Pyzik sympatyczny, ale nikt za nim płakać nie będzie
O możliwych roszadach w Ministerstwie Aktywów Państwowych media spekulują już od kilku tygodni. Ich uwagę zwróciła chociażby absencja Piotra Pyzika, podsekretarza stanu i zarazem pełnomocnik rządu do spraw transformacji spółek energetycznych i górnictwa węglowego, podczas odbywającego się pod koniec lipca w Katowicach spotkania premiera Mateusza Morawieckiego z przedstawicielami związków zawodowych związanych z górnictwem.
U boku szefa rządu pojawił się wówczas za to Krzysztof Tchórzewski, w przeszłości (za tzw. „pierwszego PiS-u) sekretarz stanu w Ministerstwie Gospodarki, a od 2015 do 2019 minister energii. Już to dało „paliwo” do rozważań o możliwej zamianie obu polityków w MAP-ie. Nieoficjalnie mówiono, że sam Tchórzewski się do tego nie pali, ale bardzo namawiał go do tego sam prezes PiS, Jarosław Kaczyński. Według doniesień stacji RMF FM sprawa jest już w zasadzie przesądzona – 2 września Tchórzewski miałby objąć stanowisko wiceszefa MAP-u i przejąć odpowiedzialność za kwestie energetyczne, a Piotr Pyzik, po niespełna dziesięciu miesiącach, miałby pożegnać się z resortem.
- Nikt nie będzie rozdzierał z tego tytułu szat. To był kompletnie nieudany strzał. Jako człowiek jest sympatyczny, ale jako minister odpowiedzialny za górnictwo i energetykę… Cóż, sympatia nie wystarczy do kierowania czymś takim – komentuje Dominik Kolorz, szef śląsko - dąbrowskiej Solidarności.
-
Bilans
jego działania jest zgodny
z oczekiwaniami. Tak
bym to skwitował i nic
więcej nie powiem – dyplomatycznie
stwierdza Jerzy
Markowski, były
wiceminister
gospodarki i ekspert górniczy.
Tchórzewski: „sprawny minister energii”, „dobrze mówił o górnictwie, ale zamykał kopalnie”
Jeśli idzie o Tchórzewskiego, to obaj nasi rozmówcy zwracają uwagę, że w tematyce górniczej i energetycznej „siedzi” od dawna. Tego nie sposób mu odmówić.
- Wspólnie z nim w 2006 r. strona społeczna opracowała pierwszą, ponadpolityczną strategię funkcjonowania górnictwa w Polsce do roku 2015 i gdyby wszystkie późniejsze władze tę strategię wykonywały, to na pewno w sektorze górniczym byłoby lepiej. Potem dał się poznać jako dosyć sprawny minister energii – mówi Kolorz.
- Z okresu kiedy był odpowiedzialnym za górnictwo sekretarzem stanu w Ministerstwie Gospodarki wspominam go bardzo dobrze. Bardzo rozsądny i kompetentny w owym czasie człowiek. Natomiast nigdy mu nie zapomnę tego, że zlikwidował kopalnię Makoszowy i Krupiński. Gdyby te kopalnie wydobywały obecnie, to byśmy mieli o połowę mniejszy deficyt w Polsce. Mówił o górnictwie dobrze, ale robił źle – stwierdza z kolei Markowski, który z tego powodu tym razem kredytu zaufania Tchórzewskiemu już nie jest skłonny dawać.
-
Biorąc pod uwagę jego kontakty ze stroną społeczną w
przeszłości, to jest to jedna z nielicznych kompetentnych osób w
strukturach rządowych, żeby zastosować pewne systemowe rozwiązania
zarówno w kontekście energetyki, jak i szeroko pojętego górnictwa.
Ale będziemy
mogli go oceniać dopiero
wówczas, gdy zostanie
ministrem i będziemy
widzieć jego konkretne
działania –
zastrzega Dominik
Kolorz.
Prognozy Tchórzewskiego na razie się nie sprawdzają
Na ile zmiana w kierownictwie MAP-u może cokolwiek realnie zmienić w sytuacji polskiego górnictwa i jego relacjach z energetyką? Jerzy Markowski podkreśla, że pozycja Krzysztofa Tchórzewskiego w PiS jest zdecydowanie inna, dużo mocniejsza niż pozycja Piotra Pyzika. Dominik Kolorz ostrożnie stwierdza, że ta nominacja daje nadzieję na „przywrócenie w jakiejś części normalności w segmencie energetyczno – paliwowym”.
- Wszystko jednak będzie zależeć od tego, jakie kompetencje będzie miał. Jeżeli miałby być „kwiatkiem do kożucha”, a decyzje będą zapadać na innych szczeblach, to po prostu szkoda chłopa - mówi Kolorz.
Jeśli zamiana w MAP-ie faktycznie się dokona, to Tchórzewski będzie musiał wziąć na siebie przynajmniej w części ciężar odpowiedzialności za bieżącą sytuację w sektorze energetycznym i ciepłowniczym. A ta, im bliżej będzie sezonu grzewczego, stawać będzie się coraz bardziej nerwowa. Zwłaszcza jeśli, mimo rządowych deklaracji o płynących do Polski statkach z węglem surowca tego, z powodu chociażby ograniczeń w mocach przeładunkowych portów i kolei, zacznie u odbiorców końcowych brakować.
Sam Tchórzewski w ciągu ostatnich kilku miesięcy niejednokrotnie przedstawiał w tym kontekście mocno optymistyczne prognozy. W czerwcu podczas posiedzenia sejmowej komisji Komisji do Spraw Energii, Klimatu i Aktywów Państwowych ocenił, że deficytu węgla nie ma, sytuacja na rynku jest efektem paniki i spekulantów, a jesienią węgiel będzie kosztował 1500 – 2000 zł za tonę. Na razie nie wygląda na to, aby ten optymistyczny scenariusz miał się ziścić – nawet najtańszy na polskim rynku węgiel z Polskiej Grupy Górniczej ostatnio podrożał (średnio o 20 proc.), jego dostępna w jednostkowej sprzedaży ilość spadła (z 5 do 3 ton przy zakupie w e-sklepie), a cena za węgiel z importu ani myśli zbliżyć się do stawek podawanych przez Tchórzewskiego (dziś to są ceny rzędu 2600 – 3500 zł za tonę). Na dodatek Izba Gospodarcza Sprzedawców Polskiego Węgla ostrzega, że problemem będzie nie tylko cena, a w dalszym ciągu sama dostępność tego paliwa. Według szacunków Izby w najbliższym sezonie grzewczym w Polsce zabraknie ok. 2,5 ton węgli grubych.