- Rosyjski węgiel spalają w Polsce koksownie, ciepłownie, ale przede wszystkim indywidualni odbiorcy. W sumie mogą oni zużywać nawet 8 mln ton sprowadzanego z Rosji surowca.
- Mimo zbliżającej się wiosny ludzie kupują węgiel na dwa sezony do przodu. Boją się, że będzie jeszcze droższy i trudniej będzie go dostać – informuje Izba Gospodarcza Sprzedawców Polskiego Węgla.
- Niedobór rodzimego węgla w połączeniu z embargiem na ten importowany z Rosji może przyśpieszyć w ciepłownictwie proces odchodzenia od tego paliwa. Wzrosną notowania spalarni odpadów.
Do polskich domów, ciepłowni i koksowni trafiają miliony ton węgla z Rosji
Tylko w ciągu trzech pierwszych kwartałów ubiegłego roku do Polski trafiło ponad 4,4 mln ton rosyjskiego węgla. To niemal 2/3 całego importu tego surowca w tym okresie, przy czym pytani przez nas przedstawiciele branży węglowej są zdania, że pod koniec ubiegłego roku import się nasilił i łączny jego bilans może sięgać 9-12 mln ton sprowadzonego węgla. A to by oznaczało, że w skali całego roku 2021 Rosja sprzedała na polski rynek nawet 7-8 mln ton swojego węgla. Dla porównania, Polska Grupa Górnicza w całym 2022 r. planuje wydobyć ponad 23 mln ton tego surowca.
Jak wynika z danych katowickiego oddziału Agencji Rozwoju Przemysłu węgiel sprowadzany do Polski w zupełnie marginalnym stopniu wykorzystywany jest przez energetykę zawodową. Spalają go natomiast koksownie, ciepłownie, a przede wszystkim indywidualni odbiorcy w swym domach. Węgiel z Rosji nie zapewnia nam prądu w gniazdkach i bez niego światło nam nie zgaśnie, ale już z ciepłymi kaloryferami tu i ówdzie mógłby być problem. I na te uwarunkowania trzeba brać poprawkę w kontekście deklaracji o możliwym embargu na rosyjski węgiel (z propozycją taką wystąpił niedawno premier Mateusz Morawiecki stwierdzając przy okazji, że Polska jest gotowa, by „choćby jutro” postawić taki szlaban).
EC Będzin ostrzega: jest ryzyko przerwania łańcucha dostaw
Rosyjski węgiel znajduje dużych nabywców szczególnie w północnej i wschodniej Polsce, ale niektóre tropy prowadzą także do naszego regionu. Kilka dni temu zarząd Elektrociepłowni Będzin poinformował, że jej spółka zależna, dostarczająca ciepło dla Sosnowca oraz części Będzina i Czeladzi, w związku z wojną w Ukrainie i sankcjami gospodarczymi wymierzonymi w gospodarkę rosyjską „dostrzega potencjalne ryzyko przerwania łańcucha dostaw paliw do Polski, w tym przede wszystkim węgla kamiennego z Rosji”.
- Z informacji uzyskanych na dzień publikacji niniejszego raportu bieżącego przez Spółkę zależną wynika, iż niektórzy dostawcy węgla do Spółki zależnej w przygotowywaniu swoich dostaw korzystają m.in. z węgla z Rosji – przyznano w opublikowanym raporcie zapewniając zarazem, że zarząd tejże spółki podjął działania mające na celu zabezpieczenie „odpowiednich rezerw węgla potrzebnych do zapewnienia niezakłóconych dostaw ciepła w obecnym sezonie grzewczym”.
Gdzie
tych rezerw będzińska elektrociepłownia zamierza szukać, tego nie
wskazano (swoją drogą, warto przypomnieć, że pod koniec 2020 r.
spółka wypowiedziała zawartą z PGG umowę na sprzedaż węgla).
Kopalnie szybko nie zwiększą fedrowania. Ludzie kupują na zapas
Na to, że w miejsce ewentualnie zablokowanego węgla z Rosji uda się z miejsca wprowadzić rodzimy surowiec raczej nie ma co liczyć – kopalnie nie fedrują go w wystarczającej ilości. W efekcie branża tak jak nie była w stanie skorzystać z rosnących cen tego surowca, tak i nie byłaby w stanie zaspokoić zwiększonego na niego popytu w razie zatamowania dopływu na polski rynek węgla z Rosji.
- Przypominam, że pod koniec ubiegłego roku notorycznie brakowało węgla. Działo się tak mimo jego importu, co tylko pokazuje potrzeby rynku – zwraca uwagę Łukasz Horbacz, prezes Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla. Jak ocenia zwiększenie produkcji węgla grubego (taki trafia do indywidualnych odbiorców) jest możliwe w perspektywie 12 – 18 miesięcy o ile oczywiście już dziś zostaną podjęte odpowiednie decyzje.
- Pytanie jednak, co z „tu i teraz” – mówi Horbacz. Podkreśla jednocześnie, że sugestie o możliwym zablokowaniu importu węgla nakręciły ogromny popyt wśród klientów detalicznych.
- Wiosną zwykle to sprzedawcy szukali klienta, a teraz jest inaczej. Ludzie kupują węgiel na dwa sezony do przodu. Boją się, że będzie jeszcze droższy i trudniej będzie go dostać – wskazuje prezes Izby.
Brak węgla zachęci do spalania odpadów?
W przypadku ciepłownictwa może się z kolei okazać, że konsekwencją ewentualnego embarga dla węgla z Rosji będzie nie tyle powrót do surowca z polskich kopalń (bo jeśli go nie będzie, to do czego tu wracać), co przyśpieszenie prac nad wdrażaniem w ciepłownictwie alternatywnych wobec węgla paliw. Ten proces postępował zresztą już od wielu lat. Przedsiębiorstwa energetyki cieplnej w całej Polsce systematycznie ograniczały udział węgla kamiennego w swoim miksie stawiając instalacje zasilane biomasą, biogazem, czy odpadami komunalnymi. Ciepłem ze spalania odpadów już dziś ogrzewają się m.in. mieszkańcy Krakowa, Poznania, czy Szczecina, a sporo kolejnych instalacji tego typu jest w budowie. W tym kontekście nie sposób sobie oczywiście nie przypomnieć trwających od kilkunastu lat korowodów z budową spalarni dla miast Górnego Śląska i Zagłębia – zakładu, który z jednej strony miał ograniczyć ilość odpadów kierowanych na wysypiska, z drugiej produkować przy tej okazji ciepło, mogące zostać skierowane do miejskiej sieci. Planowaną przez GZM inwestycję zablokował nadzór prawny wojewody uznając, że ustawa metropolitalna nie daje Metropolii uprawnień do realizacji zadań w gospodarce odpadami, choć przewodniczący GZM, Kazimierz Karolczak przypomina, że zabrakło również porozumienia w sprawie odbioru ciepła przez Tauron Ciepło.
- Kluczowym dla efektywności ekonomicznej jest jego odbiór, którego nie mogliśmy zapewnić w jednym miejscu. Stąd koncepcja kilku małych (spalarni – przyp. red.), które mogą lokalnie znajdywać mniejszych odbiorców – tłumaczy Kazimierz Karolczak.