I will be with you again – śpiewał na Stadionie Śląskim w Chorzowie Paul David Hewson, znany wszystkim jako Bono, wywieszając na scenie flagę „Solidarności” i kłaniając się publiczności głową do samej ziemi. Wokół niego rozpościerała się gigantyczna biało-czerwona flaga, a było to możliwe dzięki temu, że koncert 6 sierpnia 2009 roku odbył się w ramach trasy „360° Tour”, podczas której muzycy U2 grali na okrągłej scenie, otoczeni ze wszystkich stron fanami.
Nie
był to pierwszy raz, kiedy widownia utworzyła w „Kotle Czarownic„ biało-czerwoną flagę podczas utworu poświęconego Solidarności
(„New
year’s day”).
Cztery lata wcześniej odbyło się to
jako spontaniczna akcja, po której
U2 dało ultimatum, że jeśli ma ponownie zagrać w Polsce, to tylko
w Chorzowie. Tak też się stało.
Tym
razem muzycy byli jednak doskonale przygotowani. Organizatorzy sami
wyświetlili biało-czerwoną flagę na telebimie w kształcie walca,
widocznym z każdego miejsca na stadionie. Był on zawieszony na
przypominającej ogromnego pająka konstrukcji. Całość ważyła
około 200 ton i trzeba było kilku dni, żeby ją rozebrać.
Koncert U2 był ostatnim na Stadionie Śląskim przed modernizacją. Bawiło się na nim 80 tys. osób. Cztery lata wcześniej 65 tys. Tłumy przyciągnęła także Metallica (60 tys.), Red Hot Chilli Peppers (60 tys.) i The Rolling Stones (55 tys.). Przez dekady Stadion Śląski zapełniały gwiazdy światowego formatu. Dla artystów z Polski był on jednak zbyt duży. Legendarny Dżem zagrał jedynie jako support przed The Rolling Stones. W ostatnich latach to się jednak zmieniło.
43 tys. światełek dla Jana „Kyksa” Skrzeka
Bo gdy otwieram oczy, to kocham to, co widzę. Różowe powietrze, tabliczka Katowice – rapował na Stadionie Śląskim Miłosz „Miuosh” Borycki, a fani podnieśli w górę ręce z włączonymi latarkami w telefonach. Było to światełko dla nieżyjącej legendy bluesa ze Śląska – Jana „Kyksa” Skrzeka. A dokładniej: 43 tys. światełek, bo tyle osób pojawiło się na płycie oraz trybunach.
– Od momentu, kiedy wpadłem na pomysł zagrania na Stadionie Śląskim, opracowania koncepcji, oddania tego ludziom, którzy zajęli się produkcją, do wejścia na scenę, minęło dziewięć miesięcy. Dla całej ekipy był to trudny, a dla mnie dodatkowo ekscytujący, czas – powiedział później Miuosh w wywiadzie dla RedBulla. – Dziwnie to przeżywałem, bo niespecjalnie się stresowałem tym występem. Na scenie byłem z kolei zachwycony tym, co się dzieje.
Początkowo ten koncert miał odbyć się w innym miejscu, ale współpracownicy doradzili raperowi, że „duże rzeczy robi się w dużych miejscach” i tak padło na Stadion Śląski. Nie spodziewał się on jednak tak dużego zainteresowania.
– Żeby jakiś projekt mógł zaistnieć na wielkim stadionie, przede wszystkim trzeba mieć dojrzały produkt – wyjaśnił z kolei na łamach portalu DadHero. – Następnego dnia wstałem, pomyślałem, że było fajnie, a potem uciekłem w pracę. Nie jestem zwolennikiem klepania siebie samego po plecach – dodał.