Wiele osób uważa, że pod terminem Tragedii Górnośląskiej powinny być także ujęte zbrodnie niemieckie popełnione w latach 1939-1945. Jednak sporo słusznie przekonuje, że o tych faktach wiedziano i mówiło się przez cały okres powojenny i stanowiły one, jak powiedział Sebastian Rosenbaum z katowickiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej, „stały element funkcjonującej w Polsce pamięci” (Dziennik Zachodni z 17 stycznia 2025r.). Z kolei Tragedia Górnośląska, czyli zbrodnie sowieckie i polskich komunistów, była zakłamywana i przemilczana. Dlatego wciąż staramy się przypominać i odkrywać fakty z nią związane.
Więzieni przez NKWD i MBP
Koniec wojny nie oznaczał końca represji. Po wkroczeniu Armii Czerwonej do Polski 17 stycznia 1945 roku można było trafić do obozu tylko dlatego, że ktoś z rodziny został uznany za Niemca albo działał w ruchu oporu. Aż do 1989 roku publicznie nie mówiono i nie pisano o tych wydarzeniach.
W styczniu 1945 roku NKWD wydało rozkaz, w myśl którego Armia Czerwona i NKWD miały prawo oczyszczać teren zaplecza frontu ze wszystkich nieprzychylnych sobie sił. Chodziło tutaj głównie o polskie podziemie zbrojne. W tym celu zaczęto tworzyć miejsca odosobnienia, obozy NKWD na ziemiach polskich. Komuniści często wykorzystywali infrastrukturę dawnych obozów niemieckich, tworząc obozy dla własnych potrzeb.
6 kwietnia 1945 roku Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego utworzyło Centralne Obozy Pracy. Powołano obozy w Warszawie, Poniatowie, Krzesimowie, Potulicach oraz Jaworznie. Na Śląsku do kopalń węgla kamiennego, gdzie brakowało rąk do pracy, kierowano przymusowo jeńców wojennych, volksdeutschów, osoby pochodzenia niemieckiego, żołnierzy podziemia antykomunistycznego oraz przestępców kryminalnych.
Na początku roku 1949 w Polsce było 79228 więźniów, w tym 32197 więźniów politycznych. Po dwóch latach liczba aresztowanych z powodów politycznych zwiększyła się o 30% (jesienią 1952 roku wynosiła 49500 osób).
Do klasyka architektury wprowadza się ubecja
Z pewnością niewielu wie, że mroczną historię ma także budynek Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, przy ulicy Dąbrowskiego 45 w Chorzowie. Warto więc, by korzystający z tego gmachu ją poznali. Budynek jest z roku 1927, powstał jako siedziba ZUS według projektu Rudolfa Ziółko ze Świętochłowic. Należy jednak wtrącić, że w rozpisanym konkursie na projekt gmachu Ziółko zajął drugie miejsce, a wygrał Stanisław Tabeński (późniejszy autor projektu budynku Komunalnej Kasy Oszczędności, czyli chorzowskiego drapacza chmur). Budowa chorzowskiego gmachu ZUS trwała zaledwie 18,5 miesiąca. Budynek ZUS, z akcentami klasycyzmu, ma cechy reprezentacyjnego pałacu miejskiego, posiada cztery kondygnacje oraz nadbudowane piąte piętro. Warto napisać, gdyż nie wszyscy to wiedzą, że w środkowej części budynku jest reprezentacyjna sala konferencyjna obejmująca dwie kondygnacje. Pomieszczeń biurowych jest w gmachu ponad 200, do wybuchu II wojny światowej mieścił się w nim bank oraz różne urzędy. Budynkowi nadano też pewien charakter obronny. Miał m.in. piwnice mogące służyć jako schrony, osobne ujęcie wody, własny generator prądu, a także szereg osobnych wejść. W czasie wojny nadal działał tam bank oraz urzędy administracji. Jednak już po II wojnie światowej zajął go częściowo Urząd Bezpieczeństwa Publicznego, którego działanie obejmowało tereny tzw. Wielkiego Chorzowa oraz Świętochłowic. Urzędowi szefował Kazimierz Pieszko. Postanowiono zająć całe prawe skrzydło gmachu. Ta część posiadała niezależne wejścia do piwnic oraz na wyższe piętro. Ten obszar gmachu był w posiadaniu UB od 1945 do 1956 roku. Po wyprowadzeniu się UB nastąpił szereg remontów w celu przywrócenia dawnych funkcji w gmachu i nadania wnętrzom, a głównie korytarzom, wyglądu z lat 30. XX wieku. Najpewniej chciano też usunąć ślady działania UB. W efekcie budynek zatracił historyczny wygląd z lat 40. i 50. Pozostawiono dębowe drzwi, zmieniono także układ pomieszczeń piwnicznych dostosowując je do potrzeb archiwum. W czasie remontu zatarto wydrapane napisy oraz ślady krwi na ścianach, wymieniono drzwi więzienne.
Walka o pamięć
Przez wiele lat Jerzy Bogacki, społecznik, przewodniczący Stowarzyszenia Nasz Chorzów, zabiegał o umieszczenie na budynku stosownej tablicy pamiątkowej. Batalia trwała kilkanaście lat. Wielu wręcz zwątpiło w powodzenie tej inicjatywy. Upór Bogackiego jednak zwyciężył. Dostał zgodę odpowiednich instancji, pozyskał honorowy patronat ówczesnego wicemarszałka Sejmu RP Piotra Zgorzelskiego (dzięki niemu IPN zajął stanowisko w sprawie), znaleźli się darczyńcy i tablicę odsłonięto w sierpniu 2023 roku (przy wejściu od strony ulicy Drzymały). Może warto informację o historii tego budynku umieścić także w środku? Niech petentom ZUS (prócz informacji o gmachu) przypomina, że wojenne, a także powojenne egzekucje, tortury, gwałty i rabunki dotykały zwykłych, często przypadkowych ludzi. Informację taką można zawiesić w holu budynku na parterze, a jej wykonanie nie musi bazować na społecznikowskiej akcji – wystarczy inicjatywa dyrekcji ZUS…

Może Cię zainteresować: