Vannolota wymyśliła żona Mariusza Kuźniaka, dziennikarka, jako odtrutkę na pandemiczne ograniczenia. To było w 2021 roku, gdy ceny benzyny nie wystrzeliły jeszcze w kosmos. Miał być dla ich rodziny (mają córkę) alternatywą dla drogich kamperów i przyczep. Wakacyjnym minimieszkankiem, które można wozić ze sobą.
Wakacyjny van self made
Kuźniaka, na co dzień właściciela pracowni Designoff, w ramach której specjalizuje się też w projektowaniu miniprzestrzeni, np. z kontenerów, nie trzeba było długo przekonywać. Zabrał się do roboty i przez zimę i wiosnę (premiera była na majówkę), własnymi rękami, z pomocą żony i córki, zbudował wakacyjny apartament na 8 m2 vana, zwykłego białego blaszaka, dostawczaka.
Van miał być nie tylko mieszkaniem, ale też biurem zarówno Mariusza, jak i jego żony. Na 8 metrach kwadratowych musiało się znaleźć miejsce na zorganizowanie spania, miejsca do przechowywania i kambuz, który dałby możliwość przygotowywania posiłków. Architekt postanowił wygospodarować także przestrzeń na niewielką „awaryjną” toaletę. Nie mogło również zabraknąć lodówki i… telewizora, który dawałby radość z oglądania ulubionych filmów przed snem.
A to jeszcze nie koniec wyzwań. Bo od początku założenie było takie, aby wszystkie elementy wyposażenia były łatwe do demontażu. Samochód musiał być wielofunkcyjny, zastosowane w nim rozwiązania musiały umożliwiać przewożenie elementów niezbędnych do budowy tiny house’ów, których projektowanie jest wielką pasją architekta. Drugi powód miał u swoich źródeł funkcjonalność i wygodę, a skupiał się przede wszystkim na kuchni oraz na toalecie – te elementy wyposażenia na kempingu mogły zostać wyprowadzone na zewnątrz, powiększając dostępną przestrzeń w vanie.
Trochę loftu, szczypta boho i hampton
Mariusz Kuźniak nie mógł oczywiście stworzyć zwykłego, banalnego, wnętrza. Często w swoich projektach nawiązuje do stylu loftowego. W vannolocie też widać inspirację nim. Odnaleźć je można przede wszystkim w materiale, jakim wyłożone zostały ściany – w czarnym, przemysłowym gumolicie z wzorem pieniążkowym. Loftowy styl jest także na podłodze, wyłożonej winylowymi panelami z efektem wytartych desek. Jego akcenty, to również metalowa krata nad częścią kuchenną, stalowe doniczki do przechowywania zawieszone nad łóżkiem, minimalistyczny wieszak na ubrania oraz światła – zarówno kompaktowe lampki punktowe, jak i sznury nagich żarówek.
Żeby nie było za surowo, architekt wprowadził też elementy stylów kojarzących się z wakacjami, czyli boho i hampton. Najważniejszym ich ambasadorem – a przy tym największą inspiracją i dominantą w vanie – jest znany z bałtyckich plaż ratanowy kosz plażowy, na bazie którego zbudowane zostało łóżko. Styl podkreślają też pościel w kolorze polskiego morza i ciepłe światło żarówek.
Nie trzeba bardzo zadzierać głowy, aby dojrzeć kolejny z materiałów, który koresponduje ze stylami boho i hampton – to sufit pokryty bambusowymi matami, dostarczający wnętrzu przytulnego klimatu. I w końcu mandala, której niebieskie barwy wykreślają w vanie przestrzeń toalety, a która jest najbardziej rozpowszechnionym elementem stylu boho.
Wszystkie te trendy przewijają się także w licznych dodatkach i detalach, dobranych z lekkim przymrużeniem oka, jak mosiężny kran z kurkiem w formie delfina czy liczne rozgwiazdy, muszle, a nawet konik morski!
Mieszkanko w vanie za 15 tys. złotych
Wyposażenie vannolota kosztowało... zaledwie 15 tysięcy złotych! Oprócz oczywiście ceny samego auta. A nazwa? Wielbiciele przygód Tytusa, Romka i A’Tomka, kultowych bohaterów komiksów Papcia Chmiela, nie mają pewnie wątpliwości, że pochodzi ona z nazwy zbudowanego z wanny wannolota.
Gdy wybrane zostało imię dla samochodu, które widzi każdy, kto jedzie za nim, pojawił się także pomysł na napis na masce. Szwendamy się – to synonim wolności, niespiesznego podróżowania i zagubienia w przestrzeni dalekiej od miasta. To manifest tego, co w vanlifie jest najważniejsze – życia nomady, wiecznego podróżnika przez życie, nieprzywiązanego do miejsca i przedmiotów.
- Na razie jeździmy vannolotem lokalnie, po południowej Polsce - mówi Mariusz Kuźniak. - W tym roku chcemy nim podróżować też na wschód Polski i nad Bałtyk. Docelowo marzą nam się dalsze okolice, jak Portugalia czy Sycylia. Ale musimy się przygotować finansowo na ceny paliw - śmieje się architekt.