Pamiętacie bestsellerową książkę Patricii Schultz, prezentującą 1000 niezwykłych zakątków globu, które trzeba zobaczyć? „1000 miejsc, które musisz zobaczyć przed śmiercią” – ta pozycja doczekała się wielu wznowień, filmowych adaptacji i najrozmaitszych kontynuacji. Na pytanie, czy w Górnośląsko-Zagłębiowskiej Metropolii są też takie miejsca, odpowiedź jest jedna: jasne, że są. To przecież najbardziej zróżnicowany ze zurbanizowanych terenów Polski. Miasta stare i nowoczesne, bogaty przekrój architektury, zabytki przemysłu, ciekawa, nieodkryta szerzej przyroda. I o tym wszystkim piszemy w tym cyklu.
Sylwetka jak… hałda
Kościół św. Ducha wybudowany w tyskim Żwakowie w 1982 roku od pierwszego projektu nie przypominał żadnej innej świątyni, która powstała w powojennej Polsce. Jedni widzieli w nim egipską piramidę, inni świątynię pogańską, jeszcze inni statek kosmiczny. Różne były też inspiracje jego architekta, legendarnego Stanisława Niemczyka. Wczesnochrześcijański namiot spotkania, stare, drewniane świątynie, charakterystyczne również dla śląskich prowincji, a a nawet… górnicze hałdy.
„Hałdy były stałym elementem śląskiego krajobrazu. I jedną z naszych inspiracji” – zdradzał Wojciech Czech, przyjaciel Niemczyka, który współpracował z nim przy budowie kościoła. Dominantą budowli jest potężny, czterospadowy dach, dochodzący niemal do ziemi i ukrywający resztę konstrukcji. Pierwszy proboszcz i budowniczy kościoła, ks. Franciszek Resiak wspominał, że gdy sylwetka świątyni była już gotowa, jedna z parafianek zapytała: „Dach już macie, a kiedy reszta?”. Ale zdziwienie, jakie projekt Niemczyka wywołał w lokalnej społeczności, było najmniejszym problemem dla tej inwestycji.
Może Cię zainteresować:
Stalowe domy w Zabrzu. Oryginały, jakich świat nie widział. I w dodatku da się w nich mieszkać
„Księże biskupie – to mafia”
Budowa kościoła w Tychach, od pierwszego pomysłu, była skazana na
niepowodzenie. Projekt nie podobał się władzom kościelnym i – decyzją
archidiecezjalnej komisji architektonicznej – został pierwotnie
odrzucony. U samego bp. Herberta Bednorza uratował go wtedy ks. Resiak.
„Poszedłem do biskupa i powiedziałem mu wprost: ‘Księże biskupie, tam jest mafia w tej kurii. Oni tylko swoim dają budować kościoły i potem mamy wszędzie jakieś bohomazy’” – mówił proboszcz parafii św. Ducha. Co na to Bednorz? „Mówicie, że to jest mafia? To ja wam to podpiszę” – wspominał ks. Resiak.
Zgoda Kościoła niewiele znaczyła przy oporze władz państwowych, które dwa lata zniechęcały Niemczyka i Resiaka wszelkimi metodami obstrukcji. Architekt opowiadał, jak został wezwany do ówczesnego prezydenta Tychów. „Ja słyszałem, że wyście są zdolni projektant. Zdolni” – Niemczyk wspominał początek tej rozmowy. Komuniści na każdym kroku uświadamiali mu, że „temat, którego się podjął, nie jest obojętny dla władzy”. Nawet, gdy finalnie budowa ruszyła w 1978 roku, sabotowano ją z różnych stron: blokując zakup i transport materiałów czy maszyn. No i byli jeszcze pracodawcy Niemczyka w Miastoprojekcie, którzy kontrolowali każdy jego krok, łącznie z rewizją biurka, bo podejrzewano, że architekt ukrywa w nim projekt świątyni.
Powstanie kościoła św. Ducha w takich okolicznościach było wydarzeniem bez precedensu w ówczesnej Polsce. Ale upór i determinacja Niemczyka, które do tego doprowadziły, to tylko część powodów, by dziś wybrać się do Tychów. Ważniejszym świadectwem okazała się sama architektura i nią tyski projektant wyprzedził zdecydowaną większość najwybitniejszych twórców w Europie.
„To bardzo wczesna droga dla postmodernizmu, który w zachodniej Europie stał się powszechny, ale jakieś 15 lat później. Aldo Rossi robił podobne rzeczy, bracia Krier też, ale później” – podkreśla Dietmar Eberle, słynny austriacki architekt i krytyk architektury.
Zamiast obrazów – malowidła Nowosielskiego
Stanisław Niemczyk był w swoim czasie jednym z niewielu projektantów w Europie, którzy sacrum byli w stanie umiejętnie pogodzić z brakiem przepychu. Jak sam podkreślał, architektura sakralna była dla niego sztuką odrzucania, w której wybranie pustki może być o wiele większą wartością niż zagęszczanie nawet najbardziej wyrafinowanej ozdobności. Ale wnętrze kościoła w Tychach swoją niezwykłość zawdzięcza złączeniu wrażliwości i wyobraźni przestrzennej dwóch artystów: Niemczyka i wybitnego malarza, prof. Jerzego Nowosielskiego.
Malowidła Nowosielskiego sporządzone bezpośrednio na deskach zastąpiły obrazy, jakie tradycyjnie znajdują się w kościołach. Kojarząca się z ikonami estetyka Profesora tworzy - jak to w tomie "Sztuka Górnego Śląska" opisała prof. Ewa Chojecka, "ducha wyciszonej wspólnotowości, skupienia bliskiego mistycznego doświadczenia prawosławnej ikony wpisanej w nowoczesną przestrzeń sakralną”. Na marginesie, to też było przedmiotem nieporozumień w lokalnej społeczności. „Księże proboszczu, ja miałam piątkę z rysunku, ja bym wam namalowała to wszystko za darmo” – stwierdziła parafianka, widząc dzieła Nowosielskiego.