Henryk Sienkiewicz na pewno o nim wiedział. Obdarzył przecież jego herbem jednego ze swoich największych bohaterów. Bernard Pretwicz pieczętował się herbem Wczele, tym samym co przesławny Jan Onufry Zagłoba (dwojga imion, bo pisarz niekonsekwentnie przedstawił go dwukrotnie, jako Jana i jako Onufrego, z czym najtężsi nawet trylogioznawcy do dziś nie bardzo wiedzą, co począć). Przypadek? Nie sądzę.
Pretwicz był Ślązakiem
Sławny za życia i jeszcze długo po śmierci Pretwicz na ogół uważany jest za spolonizowanego Niemca. Jego spolszczone nazwisko ma kilka wersji. Na kartach klasycznych Dziejów Polski nowożytnej Władysława Konopczyńskiego (bo trafił jak widać nawet do podręczników historii) występuje jako Bernard Pretficz, inne pisownie to Pretwicz, Pretwic, Pretwitz, Prethwicz i Prettwicz. Nic dziwnego, że jest ich aż tyle. W XVI wieku - a Pretwicz urodził się około roku 1500 - ortografia nie była przesadnie sformalizowana i usystematyzowana. Zasady pisowni kształtowali często sami piszący, czyniąc oto nieraz aż nazbyt spontanicznie. Jednak wszystkie te wersje stanowią spolonizowaną wersję nazwiska Prittwitz. Ściślej von Prittwitz. A rodzina von Prittwitzów pochodzi spod Namysłowa na Śląsku. Pretwicz był Ślązakiem! I jak to śląscy szlachcice tamtej epoki - człowiekiem wielokulturowym i wielojęzycznym (niemiecki, polski, łacina i do tego zapewne godka, w tamtych czasach zbliżona do potocznej polszczyzny, ale mająca swoją specyfikę). Jednak Ślązak von Prittwitz wybrał na swą ojczyznę Polskę, której służył długo, wiernie i z pożytkiem.
Pretwicz cieszył się uznaniem w oczach najwybitniejszych postaci XVI-wiecznej Polski. Mieli go w poważaniu sami Jagiellonowie. Cenili król Zygmunt Stary (od którego posłował do Pragi i na Śląsk, co dobitnie świadczy o królewskim zaufaniu) i królowa Bona, ceniła ich córka, królowa Węgier Izabela Jagiellonka, o czym zaświadcza jej list do matki, w którym pisze:
O. p. Pretficza, przyczynia się Jej Królewska Mość, aby służbą żołnierską nie był upośledzon, gdyż jest potrzebniejszym i godniejszym od wielu inszych sługą W. Kr. Mości i bo go też król IMci zmarły nad insze nie upośledzał.
Pretwicz cieszył się też nadanymi mu w jego przybranej ojczyźnie zaszczytnymi przydomkami: Murus Podoliae i Terror Tartarorum - Ściana Podola i Postrach Tatarów. Czym sobie zasłużył na takie poważanie, czemu zawdzięcza swoją sławę, która przetrwała wieki, zapewniła mu miejsce w podręcznikach historii i zainspirowała Sienkiewicza?
Obrońca Kresów
Był jednym z najbardziej uzdolnionych wojskowych tamtej doby - pisze Henryk Tomanek, kreśląc sylwetkę Pretwicza w swej pięknej a mało znanej, więc tym bardziej wartej polecenia książce Zawsze obcy. "Odważny żołnierz", "dzielny dowódca", "doskonały organizator obrony Podola i Kresów" - komplementuje go nieżyjący już niestety autor wspaniałej powieści o Śląsku i Ślązakach nie tylko XX wieku.
Pretwicz, uprzykrzywszy sobie snadź posłowanie w królewskiej służbie, w jego miejsce wybrał wojaczkę. Zaciągnąwszy się w 1527 roku pod znaki hetmana Mikołaja Sieniawskiego, w roku 1531 wziął udział w słynnej bitwie pod Obertynem, która zakończyła się rozgromieniem wielokrotnie przeważających sił mołdawskich przez słabszą armię hetmana Stanisława Tarnowskiego. Legenda głosi, że ze zdobytych tam na nieprzyjacielu armat pochodzi spiż, z którego odlano Dzwon Zygmunta, jeden z najważniejszych symboli polskiego Złotego Wieku. To tylko legenda (w 1531 roku "Zygmunt" dawno już wisiał na wieży wawelskiej katedry), niemniej odzwierciedla ona honorowe miejsce Obertyna w tradycji stolicy imperium Jagiellonów i w ogóle Polski.
Inna wersja losów Pretwicza głosi, że jeszcze przed Obertynem stał on na czele 120-osobowej chorągwi, na czele której poszedł do słynnej bitwy. Jakkolwiek było, Ślązak szybko odznaczył się w obronie Kresów. A to był dopiero początek.
Za pana Pretwica
Wkrótce Pretwicz stał się prawdziwym architektem strategicznej tarczy, mającej chronić Podole przed napadami Tatarów. Przed wszystkim, Ślązak stworzył coś w rodzaju systemu wczesnego ostrzegania. Jego zagończycy z dużym wyprzedzeniem raportowali wszelkie oznaki nadciągającego od strony stepów niebezpieczeństwa. Zaopatrzył kresowe zamki i stanice, obsadzając je silnymi garnizonami, złożonymi z dobrze wyszkolonych żołnierzy. Dziś byśmy powiedzieli - jednostkami elitarnymi. Nierzadko przy tym opłacanymi z jego własnej kiesy. Nie czekały one biernie na ruchy nieprzyjaciela, lecz przeciwnie - same zapuszczały się na wrogie terytorium, przeprowadzając uderzenia wyprzedzające. Pretwicz na czele swych podkomendnych zapędzał się w pogoni za Tatarami aż nad brzegi Morza Czarnego.
Do najważniejszych twierdz Pretwicza na Podolu zaliczał się Bar, którego był starostą. Tak, ten sam Bar, o którym mówi kultowy cytat "Bar wzięty!" z Ogniem i mieczem. Kresowa opoka zawdzięczająca powstanie królowej Bonie (stąd nazwa inspirowana jej ojczystym Bari we Włoszech). To tam przedzierał się Zagłoba z Kurcewiczówną przez ogarniętą wojną Ukrainę i to tam ukochana Skrzetuskiego wpadła w ręce Bohuna. Nawiasem mówiąc, Pretwicz do swych sił werbował także Kozaków, wśród których dorobił się wielkiego miru.
W konsekwencji jego system obrony i sposób walki znalazł uznanie w całej Europie - pisze Tomanek. Zaś metody Pretwicza celująco zdały najtrudniejszy egzamin praktyczny w 1540 roku, gdy podczas tatarskiego najazdu na Podole jego nieliczny, lecz doborowy oddział zdołał okrążyć i pobić nieprzyjaciela pod Winnicą. W roku 1541 odniósł kolejny sukces w walce z Tatarami - pod Białgorodem, czyli Akermanem.
Śląski zagończyk stał się legendą jeszcze za życia. Ponoć także wśród nieprzyjaciół, o ile to prawda, że tatarskie matki miały straszyć Pretwiczem niegrzeczne dzieci. Natomiast niezbitym faktem jest powstałe w tamtych czasach kresowe porzekadło:
Za pana Pretwica wolna od Tatarów granica.
Jakże to wymowny wyraz wdzięczności mieszkańców Podola, a właściwie całych Kresów dla swojego obrońcy! Który - przypominajmy o tym przy każdej okazji - był Ślązakiem.
Szkoda, Polaku! Ziemia spustoszona
Pretwicz zmarł w 1563 roku. Szybko się okazało, jak brakuje na Kresach dowódcy takiego jak on formatu. Ledwo dwanaście lat po jego śmierci Jan Kochanowski z bólem i goryczą w sercu pisał swą sławetną Pieśń o spustoszeniu Podola przez Tatarów:
Tak odbieżałe stado więc drapają
Rozbójce wilcy, gdy po woli mają,
Że ani pasterz nad owcami chodzi,
Ani ostrożnych psów za sobą wodzi.
Byłoby to zupełnie niezłe epitafium dla Ślązaka, który przez długie lata był Postrachem Tatarów, zapewniając pokój Ukrainie.