Co ta by było za Halloween bez wampirów? Zwłaszcza, że na Śląsku mamy swoje wampiry i wcale nie chodzi tu o Wampira z Zagłębia. To nie ta liga.
Mamy do czynienia z arystokracją czystej krwi. Ano właśnie. Krev.
Habsburgowie. Zawładnęli Śląskiem kilkaset lat temu, by w XVII wieku przemienić go - przy okazji trzydziestoletniej wojny - w wypaloną krainę śmierci, ruin i rozkładu, zamieszkałą przez nielicznych ocalonych. Ładnych mieliśmy władców! Tak, władców - bo Habsburgowie tytułowali się książętami Górnego i Dolnego Śląska. Przyjrzyjmy się im bliżej, gdyż rodzina Addamsów to przy niektórych z nich spokojni, zrównoważeni goście. Habsburgowie mieli coś w sobie z arystokratycznych wampirów z powieści Terry'ego Pratchetta "Carpe jugulum", osobników manierycznie wymawiających "v" zamiast "w".
Mroczna dynastia
Oto cesarz Maksymilian I, który jakoby cierpiał na depresję. Ale dziwna to depresja! Jeden z jej objawów polegał na tym, że Habsburg nie rozstawał się z trumną, którą zabierał ze sobą w każda podróż. Oto jego następca, cesarz Karol V: blada cera, wyłupiaste oczy i (tak to określono) wada zgryzu. Przypatrzmy się dobrze... Oto krew z habsburskiej krwi (hihihihihi) na polskim tronie, Elżbieta Rakuszanka, Matką Królów zwana (o zgrozo, Jagiellonów) córka Albrechta II Habsburga i żona Kazimierza Jagiellończyka.
Królowa miała zniekształconą szczękę. Zwyrodnienia te tłumaczy się genetycznymi obciążeniami Habsburgów, którzy zwykli zawierać związki matrymonialne wyłącznie w wąskim kręgu spokrewnionych rodów. To również wymowne - cesarski ród przeświadczony był o wyjątkowej szlachetności swej krwi, w związku z czym unikał mieszania jej z krwią prostaków (czyli niemal wszystkich). Mało tego. Habsburgowie przejawiali niezdrową fascynację śmiercią, okultyzmem i czarną magią. Diabolicznego cesarza Rudolfa II posądzano o satanistyczne praktyki, zaś jego syn, markiz Julius d'Austria, był zbrodniczym psychopatą.
Przejawem kultu śmierci jest też Krypta Cesarska, czyl Kaisergruft w wiedeńskim Kościele Kapucynów. Spoczywa tam na wieki (?) prawie 150 Habsburgów. Krypta z niemal 150 trumnami! Więcej, niż w katedrze na Wawelu. Wawel, hmmm - większość pochowanych tam władców Polski to potomkowie Elżbiety Rakuszanki, czyli... Habsburgów. Ludzie, uvaga w tych kryptach!
Śląsk jak Transylwania
W XVI wieku, gdy wydobywający się z cesarskiej trumny mrok rozlewał się coraz bardziej na Europę Środkową, królowa Izabela Jagiellonka i jej syn, królewicz Jan Zygmunt Zapolya otrzymali od Ferdynanda I Habsburga (za zrzeczenie się pretensji do węgierskiego tronu) księstwo opolsko-raciborskie, czyli Górny Śląsk. Zapolya był pierwszym księciem - uwaga! - Siedmiogrodu. A Siedmiogród to nic innego, jak pogrążona w mroku wampirycznej niesławy Transylwania. Do niej zresztą Jan i jego matka już po kilku latach ze Śląska wyjechali. Ale na tym się nasze związki z kolebką Drakuli nie zakończyły. Pod koniec XVI wieku zawitał na Śląsk książę siedmiogrodzki Zygmunt Batory, odstąpiwszy swe prawa do Transylwanii cesarzowi Rudolfowi II. Znanemu już nam adeptowi czarnej magii.
Skoro zaś mowa o Batorych - przypomnijmy kolejną złowrogą postać, księżnę Elżbietę Batory. Zwana Wampirzycą z Siedmiogrodu bądź Krwawą Hrabiną z Čachtic, miała jakoby popijać dziewczęcą krew dziewcząt i nawet kąpać się w niej, by zachować urodę i wieczną młodość. Nie wyszło, skończyło się zamurowaniem w komnacie zamku, od tej pory jej dożywotnią celą. Jak od jakiegoś czasu uważają historycy, Elżbietę wrobiono, a raczej dorobiono jej krwawą legendę i nieszczęsna była niewinna, a za aferą stali Habsburgowie. Markiz de Sade byłby zachwycony.
Śląskie konszachty z Piekłem
Tymczasem nad Śląskiem mijają stulecia i habsburskie czasy w końcu przemijają. Habsburskie tak, ale nie wampirze. Czego bowiem szuka w naszych stronach w XVIII wieku Johann Wolfgang von Goethe? Wielki poeta odwiedził Śląsk w roku 1790. Zaś kilka lat później ukazała się jego "Narzeczona z Koryntu", pierwszy w historii literatury utwór wampiryczny. Może przypadek, a może nie. Goethe, jako człowiek wykształcony i oczytany, znał pewnie twórczość Henry'ego More'a, filozofa z Wielkiej Brytanii. Ten zaś w swym dziele "Antidotum przeciwko ateizmowi" utrzymywał, iż Ślązacy wierzą w wampiry i żyją w strachu przed nimi. Na dowód tego opisał przerażającą historię śląskiego bogacza nazwiskiem Johannes Cuntius z Pęcza na Dolnym Śląsku. Po śmierci tej wysoce antypatycznej postaci miasto jakby dotknęła klątwa. Ataki nadnaturalnych sił na noworodki i starców ustały dopiero, gdy ekshumowano ciało Cuntiusa, które okazało się nienaruszone rozkładem, po czym je skremowano.
Z kolei w XIX wieku pokrewnym Cuntiusowi, krezusem o sercu tak niemiłosiernie twardym, że bez osikowego kołka przebić nie próbuj, był na Śląsku Karol Godula. Za życia plotkowano o nim, że zaprzedał duszę diabłu. Po śmierci - że odwiedza nocami Śląsk w piekielnej karecie, by nękać współziomków, ze szczególnym wyróżnieniem spadkobierców. "Moja krev!" - syczał zapewne przez zęby przy okazji tych wizyt. Godula nie był jedynym śląskim przemysłowcem, który kumał się z Piekłem. Hubert von Thiele-Winckler, zapytany przez zdumionego cesarza Wilhelma II o to, jakim cudem tak prędko zbudował swój wspaniały pałac w Mosznej, odpowiedział, że pomógł mu w tym diabeł. I czarta uhonorował pomnikiem przed pałacową kaplicą.
Z kolei wiek XX to mroczne czasy SS. Zbrodnicza organizacja Adolfa Hitlera działała również na Śląsku. Zaś jej obłąkany Reichsführer Heinrich Himmler uważał, że jest reinkarnacją niemieckiego króla Niemiec Henryka Ptasznika. W lochach zamku Wewelsburg, siedziby Himmlera, zaaranżował on kryptę z 12 piedestałami, na których miano umieścić prochy wybranych przezeń esesmanów. Reichsführer bez wątpienia przewidział wśród nich miejsce dla Karla Hankego, gauleitera Dolnego Śląska, który w 1945 roku, w ostatnich dniach II wojny światowej wojny zniknął bez śladu. Jako że krąży na ten temat wiele mniej lub bardziej fantastycznych opowieści - jedna z nich głosi nawet, że Hanke do ucieczki z Wrocławia wykorzystał latający talerz - możemy też sobie wyobrazić, iż gauleiter odleciał z Festung Breslau zmieniwszy się w wielkiego nietoperza.
Na zakończenie zapytajmy: czy to przypadek, że akurat katowiczanin (wieloletni, choć nie z urodzenia) Wojciech Kilar stworzył muzykę do "Drakuli" Francisa Forda Coppoli - zdaniem wielu najlepszego filmu wampirycznego wszech czasów? Przypadek? Jaki przypadek..