NAC
Pogrzeb Wojciecha Korfantego

Szyb skarbów, archiwum gestapo, pakt Korfantego z Le Rondem... Oto największe tajemnice historii Śląska XX wieku. Wciąż czekają na rozwiązanie

Tajemnice historii to jeden z jej uroków, nierozwiązane zagadki potrafią intrygować całe pokolenia, przez wieki przyciągając uwagę historyków, pasjonatów czy po prostu miłośników sensacji, przygody i poszukiwań. Z nie słabnącym od lat magnetyzmem przyciągają wszystkich skarb templariuszy, El Dorado i Obcy z Roswell, a w Polsce chociażby Bursztynowa Komnata czy „złoty pociąg”. W naszej górnośląskiej historii tajemnic też nie brakuje i są nie mniej niż tamte fascynujące. Oto nasz wybór największych z nich, na razie tylko z XX wieku, ale uprzedzamy – to nie jest nasze ostatnie słowo.

Pakt Korfantego z Le Rondem

Jeżeli to mało znane wydarzenie miało w ogóle miejsce, było jednym z decydujących momentów dziejów Śląska. W nocy z 29 na 30 kwietnia 1921 roku, w majątku Czarny Las nieopodal Lublińca, Wojciech Korfanty miał spotkać się z Danielem Kęszyckim, konsulem polskim w Opolu. Według wersji oficjalnej, Kęszycki miał wtedy przekazać Korfantemu informacje na temat planów podziału terytorium Górnego Śląska, jakie wysłano do Rady Ambasadorów. Jednak czy tylko o to chodziło? Dlaczego ich spotkanie zaaranżowano w ścisłym sekrecie, na zupełnym odludziu i w późną nocą (Kęszycki pojawił się o godzinie pierwszej, obradowano do czwartej). Odpowiedź może być sensacyjne: w Czarnym Lesie obecny był jeszcze ktoś trzeci, którego przybycie tam okrywała całkowita tajemnica. Tą trzecią osobą mógł być generał Henri Le Rond, przewodniczący Międzysojuszniczej Komisji Rządzącej i Plebiscytowej na Górnym Śląsku, któremu też było podporządkowane Naczelne Dowództwo Wojsk Sprzymierzonych na Górnym Śląsku.

Spotkanie miało nastąpić z inicjatywy Francuza, który – działając w interesie racji stanu swojej ojczyzny – poinformował Korfantego, że stronie francuskiej nie udało się przeforsować swoich korzystnych dla Polski propozycji podziału terytorium plebiscytowego. W związku z tym generał podsunął Korfantemu ideę zorganizowania strajku powszechnego oraz – w razie wybuchu powstania – zapewnił o nieoficjalnym poparciu, jakiego udzieli mu francuskie wojsko. Rozkazy, jakie otrzymali od Le Ronda francuscy żołnierze w przeddzień III powstania śląskiego wydają się z tym korespondować. Bliskie więzy zadzierzgnięte przez Korfantego z Le Rondem zaowocować też miały późniejszym obsadzaniem przez Francuzów lukratywnych stanowisk we władzach górnośląskich spółek przemysłowych. Możliwe, że ten sposób za sprzyjanie sprawie polskiej wynagrodzono także samego Le Ronda, który po włączeniu Górnego Śląska do Polski również objął jedną z dochodowych synekur. To także mógł być efekt ustaleń ze spotkania w Czarnym Lesie.

Tyle tylko, że brak na to wszystko dowodów. A raczej jak do tej pory ich nie odnaleziono. Takim materialnym i to kapitalnym dowodem byłyby wspomnienia Daniela Kęszyckiego z okresu jego dyplomatycznej misji w Opolu, które ponoć spisał i zdołał ukryć podczas okupacji hitlerowskiej w swoim pałacu w Błociszewie. Jeżeli jednak rzeczywiście istniały i zachowały się do naszych czasów, to wciąż czekają na swego odkrywcę.

Śmierć Korfantego

Wojciech Korfanty zmarł 17 sierpnia 1939 roku, w niespełna miesiąc po zwolnieniu z więzienia na Pawiaku. Kiedy opuszczał je 20 lipca 1939, był już bliski śmierci. Korfanty nie mógł już poruszać się o własnych siłach, wyprowadziliśmy go więc z celi więziennej, trzymając pod ręce relacjonował naoczny świadek, adwokat prof. Stefan Glaser. Jednak po śmierci Korfantego pojawiły się żywe do dziś pogłoski, jakoby został on w więzieniu otruty. Czy tak było naprawdę? Hipotezę o otruciu Korfantego szczegółowo przebadał jego biograf Jan F. Lewandowski.

Jak się okazuje, pogłoska ta narodziła się jeszcze przed śmiercią Korfantego.11 sierpnia 1939, a więc kilka dni wcześniej, Korfanty był operowany. Po operacji chirurg, lekarz wojskowy płk Bolesław Szarecki, który ją przeprowadził, podzielił się ze znajomym, płk. Stefanem Glaserem spostrzeżeniem, że owrzodzenie wątroby, jakie wykrył u Korfantego, wygląda na efekt zatrucia arszenikiem. Lekarz miał wyrazić się podobnie także wobec krewnych zmarłego – syna Zbigniewa, córki Halżki i szwagra Teofila Galusa, który skądinąd asystował przy operacji.

W archiwach Instytutu Sikorskiego Lewandowski nie odnalazł zeznania Szareckiego, które ten jakoby złożył w Londynie w 1940 r. Mało tego, wnikliwy biograf wykazał, że lekarz takiego zeznania złożyć nie mógł, gdyż w 1940 r. zwyczajnie w Londynie (ani w ogóle w Wielkiej Brytanii) nie przebywał. Lewandowski obalił, jedno po drugiej, wszystkie publikacje i wypowiedzi wyrokujące, że Korfantego otruto arszenikiem. Wykazał, że to wszystko jedynie spekulacje bez materialnych podstaw. Jako jedyne sensowne źródło ostało się zeznanie syna Zbigniewa. Jednak w jego treści, mimo iż Zbigniew Korfanty dosyć szczegółowo opisuje nietypowe a groźne symptomy u ojca, które podczas operacji zaobserwował dr Szarecki, w ogóle nie pada słowo „arszenik".

Przyczyną tych objawów i następnie śmierci mógł być po prostu nowotwór wątroby. Sam Szarecki, zmarły w 1960 r., nigdy publicznie ani w zeznaniu pod przysięgą nie opowiedział się ani za tym, że śmierć Korfantego nastąpiła z przyczyn naturalnych, ani że w wyniku otrucia.

Nie ma dowodów na to, że Korfantego otruto – konkluduje Lewandowski. Ale samo osadzenie w więzieniu przyczyniło się do jego śmierci, na co nie trzeba było arszeniku. Być może rozwiązanie zagadki śmierci Korfantego jest w zasięgu ręki, spoczywając w jego grobie na cmentarzu przy ulicy Francuskiej. Gdyby Korfanty został otruty arszenikiem, ślady trucizny nadal można wykryć w jego szczątkach. Nie wiadomo jednak, czy kiedykolwiek dojdzie do ich ekshumacji.

Wieża spadochronowa 1939

Mimo wysiłków kilku już pokoleń historyków i badaczy historii nadal nie udało się precyzyjnie odtworzyć przebiegu wypadków, mających miejsce 4 września 1939 w parku Kościuszki w Katowicach. Z niemieckich wojskowych dokumentów wynika, że ktoś stawiał w rym rejonie opór w ręku wkraczającym do miasta wojskom niemieckim. Do kolumny wojskowych wozów oraz grupy oficerów na wzniesieniu przy parku oddano kilka serii z karabinu maszynowego, znajdującego się na platformie wieży spadochronowej. Po wystrzeleniu do niej kilku pocisków z działka przeciwpancernego, ostrzał ustał. Raporty mówią też o innych miejscach w parku, z których prowadzono ogień do Niemców.

Ani wtedy, ani nigdy później nie udało się ustalić, kim był strzelec (bądź strzelcy) na wieży. Niedługo po zakończeniu wojny redaktor katowickiej gazety „Dziennik Zachodni” Kilian Bytomski napisał artykuł „Wierni aż do końca... Wrześniowe żniwo śmierci w Katowicach”, w którym jako pierwszy wspomniał, jakoby na wieży spadochronowej zginęły harcerki.

Nie wielu tylko znanym jest. fakt, że na wieży spadochronowej w Parku Kościuszki, dziś już nie istniejącej, broniło się pięć młodziutkich harcerek, które poległy w walce i których zwłoki Niemcy zrzucili z wieży – pisał Bytomski.

Jakie były jego źródła informacji, nie ujawnił. Natomiast można sądzić, że to na tej publikacji opierał się autor „Śląska w okresie okupacji” Alojzy Targ, wspominając o harcerkach na wieży spadochronowej. Targ z kolei był przyjacielem pisarza Kazimierza Gołby, autora powieści „Wieża spadochronowa”. Bardzo możliwe, że literata zainspirowały informacje zaczerpnięte z książki Targa. W każdym razie imion i nazwisk powieściowych harcerzy – obrońców i zarazem ofiar wieży spadochronowej nie należy uważać za historyczne.

Kim więc była osoba (bądź osoby) strzelająca z wieży i inni strzelcy w parku Kościuszki? Nie wiemy. Ludzie ci mogli nie przeżyć wojny, ginąc jeszcze we wrześniu 1939 (kiedy w Katowicach poległo w walkach bądź zostało zamordowanych w egzekucjach kilkaset osób), bądź jako członkowie ruchu oporu, a nawet w szeregach Wehrmachtu. Możliwych scenariuszy jest wiele.

Archiwum Gestapo Kattowitz

Archiwum katowickiego gestapo po II wojnie światowej zniknęło bez śladu. Tak przynajmniej wydawało przez długie lata. Kilka lat temu ujawniono, że istnieją bezcenne relacje naocznego świadka. Był nim Jiří Wehle, czeski Żyd z Pragi, więzień KL Auschwitz, w 1944 r. przydzielony do niewolniczej pracy w siedzibie gestapo w Katowicach. Według Wehlego przed wkroczeniem Armii Czerwonej archiwum zostało z Katowic ewakuowane, zaś tuż przed końcem wojny – spalone. Ale najważniejsze dokumenty miały uniknąć zniszczenia.

Część gestapowskich kartotek jeszcze w grudniu 1944 r. wywieziono do pałacu hrabiów von Schaffgotschów w Kopicach i tam spalono. Nieco dokumentów gestapowcy zniszczyli tez na miejscu w Katowicach. Jednak główna część gestapowskich archiwów została wywieziona z Górnego Śląska. Początkowo (w styczniu 1945) do Kłodzka, następnie (w lutym) do Oelsnitz w Saksonii. W kwietniu 1945 oficerowie kierujący ostatnią zamiejscową placówką katowickiego gestapo, tzw. Ausweichstelle, otrzymali rozkaz, by zniszczyć i te archiwa. Według Wehlego rozkaz ten wykonano, chociaż... Wehle, postać nieco zagadkowa i powiązana z wywiadami Pragi lub Moskwy, być może zdołał część tych akt ocalić. Gdyby tak się stało rzeczywiście, akta te do dziś spoczywałyby w tajnych sejfach czeskich lub rosyjskich tajnych służb.

O najważniejszej być może rzeczy Wehle wspomina jednie półgębkiem: „SS-Hauptscharführer Rantz, sekretarz kryminalny, który prowadził kartotekę wydziału. Wyjechał on w kwietniu 1945 roku wraz ze skrzyniami z dokumentami do Markt Schwaben w Bawarii, gdzie znajdowała się wówczas centrala zbiorcza Reichssicherheitshauptamtu z Berlina”.

Implikacje cytowanej powyżej wzmianki mogą być wręcz sensacyjne. Esesman Rantz pracował w tzw. wydziale politycznym, który był najważniejszy wydziałem katowickiego gestapo. Jego referaty zajmowały się w pierwszym rzędzie zwalczaniem opozycji i sabotażu oraz kontrwywiadem. A zatem również walką z polskim podziemiem, tej zaś nie można było skutecznie prowadzić bez infiltracji jego szeregów, czyli bez gęstej sieci konfidentów. Gestapo takową jak najbardziej na Górnym Śląsku posiadało. Liczba jego szpicli była iście imponująca – jest oceniana na około dwa tysiące. Wszyscy oni posiadali swoje kartoteki w gestapowskich archiwach. Znajdowały się tam zarówno szczegółowe dane osobowe, jak i ściśle tajne informacje o działalności tych ludzi. Była to zatem wyjątkowo cenna dokumentacja – zarówno dla samego gestapo, jak i dla każdego, kto wszedłby w jej posiadanie. Kartoteki agentów były zbyt cenne, by je zniszczyć i dlatego to właśnie najprawdopodobniej one stanowiły ładunek transportu Rantza do Markt Schwaben. Jeśli konwój z nimi dotarł na miejsce przeznaczenia, po zakończeniu wojny akta te zostały w Markt Schwaben przejęte przez Amerykanów.

Szyb skarbów

Przez lata to właśnie w Szybie Południowym kopalni „Miechowice” (ex-„Preussen”) dopatrywano się miejsca, gdzie ukryto archiwum Gestapo Kattowitz. Pod koniec 1944 roku Niemcy opuścili w jego głąb i ukryli w podziemiach tajemniczy depozyt.

W podziemiach trwała intensywna praca. Wyrobiska, znajdujące się na głębokości 150 lub 300 metrów, adaptowano dla celów specjalnych. W ciszy nocnej nad gęstymi zaroślami za kopalnią stale rozlegał się szum i warkot motorów. W mroku docierały pod teren szybu kolumny transportowe samochodów ciężarowych. Z czym przyjeżdżały? Co wywoziły? – pisał w 1962 r. Jan Wyżgoł na łamach „Życia Bytomskiego”.

Szybko wokół Szybu Południowego zaczęły krążyć sensacyjne plotki, z czasem urastające do legend. Szczególnie emocjonująca hipoteza o ukryciu w Szybie Południowym archiwum katowickiego gestapo nie wytrzymała próby czasu, jednak nie mniej atrakcyjna wydaje się hipoteza ukrycia tam dzieł sztuki. W jej myśl, w podziemiach kopalni „Miechowice” Niemcy ukryli skarby gubernatora Hansa Franka, ewakuowane z Krakowa, stolicy Generalnego Gubernatorstwa. W ich skład wchodziły bezcenne nieraz dzieła sztuki zrabowane podczas okupacji.

Z kolei w roku 2001 „Życie Bytomskie” opublikowało serię artykułów o badaniach Szybu Południowego przez radiestetę – Janusza Zbiegieniego. Jego różdżka wykazać miała, iż:

W rejonie szybu są ukryte przez Niemców: zrabowane dzieła sztuki, wyroby ze złota, sztabki ze złota, wartościowe przedmioty. (...) Te przedmioty ukryte są w 5 miejscach. Wszystkie te miejsca są zaminowane wspólnym ładunkiem, a nie każde z osobna.

[...] Rzeczy ukryte przez Niemców w szybie znajdują się na poziomie około 370 metrów. W szybie ukryto następujące obiekty: zrabowane dzieła sztuki (sztuka sakralna, obrazy), wyroby ze złota - kilkadziesiąt kilogramów (przedmioty sakralne, biżuteria), sztabki ze złota - około 15 ton. Ukryte przedmioty znajdują się w odległości do 100 metrów od szybu.

Rewelacje radiestety mogły przyprawić o zawrót głowy nie tylko poszukiwaczy skarbów. Pojawiły się nadzieje, że do mitycznego (jak na razie) skarbca ukrytego 370 pod ziemią uda się dotrzeć nie tyle szybem (skądinąd badanym na dziko przez eksploratorów, dopóki ktoś nie zerwał i zrzucił w czeluść części drabin), co z boku, przy okazji działalności górniczej kopalni „Siltech” w Zabrzu. Na tym etapie sprawą zainteresował się nawet IPN Katowice, a to w kontekście zwłok pomordowanych osób, być może pozostających wciąż na dnie szybu. Jednak jak zapewnił IPN „Siltech”, żadnych tajemnic w rejonie Szybu Południowego górnicy się nie dofedrowali. Śledzący sprawę wskazują wprawdzie, że właśnie po rozpoczęciu eksploatacji przez „Siltech” w Szybie Południowym pojawił się solidny ciąg powietrza. Takie zjawisko miałoby miejsce w przypadku udrożnienia wychodzących z szybu chodników, gdyby uzyskały one połączenie z inną kopalnią. Ale niekoniecznie, bo można je też wytłumaczyć przenikaniem powietrza przez górotwór i uszkodzoną, spękaną obudowę. Zatem nie stanowi to jeszcze dowodu, że do takiego połączenia doszło. Odkąd śledztwo IPN zostało w 2013 roku umorzone, nie zajmuje się on więcej sprawą.

Zagadka Szybu Południowego nie przestaje frapować.


Cieszymy się, że przeczytałeś nasz tekst do końca. Mamy nadzieję, że Ci się spodobał. Przygotowanie takich materiałów wymaga mnóstwo pracy i czasu od autorów. Chcemy, żeby zawsze były dostępne dla Was za darmo, jednak aby mogło tak pozostać, potrzebujemy Twojego wsparcia. Zostań patronem Ślązaga na Patronite.pl i dołóż swoją cegiełkę do rozwoju dobrego dziennikarstwa w regionie.

Kopuła katedry miała być wyższa

Może Cię zainteresować:

Pancernik nad Katowicami. Zapomniana tajemnica Archikatedry Chrystusa Króla

Autor: Tomasz Borówka

12/03/2022

Bogusław Wołoszański

Może Cię zainteresować:

Bogusław Wołoszański: Industrialny krajobraz Śląska znakomicie sprawdzał się w "Sensacjach XX wieku”

Autor: Tomasz Borówka

12/03/2023

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon