Kiedy muszę przetłumaczyć coś na śląski, zawsze największy problem sprawia mi określanie czasu. Można powiedzieć, że czas Ślązakom płynął inaczej niż reszcie Europy. Spowodowane musiało to być faktem, że nasze praôjce czasu potrzebowali głównie do pracy. Ale w tym miejscu muszę się do czegoś przyznać. Tekst, który właśnie czytacie, ciężko się pisze. Wynika to głównie z faktu, że ciężko zrobić research, bo większości osób, które miały jakąś wiedzę i kompetencję w tym temacie już dawno z nami nie ma. Poza tym jakoś nigdy nie prowadziłem z moją Ōmōm Anōm filozoficznych rozważań na temat konceptu czasu. Na szczęście jest internet, parę słowników i... to, co mi się wydaje – tak więc zapraszam na śląską podróż w czasie, albo raczej ślōnsko rajza w czasie.
Zygor
Zegary pojawiły się na Górnym Śląsku krótko po ich rozpowszechnieniu w Europie ok. 150 lat temu. Były montowane nie tylko na wieżach kościołów, ale też na dworcach, fabrykach i innych zakładach pracy. Niedługo potem trafiły do domów zwykłych ludzi, którzy musieli zdążyć na szychta. Niemiecki, kapitalistyczny ordnung sprawił, że górnośląscy robotnicy i ich rodziny stali się ekspertami od punktualności. Rygorystycznie podchodzili do swoich grafików, gdzie godziny podawane były w formie ułamków. Tak powstało klasyczne już dzielenie czasu na ćwiyrci (kwadranse). Kiedy na Śląsku upłynie kwadrans po jakiejś godzinie, to mówi się, że minęła ćwiyrć na następną godzinę – 12.15 to ćwiyrć na piyrszo. Po 15 minutach mamy pōł na piyrszo. A o 12.45 wybijają trzi ćwiyrci na piyrszo. Niektórzy sobie to skracają i mówią trzi na piyrszo – ktoś spoza Górnego śląska może pomyśleć, że chodzi o 12.57...
Tutaj warto wspomnieć, że czas podawany liczebnikami porządkowymi zarezerwowane są tylko dla niepełnych godzin. Na Śląsku nie pytamy która godzina, tylko wiela je godzin (wiela je na zygorze).Kiedy w końcu wybija pierwsza – Ślązacy mają jedna. Dodatkowo czas na tarczy zegara Ślązakom wskazuje wajzer.
Możecie zauważyć też, że Ślązacy podają czas w trybie 12-godzinnym. A skąd wiadomo, o jaką porę dnia chodzi?
AM/PM
Jak powiedzieć przed południem/po południu? Proste – do połednia/po połedniu. Ale Ślązacy z reguły są bardziej precyzyjni. Mówi się że jest ôziym rano, sztyry po połedniu, dziywyńć na wieczōr abo trzi w nocy – takie śląskie AM/PM. Ogólnie śląskie pory dnia to: rano, dopołednie, połednie, popołednie, wieczōr, noc (nocka) i połnōc.
Do tego dochodzi bez dziyń (w dzień), bez noc (w nocy) dzisioj (dzisiaj), wczorej (wczoraj). W niektórych miejscach spotkamy się z czesko brzmiącym zajtry (jutro)
Tutaj już przechodzimy do szerszych pojęć. Dni tygodnia to niydziela, a potem jest beztydziyń (dni powszednie) pyndziałek, wtorek, strzoda, szczwortek, piontek, sobota – tak, sobota na Śląsku była dniem powszednim.
Jeżeli chodzi o miesiące, to mamy takie same, jak po polsku... no z małymi różnicami: styczyń, luty, marzec, kwieciyń, moj, czyrwiyń, lipiyń, siyrpiyń (tu zachował się też przyniesiony przez Niemców, łaciński august), wrzesiyń, paździyrnik, listopad, grudziyń. Pory roku w języku śląskim mają dużo bardziej słowiański charakter, w porównaniu do polskiego. Tradycyjnie to jor, lato, podzim, zima. Bieżący rok to latoś, zeszłego roku to łońskigo roku, a za rok to bezrok.
Roki
Jeśli chcemy powiedzieć komuś ile mamy lat, to użyjemy sformułowania jeżech (jo je) X lot stary (trochę jak w angielskim). Oczywiście w śląskim też działa kontinuum dialektalne. Na południu regionu lata zamieniają się w roki – ale tam osobiście spotkałem się z mōm X rokōw. Ilość posiadanych wiosen na jest dla Ślązaków bardzo ważną rzeczą. W naszym regionie nie obchodzi się imienin (ja nawet nie wiem, kiedy mam swoje). Na Śląsku fajruje sie gyburstag. A najważniejsze urodziny to 50. urodziny, czyli Abraham.
Kedyś/kiejś
Ślązacy nie są ludem marzycieli, ani też nie rozpamiętują. Kiedy tłumaczę na po naszymu, to największy problem mam z abstrakcyjnymi pojęciami określającymi czas. Jakoś moi bliscy nigdy nie mówili po śląsku o konceptach przeszłości, przyszłości i teraźniejszości. Wydarzenia raczej umiejscawiało się konkretnie w czasie – jak to podejrzanie często mówi Szczepan Twardoch „język śląski to język konkretu”. Oczywiście możemy zaadaptować te pojęcia i zacząć mówić o prziszłości, przeszłości i teroźniości, ale po co? Mamy downij, przodzij, kedyś/kiejś, terozki, na zaś... cały wachlarz pojęć. Ale co będę się rozwodził? Najlepiej przedstawił to kiedyś Marek Szołtysek w DZ:
„Najogólniej jednak śląski czas dzieli się na ten, co było (czas przeszły), co je (teraźniejszy) i co bydzie (przyszły). Więc ten czas przeszły był: nojdownij, hańdowno, blank downo, za starego piyrwy (najdawniej), downij (dawniej), łoński rok (poprzedni rok), wczora (wczoraj), teroski co, gynał co (przed chwileczką). Zaś czas teraźniejszy to: latoś (bieżący rok), dzisioj, dzisiok (dzisiaj), terozki (teraz). I wreszcie mamy określenia na czas przyszły: bezrok (następny rok), na drap (na za chwilę), niyskorzij (później, po chwili), na zaś (na przyszłość), na świyntego nigdy, za ruski rok (nieokreślony czas przyszły)”
Uff... Nie da się ukryć, trochę tego jest. Ale najważniejsze, żebyście się nie zapomnieli i przypadkiem nie pytali ludzi na Śląsku, kiero je godzina – to jest chyba najważniejsza lekcja z tego całego wywodu o czasie. A póki co, ja szukam tanich lotów do Amazonii, żeby w końcu żyć bez kalendarza, deadlineów i zapominania o urodzinach znajomych. Pyrsk!
Może Cię zainteresować: