Konferencja „Wokół śląskiej godki. Rozpoznania – koncepcje – przekonania” nie bez przyczyny miała podtytuł "społeczna". Choć odbywała się w murach Uniwersytetu Śląskiego, na Wydziale Humanistycznym w Katowicach, to oprócz naukowców, którzy wygłosili prelekcje na temat języka śląskiego, wzięli w niej udział również językoznawcy nauczyciele, działacze społeczni, politycy oraz ludzie, którym rozwój godki leży na sercu.
Organizatorami konferencji byli prof. dr hab. Jolanta Tambor, językoznawczyni z Uniwersytetu Śląskiego, senator Halina Bieda i burmistrz Radzionkowa Gabriel Tobor.
Konferencja rozpoczęła się od prelekcji czworga naukowców:
- Prof. Henryk Jaroszewicz: Czy współczesna śląszczyzna posiada stopień standaryzacji pozwalający uznać ją za język regionalny?
- Prof. Jolanta Tambor: Czy są cechy wyraźnie wyodrębniające śląszczyznę? Czy i jak śląszczyzna tkwi w słowiańskim kontinuum?
- Dr Artur Czesak: Czy powstałe w ostatnich 30 latach śląskie utwory i tłumaczenia na śląski są wystarczające, by uznać, że śląszczyzna osiągnęła etap języka literackiego
- Prof. Ewa Michna: Strategie ochrony języka śląskiego w opiniach etnicznych aktywistów.
Później był czas na wolne wypowiedzi, opinie i wnioski.
Prof. Henryk Jaroszewicz z Uniwersytetu Wrocławskiego, który wydał niedawno książkę "Zasady pisowni języka śląskiego" od razu postawił tezę, że nie ma co dyskutować o tym, czy śląski jest językiem, bo spełnia on wszystkie wymogi ustawy o mniejszościach etnicznych i językach regionalnych.
- Język śląski, aby zostać uznany za język regionalny, wcale nie musi udowodnić tego, że jest językiem standardowym. Nie musi być językiem równie długo funkcjonującym w obiegu naukowym jak język polski. Nie musi być równie rozwinięty stylistycznie, funkcjonalnie urozmaicony gramatycznie, leksykalnie bogaty jak niemiecki, polski czy czeski. Nie musi wcale też dowodzić swojej jakiejś gramatycznej odrębności czy funkcjonalnej odrębności. O tym wszystkim ustawa nie wspomina. Dlatego, mówiąc szczerze, nie do końca rozumiem, dlaczego w tych wszystkich dotychczasowych wnioskach o nowelizację ustawy o języku regionalnym w uzasadnieniach wydawano się w dyskusję w zasadzie akademicką, próbując udowodnić, że język śląski jest językiem. Tego nikt nie wymaga - uważa prof. Jaroszewicz.
Z kolei prof. Jolanta Tambor odniosła się do słów prof. Kazimierza Nitscha, który twierdził, że "Wzięty jako całość Śląsk nie ma pozytywnych, znamionujących go właściwości językowych. Za taką uznać można chyba tylko je, w wyrazie jegła". Według niej śląski ma wiele odrębnych od polskiego właściwości, chociażby słynne śląskie "ch" - urodziłech się, chodziłech, dostałech itd. - Mamy też bardzo bogaty system samogłoskowy. Sześć, jak w polszczyźnie, samogłosek jasnych oraz od 3 do 10, w zależności jak liczyć, samogłosek pochylonych. Jest też różnica między twardym ż i miękkim ż. Żyć po śląsku to jest co innego niż rzyć, nieprawdaż? - tłumaczyła prof. Tambor.
- Nie wiem czemu się tak bronimy przed tą etykietką, żeby śląszczyznę, żeby "lekt" śląski nazwać językiem śląskim. Jedyne co myślę, że tutaj waży, to są po prostu pieniądze. Że uznanie śląskiego za język regionalny pociągnęłoby za sobą no duże wydatki. Bo trzeba by umożliwić nauczanie śląskiego w szkołach, trzeba by umożliwić w większym stopniu prowadzenie audycji radiowych i telewizyjnych, publikacje móc wydawać. Więc tutaj chyba to jest też problem, że jest nas tak wielu, bo to są jednak setki tysięcy osób przyznających się do języka śląskiego, więc kosztowałoby to za dużo - dodała.
W opiniach publiczności konferencji pojawiały się słowa, że godka zanika w miejscach do tej pory dla niej naturalnych, jak zakłady przemysłowe, że trudno jest przekonać dzieci do nauki śląskiego, że wszelkie śląskie słowniki i pomoce powinny być udostępnione w internecie bez konieczności logowania.
Może Cię zainteresować: