W grudniu 2011 r. sąd w Opolu zarejestrował Stowarzyszenie Osób Narodowości Śląskiej. Po apelacji prokuratury sąd zażądał jednak zmiany nazwy stowarzyszenia i usunięcia ze statutu odwołań do narodowości śląskiej. Stowarzyszenie się na to nie zgodziło, więc po decyzji Sądu Najwyższego, blisko cztery lata po zarejestrowaniu, SONŚ postawiono w stan likwidacji. Założyciele stowarzyszenia złożyli skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, który w w 2024 r. wydał wyrok na ich korzyść. Rok po tej decyzji Stowarzyszenie Osób Narodowości Śląskiej wznowiło działalność.
Rozmowa z Wojciechem Glenskiem, nowym przewodniczącym Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej
Co przez ostatnie 10 lat działo się ze Stowarzyszeniem Osób Narodowości Śląskiej?
Stowarzyszenie było formalnie w stanie likwidacji. Decyzją Sądu Najwyższego byli powołani likwidatorzy - ja i Pyjter Długosz. Mieliśmy koordynować ten proces likwidacyjny. Musieliśmy w dalszym ciągu składać raporty do KRS (Krajowego Rejestru Sądowego), choć nie można było działać. Mało komfortowa sytuacja. Nie mogliśmy prowadzić działalności, ale mimo to musieliśmy realizować formalności prawne.
I to wszystko trwało 10 lat. Czy tak długo to się zwykle dzieje? Czy było to przedłużane przez postępowanie w Europejskim Trybunale Praw Człowieka?
Sprawa likwidacji naszego stowarzyszenia, to była sytuacja bez precedensu. Nie przypominam sobie, żeby we współczesnej historii Polski zostało zlikwidowane jakieś stowarzyszenie, tylko ze względu na przesłanki opierające się na podejrzeniach.
Pozostał więc trybunał w Strasburgu.
Mieliśmy nadzieję na to, że w Europejskim Trybunale Praw Człowieka sprawa zostanie rozstrzygnięta na naszą korzyść. Trybunał podtrzymał nasze stanowisko, które mówi, że w państwie demokratycznym nie można łamać podstawowych praw obywatelskich, czyli wolności stowarzyszania się. A państwo polskie, wyrokiem Sądu Najwyższego, naruszyło Europejską Konwencję Praw Człowieka.
W 2004 roku, w przypadku odmowy rejestracji Związku Ludności Narodowości Śląskiej, trybunał w Strasburgu podjął jednak inną decyzję.
Wówczas w Polsce było trochę inna sytuacja prawna. Argumentowano, że uznanie ZLNŚ za reprezentację mniejszości narodowej mogłoby pozwolić mu na start w wyborach parlamentarnych z pominięciem pięcioprocentowego progu wyborczego, co byłoby sprzeczne z zasadami ordynacji wyborczej. Trybunał podtrzymał to stanowisko. Dziś takie wyborcze przywileje przysługują tylko mniejszościom wpisanym do ustawy i samo zarejestrowanie takiego stowarzyszenia jak nasze nic nie zmienia.
Wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w sprawie Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej zapadł 14 marca 2024 r. Co się działo przez ten roku? Dlaczego dopiero teraz wznowiliście działalność?
Przez kilka miesięcy czekaliśmy na odpowiedź z KRS. To była sytuacja precedensowa, że stowarzyszenie, które miał zostać zlikwidowane, ma wznowić działalność. I sąd nam wytyczył pewną „mapę drogową”, w jaki sposób mamy formalnie powrócić do działalności.
Sąd poinformował was, że po wyroku trybunału w Strasburgu możecie wznowić działalność?
Tak, ale dał nam konkretne wytyczne w jaki sposób mamy powrócić do działalności. Musieliśmy zwołać Walne Zebranie Delegatów SONŚ, a na nim najpierw odwołać likwidatorów, później powołać nowy zarząd. Wcześniej czekaliśmy, aż nasze koła terenowe wybiorą delegatów, co też trochę trwało.
Sąd nie nakazał wam dokonania zmian w statucie czy nazwie stowarzyszenia?
Nie. Nie było żadnych sugestii odnośnie statutu czy nazwy stowarzyszenia. Tak, jakby sprawy nie było. Dostaliśmy informacje, że możemy ponownie działać, jak przed decyzją Sądu Najwyższego z 2016 r.
Walne Zebranie Delegatów Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej, na którym wznowiliście działalność, odbyło się 5 kwietnia 2025 r. Co się tam wydarzyło?
Przede wszystkim dopełniliśmy wszystkich formalności – odwołaliśmy likwidatorów i powołaliśmy nowy zarząd. Przyjęliśmy też około 200 nowych członków, na co czekali od kilku miesięcy. Od decyzji trybunału w Strasburgu zaczęły bowiem masowo spływać nowe deklaracje, ale musieliśmy formalnie wznowić działalność, by przyjąć nowe osoby.
Te osoby, które były członkami stowarzyszenia przed rozpoczęciem procesu likwidacji, nadal nimi są?
Oczywiście. Dekada przestoju w działalności to sporo, dlatego trochę podniosła nam się średnia wieku. Kilkunastu członków w międzyczasie też zmarło. Na szczęście wśród nowych deklaracji jest dużo młodych, prężnych osób, które chcą aktywnie działać i z tym wiążemy spore nadzieje. Trochę tej młodej krwi, chętnych do działania osób się pojawi i dzięki temu będzie można rozwinąć skrzydła. Wiadomo, że przez te 10 lat stagnacji nastroje aktywistyczne trochę przygasły, ale liczymy, że teraz to wszystko wróci z nową siłą.
Ilu teraz członków ma SONŚ?
Około 1500.
Podczas tego pierwszego zebrania delegatów przyjęliście także odezwę do władz państwowych i klubów parlamentarnych w sprawie uznania śląskiej mniejszości etnicznej. Dążenie do uznania Ślązaków za mniejszość etniczną będzie podstawowym kierunkiem waszego działania?
Od początku istnienia SONŚ jest to jeden z naszych podstawowych postulatów. Chodzi o to, żeby polski stan prawny nadążył za rzeczywistością. Od spisu powszechnego, w którym po raz pierwszy duża liczba osób zadeklarowała narodowość śląską (ponad 170 tys. - red.) minęły już ponad dwie dekady. W kolejnych było ich jeszcze więcej, a państwo polskie nic z tym faktem nie zrobiło. W żaden sposób tego nie usankcjonowano. Choć w innych sprawach w przestrzeni prawnej szybko nadganiano rzeczywistość.
Na razie jedynie prawie się udało uzyskać dla języka śląskiego status języka regionalnego. Prawie, bo zabrakło podpisu prezydenta Andrzeja Dudy.
Samo uzyskanie statusu języka regionalnego dla języka śląskiego nie wystarczy. Najbardziej korzystne byłoby uznanie Ślązaków za mniejszość etniczną, a to z automatu dałoby także ochronę prawną języka.
Tylko czy to jest do osiągnięcia?
To jest tylko kwestia czasu. Prędzej czy później to się stanie. Obserwujemy od długiego czasu środowiska polityczne w Polsce i wiemy jak 20 lat postrzegano np. sprawę języka śląskiego. Budziło to wiele wątpliwości i skrajnych emocji, a teraz się okazuje, że nie jest to aż tak problematyczne. Wystarczyły dwie dekady pracy u podstaw, uświadamiania, pokazywania, że ta śląskość nie jest taka straszna. Również lobby posłów ze Śląska zrobiło dużo dobrego, jeśli chodzi o postrzeganie śląskości w Sejmie. Wiadomo, że niektóre środowiska polityczne na pewno nie poprą sprawy śląskiej mniejszości etnicznej, ale uważamy, że to jest do przeprowadzenia w polskim parlamencie.
Sama sprawa prawnego uznania języka śląskiego ciągnie się już od 2007 roku.
To pokazuje jak niektóre kwestia muszą w parlamencie dojrzeć. Doskonale pamiętam jak to było w 2005 roku, kiedy uchwalano Ustawę o mniejszościach narodowych i etnicznych. Gdy wtedy te pierwsze śląskie tematy się pojawiały, to były kategorycznie odrzucane. Nie było w ogóle dyskusji. Jak widać to wszystko musi być przepracowane, nie tylko od strony formalnej, ale też mentalnie, w głowach posłów.
Patrząc na te lata starań o język regionalny, to jak długo będziemy czekać na uznanie Ślązaków za mniejszość etniczną?
To zależy od bardzo wielu rzeczy. Od sił politycznych w Polsce, od sytuacji geopolitycznej. Jest wiele zmiennych i dziś byłoby to wróżenie z fusów. Jednak widzimy, że jest duże wsparcie polityczne.
W sprawie uznania mniejszości etnicznej będziecie współpracować z Kaszubami? Oni bowiem też chcą dla siebie takiego statusu.
Ta współpraca trwa już od momentu utworzenia SONŚ. Już w 2012 roku spotkaliśmy się z członkami stowarzyszenia Kaszëbskô Jednota i od tego czasu bardzo blisko współpracujemy. Oni mają ogromne doświadczenie. Od 20 lat język kaszubski jest językiem regionalnym, korzystają więc z rzeczy, na które pozwala im ustawa. Staramy się też uczyć na ich błędach. Bardzo sobie cenimy współpracę z nimi, ale też ich dobre rady.
Co da Ślązakom uznanie za mniejszość etniczną?
Przede wszystkim będzie to unormowanie stanu prawnego, dostosowanie go do rzeczywistości. Mamy największą grupę etniczną, która jest pomijana w dyskursie politycznym. Wiele razy na różnych konferencjach naukowych poruszających temat grup etnicznych i narodowych w Polsce pytałem wprost: dlaczego nie mówi się tutaj o Ślązakach? Często wyciągano wtedy argument „bo was nie ma w ustawie i prawnie nie istniejecie”. To jest jedna z kluczowych spraw, bo bardzo często ze względów formalno-prawnych odmawiano nam prawa do rzecz najprostszych, chociażby uczestniczenia w dyskursie. Druga kwestia, to jasny sygnał państwa polskiego w stronę ponad 500 tys. swoich mieszkańców, że są pełnoprawnymi obywatelami kraju.

Może Cię zainteresować: