Już ponad 30 godzin trwa akcja ratownicza w kopalni Pniówek. Ratownikom wciąż nie udało się znaleźć siedmiu poszukiwanych górników. Akcja prowadzona jest w bardzo trudnych warunkach, w jej rejonie w dalszym ciągu przekroczone są dopuszczalne stężenia gazów.
- Dobra wiadomość jest taka, że akcja jest kontynuowana i to w taki sposób, że nie stanowi zagrożenia dla osób ratujących. Wycofano ratowników i trwa przewietrzanie, po to żeby obniżyć stężenie metanu i po to, żeby obniżyć temperaturę w wyrobisku. Robi się to po to, żeby można było bezpiecznie wejść do strefy zagrożenia – w Rozmowie Dnia Radia Piekary podkreślał Jerzy Markowski, doświadczony ratownik górniczy, były wiceminister gospodarki i ekspert górniczy.
Pytany przez red. Marcina Zasadę czy można mieć nadzieję, że uda się uratować ludzi, którzy zostali tam pod ziemią, Jerzy Markowski stwierdził:
- Po to mnie pan tutaj zaprosił, żebym wyraził kompetentną opinię – tam było tysiąc stopni, tego się przeżyć nie da.
Jerzy Markowski: Należało sprawdzić czy były warunki, by posłać tam ratowników
Jerzy Markowski dodał, że brał udział w kilkudziesięciu takich akcjach, ale nigdy nie spotkał się z wybuchem wtórnym, czyli tym co stało się w kopalni Pniówek. Zaznaczył, że po pierwszym wybuchu należało sprawdzić czy były warunki, by posłać tam ratowników.
- Ale ja też rozumiem impuls. Godzina 0.15. Jest wybuch. Jest noc. Na dole są dwa zastępy ratownicze. Kierujący w tym momencie kopalnią czy akcją ratowniczą podejmuje decyzję – są zastępy, chopie idziemy – dodał.
Gość Radia Piekary ocenił, że jest za wcześnie, by powiedzieć co zawiodło w tym przypadku. Zaznaczył, że to ustali komisja Wyższego Urzędu Górniczego. Według niego w kopalni Pniówek mieliśmy do czynienie z typową w akcjach ratowniczych „totalną determinacją”. - Ratownicy są tak „napaleni”, tak bardzo zdeterminowani w tym ratowaniu, że nie dbają o własne bezpieczeństwo – dodał Jerzy Markowski.
Może Cię zainteresować: