„Szła
dzieweczka do laseczka” przez lata była najpopularniejszą
piosenką, którą śpiewają biesiadujący gromadnie przy stole
Polacy. To prawda, że ta pieśń pochodzi ze Śląska?
Tak,
„Szła dzieweczka do laseczka”, znana i popularna od dawna w
różnych regionach Polski, po raz pierwszy została zapisana w
legendarnym zbiorze Juliusa Rogera „Pieśni ludu polskiego na
Górnym Śląsku”, wydanym w 1863 roku. Roger – lekarz,
przyrodnik, ale i zbieracz pieśni ludowych, zarejestrował ją w
powiecie gliwickim i rybnickim. A nawet jej dwa warianty. Sporządził
też jej zapis nutowy, więc wiemy, ze melodia jest w dużym stopniu
tak sama, jak wersja współczesna. Warto
dodać, że nie ma w pieśni śpiewanego dzisiaj refrenu „Gdzie
jest ta ulica...”, gdyż te słowa dodano dopiero w drugiej połowie
XX wieku.
W
jednym z zapisów Rogera tekst
brzmi tak:
Szła dzieweczka do gajeczka, do zielonego
Nadeszła tam myśliweczka bardzo ładnego
O mój miły myśliweczku, bardzom ci rada
Chciałabym ci chleba z masłem, alem już jadła
Tak tę pieśń śpiewano w regionie, gdzie zarejestrował ją Roger. Ale tak czy inaczej, to jej najstarszy znany zapis i pochodzi on ze Śląska. Już w XX w. była tu piosenka tradycyjną.
W jaki sposób
się rozpowszechniła?
Pieśni z
reguły rozchodziły się dzięki wędrującym muzykom. A także
pątnikom, którzy w drodze do miejsc kultu religijnego zatrzymywali
się w karczmach i tam śpiewali, niekoniecznie przy tym pieśni
religijne. Dobre, melodyjne pieśni, wpadały w ucho, nucono je,
śpiewano gromadnie, przyjmowały się w nowych okolicach. Poza tym
pieśni tradycyjne były też grane i śpiewane po dworach.
Rozchodziły się więc metodą – nazwijmy to – pantoflową,
podróżniczą.
Czy jest
więcej pieśni popularnych w Polsce, a mających swe źródło na
Śląsku?
Jasne!
Na przykład „Stoi u wody myśliweczek młody”, która również
jest do dziś pieśnią popularną. Ją także zapisał Roger, w
powiecie rybnickim, w roku 1863.
A może pochodzić i z XVIII wieku, podobnie zresztą
„Szła dzieweczka”.
U
Rogera są dwa warianty pieśni „Poszła Karolinka”. W pierwszym
główna bohaterka idzie do Bogumina, w drugim do Gogolina. Pieśń
ta została zapisana w powiatach – rybnickim, gliwickim i oleskim.
Z
kolei w zbiorze Andrzeja Cinciały „Pieśni ludu
śląskiego z okolic Cieszyna” wydanym w 1885 roku znalazła się
tak znana i wciąż lubiana
pieśń
„Jak jo chodził do szkoły”. Podobnie z „Jak jo jechoł do
Gliwic”, pieśń elwrowska, z humorem opisująca spotkanie w banie
z groźnym konduktorem. Elwer nie ma biletu ani pieniędzy na
przejazd, ale udaje mu się wykiwać przedstawiciela pruskiej
władzy. Albo nadal śpiewana i popularna na biesiadach „Za stodołą
na rzyce”...
Też Roger?
Tak, ale nie
tylko on. Zapisał ją także Oskar Kolberg. Choć to u Rogera możemy
znaleźć aż dwa warianty tej pieśni, z takim samym tekstem, który
przetrwał prawie że do dnia dzisiejszego. Roger zanotował je w
powiecie rybnickim i lublinieckim. Albo inna powszechnie znana pieśń,
„Uciekła mi przepióreczka w proso”. Ona z kolei wydana była we
wspomnianym zbiorze Andrzeja Cinciały z 1885 roku. Ale to też
ciekawe, śpiewana była i na Morawach w XIX wieku, pojawiła się
w zbiorze Franciszka Bartosa z 1882 roku, zapisał ją także Józef
Gallus w 1893 r., w zbiorze „Pieśni polskie używane na Górnym
Śląsku”. To dowód, że pieśni te emigrowały, były śpiewane w
różnych miejscowościach, a i regionach, krainach.
I
w różnych językach. Czy dużo jest pieśni posiadających wersje
np. śląską, niemiecką i czeską?
Owszem.
Dostrzegł to i opisywał Adolf Dygacz. Np. przypisy dodane przez
panią Janinę Dygaczową na końcu jego pięknego zbioru „Pieśni
ludowe miasta Katowic” informują, gdzie dana pieśń była znana.
Znajdujemy tu np. Morawy, Czechy, Niemcy. Jest wiele przykładów na
to, że pieśni tradycyjne nie znają granic, a ta sama melodia jest
wykorzystywana przez pieśń polską i niemiecką. Zmieniają się
tylko słowa. Albo i nie zmieniają, a są jedynie tłumaczone, gdy
tekst dotyczy np. spraw związanych z zalotami, z miłością. Czy
piękne pieśni górnicze, śpiewane na karczmach piwnych. Zetknąłem
się ze śpiewnikiem biesiadnym na karczmę piwną z okazji przejścia
sztygara na emeryturę w latach 30. XX wieku – teksty
zamieszczonych w nim pieśni (a także kawałów) były zarówno po
po śląsku, jak i po niemiecku. Inaczej to wyglądało, gdy Ślązaków
dzieliła polityka – kiedy społeczeństwo było spolaryzowane
przez polityczne konflikty, to trudno było śpiewać powstańcom
śląskim niemieckie pieśni bojowe czy Niemcom polskie.
Chociaż
powstańcy śpiewali np. własną pieśń „Nad Odrą straż” na
melodię niemieckiej „Wacht am Rhein”...
Zgadza się.
Bywało, że gdy jakaś melodia była znana, wstawiano do niej nowe
słowa, wynikające z doraźnej potrzeby czy utworzone spontanicznie,
by ludzie łatwiej się jej uczyli. W okresie powstań wykorzystywano
tak nawet kolędy życzeniowe z XVIII i XIX wieku. Dopisywano im
słowa związane z duchem powstańczym po to, żeby żołnierze
łatwiej je sobie przyswajali i mogli je śpiewać.
Czyli
powstańcy śląscy śpiewali pieśni do melodii może i sprzed 200
lat?
Pieśń
ludowa jest niezwykle żywotna. Fakt, że zbieracze, o których
mówiłem, jak Roger, Cinciała, Łukasz
i Stanisław Wallisowie,
Jan Bystroń czy późniejsi, jak np. Tacina czy Dygacz, nazbierali tych pieśni
bardzo dużo, świadczy o tym, że śpiewanie było na Śląsku
bardzo popularne i związane z różnymi przestrzeniami życia
człowieka. Znamy pieśni zawodowe, pieśni obrzędowe, weselne,
pogrzebowe... Dosłownie na każdą okazję możemy znaleźć pieśń!
Pieśni o miłości, pieśni żartobliwe,
pieśni o historycznych wydarzeniach, pieśni opisujące kraj i
ludność. Dołóżmy do tego pieśni wojackie, powstańcze, pieśni
buntu – te z XVIII wieku, które powstawały podczas buntów
chłopskich i z XX wieku XX w, związane ze strajkami robotniczymi.
XVIII, XIX
wiek... Pieśni śląskie to już zabytki, skamieliny, jakaś
kulturowa archeologia?
Ależ skąd.
One nadal ewoluują. Chociażby taka „Jo ci powiadom, jo ci
powiadom”, w której dziewczynie doradza się, jak wybrać sobie za
męża chłopa z atrakcyjnym zawodem. Tekst tej pieśni stopniowo
ewoluuje, w ślad za tym, jak w miarę upływu czasu zmienia się
rynek pracy. Kiedyś dziewczynie doradzano górnika (u Rogera: „Weź
se górnika, nie będziesz nic robić, jeno pięknie chodzić”).
Dziś byśmy śpiewali, „weź se prawnika”. Albo informatyka. A z
kolei pieśń „Nasze Katowice to piękne miasteczko”, której
pierwotny tekst, zapisany przez Dygacza, opisuje wygląd miasta:
„tutaj młyneczek, tam staweczek”. Przed nagraniem tego utworu na
płycie zespołu „Ligocianie” urządziliśmy konkurs na dopisanie
kolejnych, współczesnych zwrotek. I tak pojawił się w tekście
„Spodeczek przy ryneczku”, galerie, festiwale jazzujące... To
pokazuje, że te pieśni mogą być i są nieustająco żywe.
Więc warto
je śpiewać?
Szczególnie
robiąc to wspólnie. Czesi, Niemcy czy Irlandczycy mają nawyk
śpiewania pieśni tradycyjnych w karczmach czy na jakichś swoich
eventach. To świetny obyczaj. Nie dość, że pomaga w zachowaniu
dziedzictwa kulturowego, to jeszcze sprzyja budowaniu społeczności,
poczucia wspólnoty. My na Śląsku też posiadamy takie dziedzictwo,
ale za rzadko po nie sięgamy. A przecież to coś, co powinno
funkcjonować w naszej przestrzeni społecznej, a nawet zawodowej.
Trzeba zachęcać nas, współczesnych ludzi, żebyśmy te pieśni
poznawali i wykonywali. Wciąż popularne piosenki biesiadne mogą
być pierwszym krokiem do poznania i docenienia wspaniałej wartości
kulturowej, jaką jest całe bogactwo pieśni śląskiej.
Może Cię zainteresować: