Książka o
górnośląskich książętach sprzed wieków może przybliżyć
Śląsk Polsce?
Sądzę, że
tak. Dosłownie każda książka o historii Górnego Śląska
wyjaśnia i prostuje pewne sprawy. Jest takim edukatorem nie tylko
dla czytelnika miejscowego, ale także zewnętrznego. Szczególnie,
gdy dotyczy okresów wcześniejszych. Nawet ludzie oczytani i
interesujący się historią niezbyt kojarzą Górny Śląsk ze
średniowieczem. On generalnie kojarzy się z historią XX wieku –
polskim odrodzeniem narodowym, powstaniami, plebiscytem... Ktoś tam
słyszał o autonomii Śląska w ramach II Rzeczpospolitej, choć już
nie bardzo rozumie, o co chodzi, a z kolei Górny Śląsk w okresie
powojennym postrzegany jest jako miejsce, gdzie się rozwijał wielki
przemysł, gdzie ludzie ze wszystkich regionów naszego kraju
przyjeżdżali za pracą . Nic tylko kopalnie, huty, blokowiska,
malownicze pióropusze na czapkach górniczych i Barbórka. Niestety,
to się za nami ciągnie.
Niesłusznie?
Ludzie
przybywający na Śląsk z zewnątrz często widzą tylko Katowice.
Czyli miasto przemysłowe powstałe w XIX wieku, choć duża część
ich obecnych dzielnic ma
proweniencję średniowieczną – np. Roździeń, Szopienice czy
Bogucice to dawne wsie na rubieżach księstwa raciborskiego. Ale
przecież Katowice to nie cały Górny Śląsk. Mamy Bytom, mamy
Gliwice, Mysłowice, Pszczynę, Żory, Rybnik, Wodzisław Śląski,
Mikołów, Racibórz. To wszystko miasta o średniowiecznym
rodowodzie. Dodajmy Czeladź – chyba nie wszyscy wiedzą, że jest
to miasto, które powstało w ramach księstw śląskich. Podobnie
Siewierz. Często nawet ich obecni mieszkańcy nie zdają sobie z
tego sprawy. Albo takie Zator czy Oświęcim. Większość ich
mieszkańców popukałaby się w głowę, gdyby powiedzieć im
„Leżycie na terytorium dawnego Śląska”. A przecież to prawda.
Jednak ludzie przeważnie nie znają historii.
Mało kto zdaje
więc sobie sprawę z tego, że średniowieczna przynależność tych
ziem jest tak skomplikowana.
A jest i to
bardzo. Dodajmy, że duża część dzisiejszego Górnego Śląska to
dawna ziemia krakowska – ziemie przekazane przez Kazimierza
Sprawiedliwego Mieszkowi Plątonogiemu w roku 1179.
O tym, jak biegła ta granica i dokąd sięgała w kierunku
zachodnim, świadczy wielusetletnia przynależność kościelna tych
ziem. Do początku XIX wieku Mysłowice, Bytom, Pszczyna i Mikołów
należały do diecezji krakowskiej. Natomiast diecezji wrocławskiej
podlegały np. Żory, Cieszyn, Racibórz
i Gliwice. Był to relikt dawnej granicy kościelnej, jednocześnie
stanowiącej granicę państwową. Granica z ziemią krakowską i
Królestwem Polskim na Przemszy to późniejsza sprawa. Z drugiej
strony, był czas, gdy „Śląsk” rozciągał się pod sam Tyniec.
Pierwotne księstwo opolsko-raciborskie (czy raciborsko-opolskie,
gdyż i tak je nazywają) przez cały wiek XIII sięgało do
rzeki Wisły i
Skawinki. Zakonnicy z tynieckiego klasztoru, patrząc stamtąd na
zachód, widzieli komorę celną w Brzeźnicy, pomiędzy księstwem
krakowskim a ziemiami we władzy śląskiego księcia.
Tak go nazywano
– śląskim?
Kolejna
skomplikowana sprawa. Nazwa Śląsk
w XIII wieku odnosiła się do Dolnego Śląska i dopiero w XIV wieku
powoli nasuwa się na Górny Śląsk. Wcześniej nie był tak
określany, funkcjonował jako księstwo opolskie. Tak
samo jak panujących tam książąt, których tytułowano opolskimi,
a nie śląskimi. Nazewnictwo Górny Śląsk to dopiero XV
wiek. W XIV wieku, po tym jak księstwa śląskie zostały
inkorporowane do Królestwa Czeskiego, kiedy zaczyna się kształtować
prowincja śląska jako całość, wtedy i książęta górnośląscy
są nazywani coraz częściej książętami śląskimi. Ale wszyscy
wiedzą, że to są dawni książęta polscy i tak się ich tytułuje.
Źródła świadczą o tym, że nawet do drugiej połowy XV wieku są
oni generalnie postrzegani jako książęta polscy.
Serio, Piastowe
śląscy funkcjonują jako książęta polscy?
Tak i jest na to
masa przykładów. Tak mówią źródła obce szeroko rozumianej
proweniencji papieskiej, świadczące o tym, jak postrzegała ich
kuria rzymska. Gdy np. któryś z nich występuje z supliką do
papieża, to ten odpowiada na suplikę księcia polskiego. Podobnie
tytułują ich władcy niemieccy, to samo jest w źródłach
czeskich. Są oni oczywiście poddanymi króla czeskiego, jako że od
1348 roku Śląsk to integralna część Korony Czeskiej. Jednak w
Pradze wszyscy doskonale wiedzą, że to są książęta polscy. Taka
świadomość w elitach czeskich i na tamtejszym
dworze królewskim funkcjonuje
jeszcze w XV wieku.
A wśród
poddanych? I tak właściwie, to za kogo oni sami się uważali,
skoro Górny Śląsk początkowo
nie był określany
Śląskiem?
W tej
średniowiecznej masie społecznej, w której skład wchodzili
szlachetnie urodzeni, czyli rycerze, mieszczaństwo i kmiecie,
generalnie wszyscy mówili o sobie, że są poddanymi takiego czy
innego władcy. W tym wypadku księcia raciborskiego, ale odnosiło
się to do każdego innego księstwa i królestwa w Europie. Owszem,
między tymi poddanymi istniały różnice narodowościowe i były
one wyraźne ze względu na język, jakiego używali. Jeśli chodzi o
warstwę rycerską, to mieliśmy do czynienia i z rycerstwem
wywodzącym się z miejscowego pnia, czyli polskim (później
nazwijmy je śląskim), i z napływowym, głównie niemieckim, ale
też czeskim. Przy czym te grupy integrowały się poprzez mieszane
małżeństwa. Z kolei mieszczaństwo w miastach na prawie niemieckim
początkowo było głównie niemieckie. To widać zwłaszcza w
stosunkowo dużym mieście, jakim był Racibórz. Ale też w XV wieku
powstaje tam kaplica polska przy głównej farze, wspierana nadaniami
przez książąt.
O czym to
świadczy?
Że musiał być
silny żywioł polski, który domagał się kaplicy, gdzie wygłaszano
kazania w zrozumiałym dla wiernych języku. Jeszcze inną sytuację
obserwujemy w małych miastach, jak np. Mikołów czy Pszczyna. Tam
nie tylko żywioł polski i niemiecki jest wyrównany, ale wręcz
postępuje polonizacja. Świadczy o niej język, jakim posługują
się mieszkańcy w XVI czy XVII wieku. Różnice narodowościowe więc
istniały, jednak dla ówczesnego społeczeństwa, średniowiecznego
społeczeństwa stanowego, nie miały decydującego znaczenia.
Mieszczanie mieli te same prawa niezależnie od pochodzenia.
Analogicznie rycerstwo. Ewentualnych narodowościowych animozji
możemy się co najwyżej domyślać, zakładając, że zawsze jakieś
występują. Ale skąpe źródła średniowieczne nie pozwalają tego
udowodnić.
Sami książęta
uważali się za polskich?
W
przypadku takich książąt raciborskich nie można postawić tak
jednoznacznej tezy. Przede wszystkim pamiętać trzeba, że w
księstwie raciborskim Piastowie panowali tylko przez dwa pokolenia.
Już od roku 1337 rządzili nim czescy Przemyślidzi – boczna linia
królewskiej dynastii. I tak już pozostało do ich wymarcia w 1521
roku. Zarazem jednak akurat książęta raciborscy, od
pewnego momentu, byli najbardziej propolskimi ze wszystkich
śląskich książąt! Ich żonami bywały polskie szlachcianki czy
krakowskie mieszczki, a swoje córki wydawali za polskich
możnowładców. W sporach z królem węgierskim Maciejem Korwinem
opowiedzieli się po stronie polskiej i zapłacili za to straszną
cenę, bo Maciej po swoim zwycięstwie poodbierał niektórym ich
dobra. Tak było z Wacławem rybnickim, który stracił ziemię
pszczyńską. Z kolei jego brat stracił całe księstwo, został mu
tylko Wodzisław. Obaj ponieśli karę za to, że poparli
Jagiellonów. Powtarzam więc: bardziej propolskich książąt
śląskich niż raciborscy w połowie XV wieku nie było.
A czy to
przypadkiem nie w tym właśnie czasie Jan Długosz narzeka, że
Ślązacy nienawidzą Polaków?
Cóż, każdy
historyk czy publicysta potrafi napisać coś, co nie ma wiele
wspólnego z rzeczywistością. Choć tutaj nie krytykowałbym
Długosza, a tych, którzy szermują wyrwanym z kontekstu cytatem.
Owszem, Długosz stwierdza w pewnym momencie , że nie ma gorszej
nacji, która nie lubi Polaków niż Ślązacy. Pisze to jednak przy
okazji wojen o Śląsk i koronę czeską między Maciejem Korwinem a
Jagiellonami, mając konkretnie na myśli wrocławian, którzy
postawili na Macieja Korwina i dali się we znaki polskim poselstwom.
Toteż strona polska ich znienawidziła, następnie zresztą biorąc
odwet na wrocławskich kupcach. Słowa Długosza wynikały z tej
jednej sytuacji, nie należy ich uogólniać.
Jednak mamy
tendencję do tego typu uogólnień i pochopnych sądów.
Można wskazać
wiele tego przejawów, jeśli chodzi o oceny książąt śląskich.
Przykładem już Janko z Czarnkowa i jego kronika z lat 80.
XIV wieku, w której bardzo negatywnie pisał o książętach
śląskich, którzy w latach 1327 i 1329 podporządkowali się Janowi
Luksemburskiemu. Obrzucał ich wręcz wyzwiskami – zdrajcy, wyrodni
synowie i tak dalej. Tymczasem władcy ci, składając hołdy Janowi,
składali mu je jako królowi czeskiemu i polskiemu. Tytułował się
bowiem królem Czech i Polski, mając do tego pełne prawo. Z jego
punktu widzenia to Władysław Łokietek był uzurpatorem. Janko
potępiał ich i dyskwalifikował jako polski patriota, ale po
upływie kilkudziesięciu lat od tych wydarzeń. Już po tym, jak
Kazimierz Wielki wykupił prawa do tronu polskiego od Jana
Luksemburskiego i Piastowie znów stali się jedynymi w pełni
legalnymi władcami Królestwa Polskiego.
Zatem Polacy mieli tendencję pobieżnie oceniać Ślązaków?
Kolejny
przykład to pochopne ocenianie śląskiego społeczeństwa przez
polskie elity na podstawie znajomości jedynie jego niewielkiego
wycinka. Otóż otoczenie śląskich książąt, z czasem coraz
bardziej kosmopolitycznych, samo stawało się kosmopolityczne. W
dużej mierze posługiwało się językiem niemieckim, reprezentowało
niemiecką kulturę. Podobnie kupcy, szczególnie z Dolnego Śląska,
którego ośrodki miejskie bardzo szybko zostały zdominowane przez
ludność niemiecką. A to właśnie z członkami tych dwóch grup
mieli przeważnie do czynienia mieszkańcy Królestwa Polskiego. To
oni przybywali do Polski jako posłowie czy inni dostojni goście, to
oni handlowali z Polakami. Ci ostatni stykali się więc na ogół z
nimi i to oni byli dla Polaków jakimiś wzorcami Ślązaków. Oni, a
nie prości mieszczanie z Pszczyny czy Mikołowa albo też ubodzy
rycerze czy kmiecie spod Raciborza. A do tego jeszcze śląski towar
konkurował nieraz z polskim, wywołując międzypaństwowe animozje
dokładnie w ten sam sposób, jak powstają one w dzisiejszym
świecie.
Funkcjonujące
nadal mechanizmy psychologiczne czy ekonomiczne swoją drogą, ale
czy do naszych czasów przetrwały jakieś namacalne ślady po
książętach raciborskich?
Ich
średniowieczna spuścizna jest do dzisiejszego dnia widoczna na
Śląsku. Możemy ją zwiedzać, dotknąć, podziwiać. W Raciborzu
przetrwały wspaniałe relikty po Piastach i Przemyślidach. Przede
wszystkim piękny, odbudowany zamek. Po przeprowadzonej renowacji
widać, że jego pozostałości są imponujące – to przede
wszystkim kaplica św. Tomasza, ufundowana jeszcze przez
Mieszka i Przemysława, książąt opolskich (ten drugi został
później księciem Raciborza), dawna raciborska kolegiata. To coś
wspaniałego, przepiękna kaplica, którą po przeprowadzonej w
ostatnich latach renowacji można wreszcie zwiedzać. W Raciborzu
przetrwały też trzy wspaniałe, średniowieczne kościoły –
farny Najświętszej Maryi Panny (kiedyś kolegiata, którą stał
się w XV wieku po przeniesieniu jej z zamku); dawny kościół
Świętego Ducha, będący nekropolią dla dużej części
panujących (tam spoczywał ostatni z nich, Walenty, którego
prawdopodobny grób odkryto w latach 90. i rozpoznano dzięki
odnalezionemu w nim złamanemu mieczowi, symbolowi końca dynastii);
a także kościół św. Jakuba, dominikanów (fundacja wcześniejsza
wprawdzie, księcia Mieszka Otyłego, ale to tam spoczęli Przemysław
i Leszek, pierwsi książęta raciborscy z przełomu XIII i XIV wieku
i to tam się znajduje piękna tablica grobowa Hanusza z Ligoty,
którego owdowiała żona wyszła za księcia Mikołaja
raciborskiego).
Czy poza
Raciborzem również warto polecić do zwiedzania coś związanego z
książętami raciborskimi?
O tak! Ich
spuściznę znajdziemy właściwie w każdym mieście. W Wodzisławiu
mamy pozostałości po klasztorze franciszkanów. Gotycki kościół
franciszkanów zachował się w dużym stopniu aż do dnia
dzisiejszego. W Rybniku z kolei mamy pozostałości po farze
miejskiej, czyli Kościół Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny
na Górce Kościelnej. To dawne prezbiterium gotyckiego kościoła,
pozostałe po przeniesieniu świątyni do miasta. A do tego rybnicki
zamek, który oczywiście zmienił formę w późniejszych latach,
ale w okresie Przemyślidów pełnił bardzo ważną rolę. Inna,
piękna gotycka budowla przetrwała do dnia dzisiejszego w Żorach.
To kościół świętych Filipa i Jakuba, ufundowany przez książąt
raciborskich na przełomie XIII i XIV wieku (rozbudowany przez
mieszczan, ale wspomaganych przez władców). Kolejnym
średniowiecznym zabytkiem Żor są ich mury miejskie, które oparły
się wyprawie Kazimierza Wielkiego, a później obroniły Żory i
książąt raciborskich przed husytami oraz innymi książętami
śląskimi. Także wspaniały, nowożytny zamek w Pszczynie ma
przecież proweniencję starszą. W jego piwnicach wyeksponowane są
pierwotne, ceglane mury z okresu średniowiecza. Do tego dochodzi
cała bogata historia samego miasta, które – jak wszystko na to
wskazuje – uzyskało prawa miejskie z woli Leszka raciborskiego.
Zaś kolejni książęta czynili fundacje na rzecz tamtejszego
kościoła. Nawet w najbardziej ubogim pod tym względem Mikołowie
zabytkiem z tych czasów jest stary kościół parafialny pod
wezwaniem św. Wojciecha i Matki Boskiej, z zachowanym portalem
gotyckim. A to wszystko tylko po stronie polskiej. Trzeba też
przecież pamiętać, że domeną przemyślidzkich książąt
raciborskich były także miasta i zamki po stronie czeskiej, w ziemi
opawskiej. To Karniów, Bruntal, czy zamek Cvilín, stanowiący
kiedyś jedną z głównych siedzib książąt raciborskich.
Może Cię zainteresować: