Wydaje się, że pokolorować stare, czarno-białe zdjęcia jest łatwo. Wystarczy skorzystać z algorytmów, które są dostępne w internecie i to robią. Nawet nieźle im wychodzi. Efekt takiego kolorowania bywa całkiem miły dla oka i nieraz potrafi zachwycić. Pytanie jednak, na ile rzetelnie algorytmy odtwarzają rzeczywiste kolory przeszłości - takie, jakimi widział je fotograf, nim w przeszłości, utrwalił obraz na czarno-białej fotograficznej kliszy.
Mateusz Janocha doskonale zdaje sobie z tego sprawę i wie, że kolorujące algorytmy nie wykonają za grafika całej pracy. Jeżeli efekt jego pracy ma być możliwie wierny, jak najbardziej zbliżony do rzeczywistości sprzed wielu, wielu lat, niezbędny jest jeszcze research. Na jakie kolory pomalowane były tramwaje i samochody? Jakie farby składały się na kamuflaż czołgów? Dopiero ustaliwszy takie szczegóły (co wymaga nie lada historycznej wiedzy), można pokusić się o dalsze korygowanie kolorów i szlifować efekty uzyskane przez algorytmy, tak by ostateczny rezultat miał walor autentyczności. I ma!
A to nie wszystko. Różnie ważnym elementem fotografii, co przedstawiony na niej obraz, jest jego opis. Ten zaś ten nie zawsze jest precyzyjny.
- Czasami, aby dojść do lokalizacji zdjęcia nie wystarczy przeczytać jego opisu, bo zdarza się, że ten jest błędny, ale trzeba korzystać z historycznych planów miasta, wyjść na spacer skonfrontować zdjęcie z rzeczywistością, a czasami kogoś zapytać - tłumaczy Mateusz Janocha.
Czasami więc grafik zamienić się musi w detektywa.
Rzecz jasna znajomość dawnych, niemieckich nazw ulic i w ogóle wiedza na temat dawnego Bytomia, to sprawy podstawowe. Janosze jej nie brakuje.
- Chciałem odczarować obraz Bytomia jako miasta-ruiny, pokazując bogatą przeszłość miasta i zainteresować mieszkańców na nowo tym, co już kiedyś pewnie widzieli w czerni i bieli - stwierdza autor projektu "Bytom w kolorze".
Może Cię zainteresować:
W muzealnych archiwach zostały ślady dawnego Bytomia. Fascynujące zdjęcia sprzed ponad 100 lat
Może Cię zainteresować: