"Tina Turner, 'Królowa Rock'n'Rolla' zmarła w wieku 83 lat po długiej chorobie. Odeszła w swoim domu w Kusnacht, w pobliżu Zurichu. Świat stracił legendę muzyki i wzór do naśladowania" - poinformował rzecznik prasowy legendarnej artystki.
Tina Turner (właściwie Anna Mae Bullock) urodziła się 26 listopada 1939 r. w miejscowości Brownsville w amerykańskim stanie Tennessee. Karierę rozpoczęła w latach 50. XX wieku, w duecie z mężem, Ike'em Turnerem (później Tina otwarcie opowiadała o przemocy, jakiej doznała od swojego byłego męża). Światową supergwiazdą Turner została w latach 80. jako solistka. To z tamtego okresu pochodzą jej największe przeboje, jak "What's Love Got to Do with It" i "(Simply) The Best". Wydany w 1983 roku album "Private Dancer" sprzedał się w 20 mln egzemplarzy. W sumie, przez kilka dekad płyty artystki kupiło ponad 200 mln ludzi na całym świecie.
Turner była też najczęściej nagradzaną artystką rockową w dziejach muzyki rozrywkowej - zdobyła 70 nagród muzycznych, w tym aż 8 nagród Grammy.
A śląski wątek. W 1981 roku, dosłownie na kilka dni przed stanem wojennym, Tina Turner wystąpiła w Katowicach. Oczywiście - w Spodku. Dała niesamowicie żywiołowy, niezapomniany koncert.
Amerykańską divę udało się sprowadzić do Polski wyjątkowo „promocyjnie”. Po głośnym rozwodzie z Ikem Turnerem, jej kariera znalazła się na rozdrożu i Tina na kilka lat wypadła z obiegu w globalnym show-biznesie. Ponoć zagrała w Spodku za wyjątkowo niską stawkę, jak na artystkę tego formatu, ale i tak nie wszyscy doceniali tę okazję. Towarzysze od kultury i część gazet krytykowała Pagart (Polską Agencję Artystyczną, która organizowała koncerty zagranicznych wykonawców w Polsce), że zaprasza podstarzałą pieśniarkę, która najlepsze lata ma już dawno za sobą.
Turner najpierw zamknęła usta krytykom na scenie – w kusych fatałaszkach pokazała polskiej publiczności soulową energię, jakiej jeszcze w Spodku nie widziano (Ktoś był? Ktoś pamięta to legendarne „Proud Mary”?). A trzy lata później wróciła na szczyty list przebojów. I już nigdy nie było nas stać, by ściągnąć ją do Katowic.
- Zanim Tina Turner przyjechała do Katowic, znałem jej muzykę z Trójki. „Nutbush City Limits”, „River Deep, Mountain High”… Znaliśmy muzykę z radia, a jej wizerunek z czarno-białych zdjęć. Takie czasy, że więcej trzeba było sobie wyobrażać – opowiada Ireneusz Kaźmierczak, słynny śląski fotograf, który w 1981 roku był na koncercie Tiny w Spodku. Zdjęcia z tego koncertu publikujemy dzięki jego uprzejmości.
W 1981 roku Kaźmierczak zabrał ze sobą aparat, dwie rolki filmu i… w tłumie czekał na dobry moment.
- Czasy były trudne, tuż przed stanem wojennym, niewesoło. Ale idąc na koncert podejrzewałem, że będzie to spektakl, którego nie zapomnę – opowiada fotograf. - W pewnym momencie patrzę w obiektyw na nią, a sekundę później widzę jej wzrok, dokładnie w moim kierunku. To był magiczny moment. A koncert? Jak spektakl z innego świata. Energia, witalność, jej niesamowity głos… Fantastyczny zespół, chórki… I Tina w tej pięknej sukience… Takich rzeczy się nie zapomina.