Po heroicznym boju GUS policzył
Ślązaków w spisie powszechnym. Cieszymy się?
Absolutnie.
Heroiczny bój z Excelem powinien zakończyć się w pół roku.
Trwało to dwa lata, wyglądało dziwnie, ale jest. Prawie 600 tys.
deklaracji narodowości śląskiej, prawie pół miliona dotyczących
używania języka śląskiego.
I
to jest sukces? W świetle wyników spisu z 2011 roku?
Moim
zdaniem to absolutny sukces. Jest takie słowo: metodologia. W 2011
roku mieliśmy w 20 proc. samospis, uzupełniany przez dane zebrane
przez rachmistrzów, a następnie statystyczną ekstrapolację.
Porównanie tych dwóch spisów to jak zestawienie gruszek i jabłek.
To
znaczy, że 10 lat temu ekscytowaliśmy się nieprecyzyjnymi wynikami
i dopiero ustalenia tego spisu obrazują prawdziwą liczebność
Ślązaków?
Nie
do końca. W tym przypadku, mówiąc kolokwialnie, mamy dane 100 na
100, więc metodologicznie wszystko się zgadza. Natomiast nie można
zapominać, że z punktu widzenia chętnych do deklarowania np.
narodowości śląskiej, ten spis miał szereg utrudnień, opcji,
wymagał – szczególnie od osób starszych – sporego wysiłku, by
wpisać śląską deklarację w odpowiednią rubrykę. Kluczowy jest
wniosek: Ślązacy są największą nieuznaną mniejszością
etniczną w Polsce, a być może nawet w Europie. 600 tysięcy ludzi.
To więcej niż populacja kilku europejskich krajów.
Co
z tego wynika, oprócz tego, że po prostu wiemy?
To,
że wiemy, to bardzo dużo. Jest w Polsce 600 tysięcy ludzi, którzy
mają odrębną tożsamość etniczną, którzy mają swoją własną
tradycję, którzy mają inne spojrzenie na historię, którzy
oczywiście mają własny język i którzy uporczywie domagają się
uznania w państwie polskim. A państwo to równie uporczywie im tego
prawa odmawia.
To
stan sprzed kampanii wyborczej. Ślązacy, którzy kiedyś całowali
klamkę w jednym rządzie, a w oczach drugiego byli i są głównie
zakamuflowaną opcją, dziś mogą przebierać w ofertach i
obietnicach: język regionalny, mniejszość etniczna… Co się
zmieniło?
Tak
szczerze? Wybory. Od dawna na Śląsku liczymy głównie na siebie.
Ale jest kampania, partie robią badania, dostrzegają różne
składowe elektoratów i ich potrzeby. I jeszcze raz: w tym przypadku
mówimy o rzeszy prawie 600-tysięcznej. To populacja porównywalna z
ludnością całej Łodzi. Pytanie kolejne oczywiście brzmi, czy
mamy do czynienia z przełomem, który przyniesie konkretne zmiany w
prawie.
Jak
to „pytanie”? Liderzy 4 partii opozycyjnych wprost obiecują
język regionalny, jeśli po 15 października będą rządzić.
To
prawda. Wszystkie partie opozycji demokratycznej popierają ten
postulat. Na własne uszy słyszałem, jak Donald Tusk wymieniał
język śląski wśród 100 konkretów PO na 100 dni.
Więc
jak to „pytanie”?
15
października musimy wygrać wybory, to pierwszy warunek. A potem,
jeśli dzisiejsza opozycja utworzy rząd, trzeba skutecznie tę
obietnicę egzekwować. Kazik śpiewał kiedyś: „Nie wierzę
politykom jak psom”. Ja jako Ślązak i uczestniczący obserwator
polityki mam prawo do sceptycyzmu. Jako przyszły – mam nadzieję –
parlamentarzysta, zamierzam walczyć o język regionalny. Wiem też,
że układ sił w Sejmie może być niebawem taki, że mój
pojedynczy głos może rozstrzygać o wielu sprawach i w tej sytuacji
siła politycznego szantażu śląskich posłów może być większa
niż kiedykolwiek.
To
egzekwowanie dotyczy też sprawy uznania Ślązaków za mniejszość
etniczną? Bo jeśli Tusk obiecał i to, to po co uchwalać język
regionalny, jeśli ochrona języka zawiera się w prawach i
przywilejach mniejszości etnicznej?
Tu
sprawa jest trochę bardziej skomplikowana, bo o ile politycy
pogodzili się z językiem śląskim, to do tematu mniejszości wciąż
podchodzą – że tak powiem – jak pies do jeża. Po części
wynika to bałaganu pojęciowego jaki mamy w Polsce: z mniejszością
narodową, etniczną, narodowością i narodem. GUS nie pytał
Ślązaków, czy czują się członkami mniejszości etnicznej,
zapytał o narodowość. Na Śląsku też przez wiele lat posługiwano
się pojęciem „narodu śląskiego”. Dziś raczej mowa o
mniejszości etnicznej i to jest kategoria prawna, dość precyzyjna,
określona w ustawie. W tym kontekście Ślązacy bez wątpienia są
w Polsce mniejszością etniczną, najliczniejszą w kraju i to
między innymi pokazują wyniki spisu. Jeśli chodzi o scenariusz
polityczny, to - jakkolwiek to brzmi - obawiam się, że język dostaniemy szybko i tym
będziemy musieli się zadowolić. Dlatego trzeba licytować wyżej,
w dłuższej perspektywie walczyć o realizację obietnicy przyznania
statusu mniejszości.
A
może to również dla Ślązaków, dla regionalnych organizacji,
samorządów, będzie próba, czy jesteśmy w stanie wykorzystać
instrumenty i przywileje, jakie daje nam język regionalny?
W
dużej mierze. Dotyczy to ochrony języka na poziomie nauczania, na
poziomie edukacji regionalnej, kształcenia
nauczycieli-regionalistów… Język regionalny zapewnia pieniądze
nieporównywalne z tym, na czym dziś operują, w chałupniczym
wymiarze tacy twórcy, jak Grzegorz Kulik czy Pejter Długosz.
Wyobraźmy sobie, że w ten system wpuścimy 120, czy 150 milionów
złotych rocznie. To oznacza zupełnie inną skalę i nowe
możliwości. Patrzmy na Kaszubów, którzy ten egzamin zdali, choć
też nie było to ani proste, ani oczywiste.
A
zdali?
Kaszubów
jest mniej niż Ślązaków. Mają swoje administracyjne trudności,
nie najważniejsze jest to, że kultura kaszubska się rozwija, język
kaszubski jest w szkołach, można go zdawać na maturze,
kaszubistyka jest wykładana na Uniwersytecie Gdańskim, a po
kaszubsku mówi się dziś na skalę nieporównywalną z czasami np.
20 lat wstecz. To są niepodważalne osiągnięcia, na które
miejscami spoglądamy z zazdrością.
To załóżmy taki
scenariusz: rządzi PO, w 100 dni, czyli gdzieś tak w pół roku
mamy język regionalny. Czy my w ogóle jesteśmy na to na Śląsku
gotowi?
Potrzebujemy
kadr nauczycielskich i to wyzwanie nie tylko dla Uniwersytetu
Śląskiego, ale i różnych instytucji regionalnych. Na pewno nie
jesteśmy gorzej przygotowani niż Kaszubi, gdy prawie dekady ich
język dostał status regionalnego. Energia, artyści, cały dorobek
ostatnich lat śląskiej kultury – to nasz wielki kapitał.
Jak
pan wyobraża sobie kulturę śląską, która stanie się – na
pewno w jakimś stopniu – koncesjonowana przez państwo?
Tak
bym tego nie nazwał. Nawet jeśli pieniądze przyciągną również
ludzi, którzy wielkiej jakości do tej kultury nie wniosą. Zresztą,
ja widzę zupełnie inny dylemat: jeśli nie zaczniemy tego procesu,
nie otoczymy śląskości należną jej opieką państwa, za dwa-trzy
pokolenia język śląski trafi do muzeum języków rzadkich. Tam
będzie badał je jakiś antropolog albo socjolingwista, ale w
codziennej praktyce on po prostu zniknie.
Dlaczego
miałoby się tak stać, biorąc pod uwagę, jak wiele dobrego
zdarzyło się w tej dziedzinie przez ostatnią dekadę, gdy państwo
język i kulturę śląską miało w głębokim poważaniu?
Mam
pewną analogię polityczną, bo – tak swoją drogą – uważam,
że ta polityka na szczeblu regionalnym utorowała drogę śląskiemu
renesansowi w kulturze. Ruch regionalny, któremu patronował Jerzy
Gorzelik wprowadził śląskość do publicznej debaty, nie trzeba
tego nawet specjalnie wyjaśniać. Natomiast jeśli popatrzymy sobie
na poprzednią dekadę, na rok 2018, w którym Ruch Autonomii Śląska
współrządził województwem, to z dzisiejszej perspektywy był to
absolutny szczyt regionalistów w polityce. Co z tego zostało dziś,
po katastrofie Śląskiej Partii Regionalnej? W śląskiej kulturze
wydarzyło się wiele wspaniałego – Szczepanowi Twardochowi czy
Grzegorzowi Kulikowi będą kiedyś na Śląsku stawiać pomniki,
ale… Czy to dziś zjawisko powszechne? Czy raczej, obserwując to
wszystko od środka, ulegamy trochę efektowi halo, a w Polsce wciąż
jesteśmy takimi… Jak to powiedział Twardoch: „Krasnoludami”?
Ok,
inaczej. Czy powinniśmy być wdzięczni wielkiej polityce, która
miała nas w nosie, bo dzięki temu śląska kultura i nierozłącznie
związany z nią język, stały się autentycznym zjawiskiem? Takim,
na którym nikt nie położył łapy, nikt nie sprzedał i nie
uzależnił od państwowego cyca?
W
pewnym sensie, o ile my właśnie nie jesteśmy na szczycie tej fali,
która z różnych powodów, również metrykalnych, zacznie opadać.
Co jeśli filozofia „do it yourself” osiągnęła już szklany
sufit? W tej sytuacji pieniądze, które Śląskowi się po prostu
należą, pozwolą naszej kulturze na kolejny jakościowy skok i
przebicie tego sufitu. Machiavelli pięknie mówił, że polityk musi
korzystać z okazji. Jeśli z niej teraz nie skorzystamy, ktoś w
przyszłości powtórzy, tym razem za śląskim mędrcem, że byliśmy
dupowaci.
Mam
wątpliwości, czy państwo jest dziś w stanie rozwijać coś
takiego jak kultura.
Ale
są przykłady, w historii i to nie całkiem dawnej. Jest taka
fascynująca historia z książki „Magnificent Rebels” o
niemieckich geniuszach, którzy na przełomie XVIII i XIX wieku
spotkali się w Jenie i dzięki wsparciu księcia Karola Augusta
praktycznie… wymyślili Niemcy. Te z czasów, gdy uważano je za
mekkę poezji, sztuki i filozofii. Goethe, Schiller, Schelling,
Fichte, Humboldtowie… To towarzystwo się potem rozpierzchło, ale
w pewnym sensie, dzięki instytucjonalnemu wsparciu, stworzyli idee,
dzięki którym możliwy stał się m.in. proces zjednoczenia
Niemiec. Mówi pan o spontaniczności śląskiej kultury. Jasne, ale
Teatr Śląski to przecież instytucja marszałkowska. Więc
narzędzia i możliwości, które potrzebują odpowiednich ludzi. I
dopiero Robert Talarczyk był w stanie je wykorzystać. Podobnie
myślę o potencjalnym wsparciu, jakie śląska kultura może
otrzymać od państwa.
Ponad
10 lat temu Michał Smolorz narzekał na stan śląskiej kultury i
liczył, że wspólnota zbudowana wokół języka śląskiego może
kiedyś wyda plon. Co będzie za 10 lat i żeby już nie narzekać,
pytam o optymistyczny scenariusz.
Scenariusz
marzeń? Śląski w szkołach i śląski na uniwersytecie. Śląski
na maturze. Tacy ludzie jak Grzegorz Kulik czy Jolanta Tambor z
katedrą, z doktorantami… Pamiętam jak 20 lat temu na
uniwersytecie badacze godki spotykali się u prof. Tambor i
sprzeczali się o pochylone „o”. Potem Grzegorz zaczął
tłumaczyć wielką literaturę na śląski i okazało się, że
można postawić kolejny krok, że naprawdę mamy do czynienia z
językiem. Niemiecki ukształtował się dzięki tłumaczeniu Biblii
na niemiecki, to wtedy stworzono wzór Hochdeutsch, który
ukształtował się przez kolejne stulecie. Podobnie będzie z
językiem śląskim.