Myślimy – „rewolucja przemysłowa” – widzimy obracające się z miarowym tętentem koła zamachowe maszyn parowych i buchające parą lokomotywy. Oraz – rzecz absolutnie niezbędna – dymiące kominy. Tak też było w Königshütte, czyli Królewskiej Hucie przed ponad 200 laty.
Trailer dziesięciominutowego filmu będącego częścią wystawy stałej „KRÓLESTWO ŻELAZA" w Muzeum Hutnictwa w Chorzowie. Film jest wyświetlany w panoramicznym kinie podczas zwiedzania wystawy (w cenie biletu).
Rozwijający się przemysł (który dziś nazwalibyśmy ciężkim) wołał o węgiel i żelazo. Od górnictwa wymagano coraz więcej węgla, toteż powstawały nowe kopalnie, a w istniejących zwiększano wydobycie. Wszystkie potrzebowały maszyn parowych do napędu pomp i urządzeń wyciągowych. Wszystkie też musiały uzyskać połączenie ze światem, te zaś zapewniały szyny kolejowe. Bez żelaza i stali było to niewykonalne. Stal niezbędna była też do budowy statków i okrętów, armat i maszyn rolniczych. Całe regiony Europy, w tym i Górny Śląsk, przepoczwarzały się w jeden wielki, będący w ciągłym ruchu mechanizm, gigantyczną maszynerię. By nieprzerwanie funkcjonować i rozwijać się dalej, przemysłowy moloch łaknął coraz więcej żelaza, stali. Te zaś zapewniały mu huty. Jedna z najnowocześniejszych powstała na Górnym Śląsku.
Zaczęło się od króla, czyli kopalni „König”, uruchomionej w 1791 roku (później przemianowano ją na „Król”, a następnie „Prezydent” – jej reliktem jest znana, udostępniona turystom wieża szybu w Chorzowie). „Króla” nazwano na cześć króla Prus Fryderyka Wilhelma II. Bogate złoża węgla kamiennego przesądziły o przyszłości okolicy. Na niezagospodarowanych gruntach wsi Chorzów i Łagiewniki zbudowano nowoczesną Hutę „Królewską” – Königshütte. Nazwa zakładu, który rozpoczął produkcję w 1802 roku, nawiązywała do nazwy pobliskiej kopalni, świadomie chyba nie uściślając, o którego konkretnie króla chodzi (od roku 1797 na tronie Prus zasiadał już Fryderyk Wilhelm III). Zapewne chodziło o podkreślenie związków Königshütte z pruską monarchią czy państwem w ogóle, jako że to skarb królewski był jej inwestorem i właścicielem (dopóki nie wykupił zakładu hrabia Henckel von Donnersmarck, który przejął go na własność z dniem 1 stycznia 1870 r.). Jednak Huta „Królewska” swe powstanie zawdzięcza nie tyle obu Fryderykom Wilhelmom, co trzem innym postaciom. To Friedrich Wilhelm von Reden, Johann Friedrich Wedding i John Baildon. Pierwszy z nich był arystokratą, który kształcąc się w Anglii nazywanej wówczas „Fabryką Świata”, poznał tam nie tylko potencjał jej przemysłu, ale też wykorzystywaną tam i najnowocześniejszą wówczas technologię. Mianowany dyrektorem Wyższego Urzędu Górniczego we Wrocławiu, z entuzjazmem zaczął ją przeszczepiać na Górny Śląsk. W Wielkiej Brytanii poznał też szkockiego inżyniera Johna Baildona, w efekcie czego i jego ściągnął na Śląsk. Talent i doświadczenie Baildona sprawiły, ze chlubnie zapisał się w naszej historii (a przy okazji dorobił pokaźnej fortuny). Jego nazwisko utrwaliło się w zbiorowej pamięci dzięki hucie, która założył w Załężu (obecnej dzielnicy Katowic) i która przez całą swą historię nosiła jego imię. Pamiętajmy jednak także o innych jego zasługach, kto wie zresztą, czy nie większych. To Baildon nadzorował budowę i wprowadzał poprawki do projektu Huty „Królewskiej”, którego autorem był Wedding. Jej pierwsze trzy wielkie piece nazwano „Heiniz” (na cześć Friedricha Antona von Heynitza, pruskiego ministra i stryja Redena), „Reden” oraz „Wedding”.
Stopniowo wielkich pieców przybyło, a huta stała się kombinatem. Przez wiele lat prócz huty żelaza funkcjonowała w niej także huta cynku. Powstały wydziały pudlingarni, walcowni i młotowni, a także fabryka wagonów (z czasem rozwinęła się w Zakłady Konstrukcji Stalowych „Konstal”, dzisiejszy Alstom Konstal S.A.).
Jeszcze budowano Hutę „Królewską”, a już wokół zakładu zaczęła wyrastać nowa osada robotnicza. W 1797 r. otrzymała nazwę zakładu przemysłowego, dzięki któremu powstała – Königshütte. A w 1868 r. uzyskała prawa miejskie. Po przyłączeniu do Polski w 1922 r. Königshütte przemianowano na Królewską Hutę, tę zaś w roku 1934 na Chorzów. W roku następnym Huta „Królewska” stała się Hutą „Piłsudski”. W okresie okupacji wróciła do pierwotnej nazwy, a w 1945 r. została przemianowana po raz kolejny – na Hutę „Kościuszko”. Od roku 2000 ponownie to Huta „Królewska”.
W XXI wieku pamiątką po Hucie „Królewskiej” jest Muzeum Hutnictwa w Chorzowie. Zaś najlepszą sposobnością na poznanie dziejów tego zakładu jest udział w organizowanej 22 października imprezie „Gyburstag Matki Huty”, jak i wizyta w Muzeum Hutnictwa. Okazja do wizyty jest tym lepsza, że zaledwie kilkanaście dni temu wystawa stała „Królestwo Żelaza” w 42. edycji Konkursu na Wydarzenie Muzealne Roku „Sybilla” została uznana za jedną z trzech najlepszych ekspozycji powstałych w Polsce w 2021 r.