W niedzielę, 9 lutego 2025 roku, w 120 rocznicę krwawej masakry na strajkujących robotnikach, miało miejsce ponowne odsłonięcie tablicy upamiętniającej tamto wydarzenie. A właściwie jej repliki. Rolę gospodarza uroczystości sprawował Prezydent Miasta Sosnowiec Arkadiusz Chęciński, który tablicę odsłaniał i jako pierwszy przemawiał. Podczas wystąpienia padło wiele słów, w tym stosowne do okoliczności. Jak i te… mniej przemyślane.
Co się wydarzyło 120 lat temu w Sosnowcu?
4 lutego 1905 roku rozpoczął się strajk w kilku ważnych zakładach przemysłowych Zagłębia Dąbrowskiego. Od wtedy przez Sosnowiec i Dąbrowę Górniczą przetaczały się demonstracje i wystąpienia robotnicze. Protestujący początkowo wysuwali postulaty ekonomiczne i socjalne, by dodać potem do nich także postulaty polityczne. Wymierzone były zatem zarówno w miejscowych przemysłowców, jak i we władze rosyjskie, rządzące wówczas Królestwem Polskim.
Do Zagłębia ściągnięto oddziały Kozaków, słynących z bezwzględności. Strajkującym grożono wyrzuceniem z pracy i wyrzuceniem całych rodzin z zakładowych mieszkań. Jednak władze carskie posunęły się prawdopodobnie także do podstępu. W czasie zebrania robotników kopalni „Hr. Renard” w Sielcu, na którym zdecydowano o kontynuowaniu strajków mimo zastraszania, ktoś rozpuścił plotkę, że w położonej w Konstantynowie Hucie „Katarzyna” zatrudniono łamistrajków, by zastąpić w pracy strajkujących hutników. To rozsierdziło zebranych, którzy ruszyli w kierunku nieodległej huty. Do nich dołączyli robotnicy innych, okolicznych zakładów. Tam zastano zamknięte bramy, lecz podobno jeden z tłumu przeszedł przez ogrodzenie i otworzył wrota od wewnątrz. Gdy tłum wdarł się do środka, ujrzał gotowych strzelać na rozkaz, stojących w szeregu mundurowych . Robotnicy zwarli szyki, ale się nie cofnęli, po czym wkrótce padły strzały. Kiedy padali kolejni zabici i ranni, protestujący zdecydowali się w końcu wycofać, zabierając ze sobą rannych i ciała niektórych poległych. Tych, którzy wrócili potem na miejsce po pozostałe ofiary, rozpędzili Kozacy. Nie jest znana dokładna liczba śmiertelnych ofiar, ale najczęściej pada liczba 48 poległych, choć przypuszcza się, że mogło być ich więcej. Nie wszyscy ranni trafili do szpitala, bowiem bali się represji. Część z nich później zmarła.
Burzliwe losy upamiętnienia masakry z 1905 roku
Pierwsze upamiętnienie tamtych wydarzeń miało miejsce 4 lata po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Lokalne struktury Polskiej Partii Socjalistycznej ufundowały tablicę z nazwiskami 34 poległych, wymieniając jeszcze 4 nieznanego nazwiska. Tablicę umieszczono na murze Huty „Katarzyna”, obok bramy huty.
Po II wojnie światowej, kiedy władzę przejęła partia komunistyczna, w tablicy dokonano modyfikacji, zamieniając wyrażenie mówiące o „siepaczach moskiewskich” na „siepaczy carskich”.
W roku 1983 powstała druga, uzupełniająca tablica, ufundowana przez komitet miejski PZPR, która zawisła obok pierwotnej. Znalazło się na niej jeszcze 12 nazwisk osób, które poniosły śmierć w następstwie wydarzeń z 1905 roku, w tym 4 osób, które pierwotnie upamiętniono jako bezimiennych.
W 2005 roku odsłonięto kopię historycznej tablicy, którą wraz z jej uzupełnieniem z 1983 roku, umieszczono na specjalnym stojaku obok stróżówki i bramy zakładu. Oryginał (zmodyfikowany) tablicy trafił do miejskiego muzeum, gdzie znajduje się do dziś.
W roku 2022, ze względu na prowadzone na terenie dawnej Huty „Katarzyna” (znanej później jako Huta im. Mariana Buczka, a potem jako Huta „Buczek”) inwestycje, tablice zabrano i od tamtego momentu szukano dla nich nowego miejsca.
Właściciel terenu inwestycyjnego w Konstantynowie wyraził chęć wydzielenia z niego działki z zabytkową wieżą i fragmentu muru dawnej huty, a następnie przekazania jej miastu. Tak się też stało. Po oczyszczeniu muru i jego wzmocnieniu, umieszczono na nim kopię tablicy z roku 2005, której uroczystego odsłonięcia dokonano wczoraj. Miejsce wykończono godnie, wykładając dojście do tablicy cegłami, a pozostałą część gruntu splantowano i oczyszczono z chwastów oraz przypadkowej zieleni. Fragment muru z tablicą jest oświetlony i monitorowany.
Godna oprawa, niepotrzebna polityka i nieprzemyślane słowa
Odsłonięcie tablicy miało bardzo uroczysty charakter. Oprócz gospodarza, przemawiał Dyrektor Instytutu Zagłębia Dąbrowskiego dr hab. Dariusz Nawrot, prof. UŚ, który jak zawsze z zaangażowaniem i ciekawie opowiadał o wydarzeniach z historii regionu, a kwiaty złożyli m. in.:
- senatorka Rzeczypospolitej Polskiej Joanna Sekuła,
- poseł Rzeczypospolitej Polskiej Mateusz Bochenek,
- przedstawiciel rządu w osobie zastępcy szefa Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych – Michał Syska,
- dyrektor Muzeum Miejskiego „Sztygarka" w Dąbrowie Górniczej Arkadiusz Rybak,
- oraz przedstawiciele organów miejskich.
Niestety nie obyło się od aluzji politycznych, także tych mniej stosownych. Prezydent Miasta postanowił i tę okazję wykorzystać, by dać „prztyczka” konkurentom politycznym, mówiąc o bohaterach sprzed 120 lat, którzy walczyli m. in. o demokrację i o to, by w Polsce żyło się wszystkim lepiej. W dalszej części wypowiedzi padły z jego ust słowa o czasach, w których Sosnowiec był miejscem, w którym żyli obok siebie zgodnie różni ludzie, w tym mający różny kolor skóry. Czy to było przejęzyczenie podczas improwizowanej wypowiedzi, czy przygotowane przemówienie – trudno orzec. Ale nawet jeśli Arkadiusz Chęciński się przejęzyczył, mając na myśli różne narodowości i religie – to też nie było przed ponad stu laty tak dobrze. To jednak temat na osobny artykuł.

Może Cię zainteresować:
Zburzona cerkiew w Sosnowcu. Komu przeszkadzał św. Mikołaj Cudotwórca?

Może Cię zainteresować:
Stefania Lazar o utopijnych miastach w okupowanym Zagłębiu. Jak wyglądałby Nowy Sosnowiec?

Może Cię zainteresować: