się istotnie od tych z innych regionów Polski. Na wszelki wypadek umniejszano obecność nieco zbyt niemieckich elfów i kransoludów w górnośląskich podaniach. Tymczasem pewne elementy wierzeń germańskich miały wpływ na demonologię śląską – może nawet same demony szukały sobie schronienia na ziemiach słowiańskich? Wschodnie rubieże Niemiec postrzegano jako dziksze, „mniej cywilizowane”, a obszar Górnego Śląska jeszcze u progu XX wieku gęsto porastały niemal bezkresne lasy.
Faktem jest natomiast, że z wiarą w czarownice wiązała się szczególna data – przypadająca na noc z 30 kwietnia na 1 maja Walpurga (lub Noc Walpurgi). Na szczytach gór, łąkach i rozstajach gór miały się wówczas odbywać orgie i zgromadzenia czarownic. Podobne wierzenia miały charakter germański, jednak sama postać czarownicy wydaje się w gruncie rzeczy należeć do folkloru europejskiego. Warto dodać, że w Walpurgę należało zabezpieczyć wszystkie okna i drzwi gałązkami modrzewia, a w razie (niechcianego) kontaktu z wiedźmą bronić się poprzez sypnięcie jej w oczy garścią soli. Lepiej jednak upewnić się wcześniej, że mamy faktycznie do czynienia z półdemonem, a nie osobą postronną.
Wiedźma ponadnarodowa czy pograniczna?
Wiara w istnienie miejsc wypełnionych dobrą lub złą energią, albo przypisywanie odpowiedzialności za zdarzenia losowe demonom, bóstwom czy duchom ma charakter powszechny. Jak pisał Ryszard Berwiński, heksy to kosmopolitki, „nie w tym lub owym kraju urodzone i wychowane, ale spłodzone na drodze rozstajnej”. Żyją między światem doczesnym i wiecznym, metaforycznie i dosłownie na uboczu, bo jej chatę kojarzymy właśnie z peryferiami: krańcem wsi lub polaną w lesie. Wiedźma nie integruje się w pełni ze społecznością, w której żyje, choć to ją prosi się o pomoc gdy ktoś zachoruje – motyw wiedźmy-znachorki pojawia się zresztą w autentycznych dokumentach z procesów o czary. Heksa jest niezależna i niebezpieczna, obca i zarazem dobrze znana. Żyje ryzykownie. Jako półdemon przynależy jednocześnie do dwóch światów, bytuje na pograniczu i to pogranicze symbolizuje. W mojej opinii czyni ją to honorową Ślązaczką.