W latach 80. XIX wieku nieopodal
Miasteczka Śląskiego (wówczas
Georgenberg)
natrafiono na niezwykle obfite pokłady rudy żelaza, której warstwę
oszacowano na szesnaście metrów, a zawartość samego żelaza na 48
proc. To sprawiło, że otwarta tutaj w 1989 roku na zlecenie Hugona
Henckel von Donnersmarcka kopalnia „Bibiela” była jedną z
najwydajniejszych w całej Europie. Razem z nią otwarto kopalnię „Szczęście Flory”, gdzie wydobywano rudę cynkowo-ołowianą.
Oba zakłady, posiadające wspólną dyrekcję, zatrudniały około 700 pracowników. Funkcjonowały dzięki czterem szybom: „Neptun”, „Nordstern” („Gwiazda Północy”), „Glück Auf” („Szczęść Boże”) i „Klemens”. Miały one głębokość do sześćdziesięciu metrów i zostały wydrążone metodą upadową – korytarzami o odpowiednim nachyleniu schodziło się pod ziemię, a na powierzchnię wyjeżdżał nimi urobek, który następnie trafiał koleją wąskotorową do oddalonego o sześć kilometrów Miasteczka Śląskiego i dalej, gdzie tylko był potrzebny.
Od
samego początku największym problemem kopalni była woda. Oby ją
odprowadzać, trzeba było wydrążyć ponad
dziewięćdziesięciometrowe sztolnie i uruchomić osiem pomp
parowych o wydajności 29 metrów sześciennych na minutę. Mimo to w
ciągu 28 lat działalności kopalnię „Bibiela” zalało
czterokrotnie.
Może Cię zainteresować:
71. urodziny Jerzego Pilcha. Zapraszamy na spacer śladami mistrz słowa po jego rodzinnej Wiśle
Największa katastrofa, która raz na zawsze przesądziła o zamknięciu zakładów, nastąpiła 17 czerwca 1917 roku.
– O godz. 11.00 przed południem zauważono w jednej sztolni silniejsze napływy wody, który atoli wielkie maszyny wkrótce pokonywały. Nagle dziesięć minut przed drugą po południu, kiedy górnicy prawie kończyli szychtę, rozległ się w kopalni ogromny huk i szum wody. Z boku i spodu woda wyrwała wielkie bryły rudy, tam i ówdzie stropy się zawaliły, zapadły ściany, a przeraźliwie huczący potok wody, podwyższający się od minuty do minuty, dochodził górnikom już pod kolana – pisał Jan Nowak w „Kronice miasta i powiatu Tarnowskie Góry”.
Dzięki temu, że szyby zostały wydrążone metodą upadową, wszyscy górnicy zdołali uciec na powierzchnię. Dwie godziny później wszystkie podziemne korytarze, wraz z maszynami, były już zatopione. Podjęto jeszcze próbę wypompowania wody, ale udało się jedynie nieco obniżyć jej poziom i uratować część sprzętu. 700 osób straciło pracę. Dwie trzecie zasobów Kopalni „Bibiela” do dziś pozostaje pod wodą.
Po latach okazało się, że zakład został zalany z powodu bliskości Głównego Zbiornika Wód Podziemnych Lubliniec-Myszków, którego powierzchnia to 2100 kilometrów kwadratowych – tyle, co cztery Warszawy.