- Aby znaleźć najbardziej właściwą odpowiedź na wyzwania dnia jutrzejszego - kolejnych lat i dekad, rozważymy - jeśli wyborcy pozwolą i będziemy mogli dalej pełnić swoją misję - powołanie specjalnego resortu, który zajmie się transformacją energetyczną całego wielkiego przemysłu wydobywczego, ale także całej polskiej energetyki - to powiedział w niedzielę (3 września) podczas rocznicowych uroczystości w Jastrzębiu-Zdroju (odbywały się one z okazji 43. rocznicy podpisania Porozumienia Jastrzębskiego oraz 35. rocznicy górniczych strajków z 1988 roku) premier Mateusz Morawiecki.
-
Polska
energetyka jest krwiobiegiem polskiej gospodarki.
Przeznaczamy
potężne środki, miliardy złotych z budżetu państwa polskiego na
sprawiedliwszą transformację przemysłu, transformację
energetyczną w szerokim rozumieniu tego słowa - stwierdził
premier, który w nadchodzących wyborach parlamentarnych ponownie
będzie się ubiegać o poselski mandat z Katowic.
Ale to już było, czyli kto i kiedy zlikwidował Ministerstwo Energii...
Jakie dokładnie kompetencje i z jakich obecnie istniejących ministerstw nowy resort miałby przejąć? Tego nie wiadomo, a biorąc pod uwagę fakt, że zapowiedź ta padła w środku kampanii wyborczej, to owemu brakowi konkretów nawet nie ma się co dziwić. Odnotujmy więc tylko dla porządku, że Ministerstwo Energii (gdyby akurat je szef rządu miał na myśli) istniało już za rządów PiS-u. Dokładniej zaś w latach 2015-2019, kiedy to szefem tego resortu był Krzysztof Tchórzewski, a przez kilka miesięcy sekretarzem stanu pochodzący z Rydułtów ówczesny senator Adam Gawęda, który tym razem nie znajdzie się na listach wyborczych PiS.
Ministerstwo Energii zakończyło swoje istnienie po wygranych przez partię wyborach parlamentarnych w roku 2018 i od tego czasu trudno powiedzieć, kto ponad wszelką wątpliwość odpowiada za sektor energetyki. Spółki energetyczne formalnie podlegają Ministerstwu Aktywów Państwowych, ale już aktualizację Polityki Energetycznej Państwa opracowywało Ministerstwo Klimatu i Środowiska, które generalnie ma wiele do powiedzenia na temat warunków, w których funkcjonuje polskie górnictwo i energetyka (swoje "pięć groszy" czasem dorzuca również Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej, o czym można się było przekonać przy okazji dyskusji, czy nowe inwestycje w górnictwo pozbawią śląskie gminy pieniędzy z unijnego Funduszu Sprawiedliwej Transformacji).
Na to
rozproszenie kompetencji wiele razy zżymali się eksperci z branży,
ale też śląscy związkowcy sarkając, że często w praktyce nie
ma z kim rozmawiać. Zwłaszcza, że w ramach MAP potencjalni
rozmówcy zmieniali się bardzo często. Dość powiedzieć, że za
górnictwo w ramach tego resortu odpowiadali kolejno: Adam Gawęda,
Artur Soboń, Piotr Pyzik, a obecnie Marek Wesoły.
Fundusz Transformacji Śląska jest, ale dołożyć do niego pieniędzy rząd nie chciał
Dla porządku odnotujmy też, że nieco ponad rok temu premier Morawiecki także przy okazji wizyty na Śląsku zapowiedział utworzenie Funduszu Transformacji Śląska. Na konkrety przyszło poczekać kilka miesięcy, a kiedy już je poznaliśmy, to okazało się, że obiecany przez szefa rządu Fundusz ma mieć budżet w wysokości 800 mln zł. Na 10 lat, aby była pełna jasność.
Podjęta przez Senat próba zwiększenia jego budżetu do 1,9 mld zł została zablokowana w Sejmie przez posłów PiS-u, którzy zagłosowali w tej sprawie zgodnie ze stanowiskiem rządu. W analogiczny sposób przepadła propozycja, by ewentualny program wsparcia przedsiębiorców, poszkodowanych przez wygaszanie sektora wydobywczego, zawęzić do terenu woj. śląskiego (w efekcie pieniądze z Funduszu będą też mogły płynąć poza ten region) i by wprowadzić do jego rady nadzorczej przedstawicieli samorządowych korporacji (nie przeszło, więc w 11-osobowej radzie 7 członków stanowić będą przedstawiciele rządu).
Może Cię zainteresować:
Premier Morawiecki zapowiada Fundusz Transformacji Śląska i... dziękuje górnikom, że wytrwali
Może Cię zainteresować: